Nadesłano na moje ręce opinię, iż zbytnio na blogu uciekam w politykę, a niechętnie zajmuję się takimi drobiazgami, jak np. liczniki wodne. Ponieważ to głos spoza mojego domu – zakładam, że mój Czytelnik nie zna dość obszernej dyskusji na ten temat, swojego czasu publikowanej na łamach strony www.abramowskiego9.waw.pl Mniejsza jednak teraz o to, co napisałem, niżej pozwolę sobie przytoczyć oryginalny tekst. Rzecz w tym, że w wypadku domu Abramowskiego 9 jak i domu Mickiewicza 65 posłużono się dokładnie tym samym scenariuszem wymiany niewielkich aparacików, których wskazania zostały następnie zanegowane przez część lokatorów jako zbyt wysokie i nie odpowiadające realiom czasu minionego. Na ponury dowcip zakrawa fakt, iż pierwszą negację wskazań nowych wodomierzy odnotowałem dosłownie w kilka dni po ich zamontowaniu (ostatnie dni grudnia 2006 lub pierwsze stycznia 2007). W jednym z lokali stan zużycia wody na nowym liczniku sugerował, iż lada dzień mieszkańcy zobowiązani zostaną do uiszczenia kwoty około 7 tysięcy złotych! Natychmiastowa interwencja prócz tego, że była nader burzliwa (administratorka uważała, że wszystko jest w porządku i najwyraźniej lokator zbyt wiele czasu spędził w wannie) przyniosła w sumie rozwiązanie w postaci powrotu do rachunków na poprzedniej wysokości. Natychmiast jednak jawi się pytanie: a co z tymi, którzy teoretycznie mogli mieć zawyżone wskazania, ale po pierwsze nie zauważyli ich na początku działania nowych liczników, po drugie były to kwoty mniejsze i dające się „wtopić” w normalne zużycie? Czy to jest przepis na finansową zbrodnię doskonałą? Bo jednak co innego negować złe wskazania i złe kwoty do zapłacenia w styczniu – a co innego w lipcu. Otóż z doświadczeń tych, którzy uczynili to latem wynika, że ich interwencje zostały oddalone jako bezzasadne.
A oto tekst, którym rzecz całą kwitowałem na stronie www.abramowskiego9.waw.pl , podpisując się oczywiście imiennie:
„...Szanowni! Ponieważ w kilka godzin po zamieszczeniu swego tekstu (dotyczył właśnie wodomierzy - dopisek) otrzymałem kilka telefonicznych próśb o kontynuowanie wątków w tym tekście podniesionych spieszę przypomnieć, że od marca 2007 nie jestem już reprezentantem lokatorów. ...Wszystko zatem co piszę na łamach internetowej strony ma charakter opinii prywatnych i nie może być kontynuowane oficjalnie - chyba że moje zdanie podzielą wyżej wymienieni i będą kontynuować na swój sposób. Co się tyczy wątpliwości wskazanych w poprzednim tekście: posługuję się nie tylko własnymi, potwierdzonymi co najmniej przez dwie niezależne wobec siebie osoby obserwacjami, ale też zwykłą logiką. Uważam otóż, że wymienione przez przedstawicielkę ZBK-u protokoły odbioru wymienionych wodomierzy i ciepłomierzy tylko wtedy byłyby coś warte, gdyby były kontrasygnowane. Innymi słowy: gdyby na dokumencie podpisał się również lokator, którego nowa aparatura dotyczy. Z tego co wiem ani jeden licznik nie został w ten sposób potraktowany, na ani jednym dokumencie nie widnieje potwierdzenie lokatora, iż stan aparaciku istotnie jest zerowy, a jego wymiana nastąpiła tego i tego dnia. Zatem Państwa podróżowanie do DOM Wierzbno logicznie mija się z celem. Bo co niby tam chcecie zobaczyć? Protokół, w którym stoi jak byk, że dnia X było zero, co jakiś nieznany Państwu z imienia i nazwiska fachman potwierdza, ale z kolei Państwa podpisu pod spodem brak, więc wszystko funta kłaków warte. Wyobraźcie sobie Państwo sytuację, w której wsiedliście do taksówki, której kierowca odmawia okazania wyzerowanego licznika - po czym po dojechaniu na wskazane miejsce domaga sie opłaty i przysięga, że zero w punkcie startu jednak było, na co ma stosowny protokół, oczywiście sporządzony przez siebie i przez siebie podpisany. Ludzie nie mają na ogół wyjścia, płacą, bo cóż innego uczynić. Nie inaczej rzecz ma się w wypadku naszych rozliczeń z administracją. Płacimy. Sygnalizując, że nadal niczego istotnego nam nie wyjaśniono, że odpowiedź mętna i pokrętna, nadto pozbawiona punktów odniesienia, czyli Państwa podpisów. Co dalej czynić? Cóż, wiem co ja uczynię. A o woli zbiorowości może zdecydować wyłącznie zbiorowość...”
Na dzisiaj tyle w sprawach mieszkaniowych konkretów. Z mocy prawa liczniki mają być co pięć lat wymieniane lub legalizowane. Za jakiś czas postaramy się zatem udowodnić, że jednak legalizacja jest tańsza – a że nie może zarobić przyjaciel królika to już nie ból mojej głowy...
Marek Zarębski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz