czwartek, 25 października 2007

Wściekłe jesienne nastroje

Z życiem jest trochę jak z miłosną liryką stosowaną: na froncie zakup bukietu róż, na zapleczu pranie brudnych skarpetek i prasowanie koszul. Jesienią przyszła najwyraźniej pora na dominację ciemnej strony Księżyca. Niektórym sąsiadom po prostu odbija. O czym w krótkiej opowiastce niżej.

Kilka słów z ochroniarzem na dole, w jamie przeznaczonej na ich „stróżówkę”. Rzecz polega na tym, iż z poziomu podziemnego garażu „minus jeden” nie można swobodnie wydostać się na powierzchnię przez wyjście na klatce drugiej. Ktoś po prostu zamknął wyjście ewakuacyjne na klucz. Że nie wolno? Że winien być swobodny szlak ewakuacji na przykład w razie pożaru? No cóż, nieznany klient zamknął i ma w nosie detale. O tym rozmawiamy.

Zapalamy po papierosie. „Route 66”, wersja light. Po dziesięciu mniej więcej minutach z góry, to jest z poziomu parterowego wejścia do windy dobiega nieokreślony damski głos. Przez szparę w ciągu schodów widać, że to jedna z sąsiadek. Mówi do nas coś niewyraźnego. Ponieważ nie słyszę w czym rzecz wchodzę parę kroków wyżej, rodzaj półpięterka i słyszę: „Panowie, ja sobie nie życzę, smród dociera na klatkę, proszę palić na zewnątrz budynku, klatka to część mojego mieszkania, palicie jakieś marne i tanie świństwo...”

Jak wrażliwa zapachowo dama wyczuła „smród” trzy poziomy wyżej – trudno dociec. Może ma wrażliwy nos, mniejsza. Może istotnie papierosy winno palić się na zewnątrz budynku? Jak by nie było – w pretensji sąsiadki kilka głupstw, które nazwać trzeba.

Otóż po pierwsze klatka schodowa nie jest częścią Pani mieszkania. Jest ciągiem wspólnym, więc także moim. Po drugie gdy się czegoś chce od kogoś, to raczej należy zadbać o właściwy, niewielki dystans między rozmówcami – nie nauczać z wysokości, bo to budzi raczej niechęć.

Po trzecie wyrażając się o jakości niedawno wypalonego papierosa klasy średniej wyższej, typ light (a ochroniarz to niby jakie ma palić, by uzyskać aprobatę gatunkową?), upoważniła Pani niniejszym drugą stronę do takiegoż samego wyrażania prywatnych opinii – stąd powiem Pani, że Jej nowa fryzura jest całkiem przyjemną konstrukcją. Gdybyż jeszcze weselsza mina...

Po czwarte wreszcie najuprzejmiej informuję Panią, że Jej poglądy może i warte są wysłuchania, może należy zastosować się do tego i owego – niestety nikt nie wybrał Pani Królową Pszczół, rozmawiającą z trutniami wyłącznie przy pomocy edyktów, rozkazów i poleceń. Nieśmiało tedy sugeruję dobranie właściwszej formy dialogu z otoczeniem. Nie wspominam o drobiazgu, że niewłaściwie wybrała Pani miejsce szukania trutni. Tu ich Pani nie uświadczy. No ale gdzieżbym tam ja malutki miał nauczać specjalistę weterynarii...

Dlaczego na piśmie i czemu nie powiedziałem Pani tego na miejscu? A niby jak miałem to uczynić, jeśli dama jak hiszpańska karawela bierze zwrot przez rufę i odpływa w siną dal?

Marek Zarębski

Brak komentarzy: