środa, 17 października 2007

Uparciuchy

 

Rzeczą niezmiernie ciekawą dla rozwoju wolnego słowa jest to, że pewna grupka osób (a to uparciuchy!) komentuje co napisałem na blogu nie w postaci jakichś tam opinii pod każdym tekstem – ale połajanek wysyłanych na prywatnego maila, czy drobnych pogaduszek w okolicach śmietnika. Szczerze mówiąc nie bardzo mi to przeszkadza, co mam powiedzieć i tak powiem. Równo w kwestii wyborów, jak też w materii niedostatków administrowania naszym domem przez dzielną, a znaną wszystkim Administrację. Pardon – Jej Wysokość Administrację.

W tej drugiej sprawie tyle mam do wyjaśnienia, że jako członek szeregowy nowego Stowarzyszenia i jego Naczelny Pyskacz zajmuję się w tej chwili sprawami pozostałych stowarzyszeniowych kompanionów. I oczywiście własnymi. Identyfikujemy rzecz jasna niedoskonałości wpływające na życie całego domu – ale na razie poza identyfikację staramy się nie wychodzić. Dlatego nieczynne urządzenia, bałagan parkingowy, leniwych strażników (nie wiadomo czego) proszę piętnować wobec legalnie działającego przedstawiciela lokatorów. Lub złożyć akces stowarzyszeniowy do nas – z tym wszakże zastrzeżeniem, że leni i obiboków, zwalających dzwonienie na Kolberga w sprawie głośnego sąsiada nie da się u nas zepchnąć na kogoś, trzeba osobiście podnieść słuchawkę i dokonać połączenia. Lub samemu udać się do sąsiada akcentującego swą zranioną duszę muzyką. Przy okazji informuję Czytelników, że oczywiście rozróżniam cierpiących. Jeden gra coś, co rozumiem, drugi gra rzeczy przypadkowe – po tym ich poznaję. Jednak wpraszać się w te smutki zupełnie nie zamierzam.

W materii politycznej takie mam zdanie, że dzieje się nie najlepiej, częściowo przyczyny już opisałem w poprzednich tekstach. Doszły jednak i nowe informacje, na przykład o rychłym podpisaniu aktu pełnego wtopienia się w Unię. Tak przynajmniej twierdzi słynna już p. Fotyga, nie wiadomo rzecz jasna w czyim imieniu i dlaczego, referendum ogólnokrajowe wydaje się być rzeczą oczywistą i konieczną – ale władza jakby unikała oczywistości od zawsze. Na razie trwa gorączkowe implantowanie do stolicy wyborców spoza kręgu stałych mieszkańców syreniego grodu. Odbywa się to pod pozorem oszczędności, jakie w ten sposób zyska np. student gdzieś z Bieszczad. No bo niby na wybory musiał by wrócić w Bieszczady właśnie, a to pieniądze i subiekcja... Prawda że wstrząsające? To że student spod Ustrzyk może nie mieć pojęcia co mojemu miastu potrzeba, co je boli i czego się spodziewa na tle ogólnego układu politycznego w kraju zdaje się detalem tak małym, iż nie wartym splunięcia. Ja to zresztą komuś już powiedziałem, budząc oczywiście jego furię. Padły gromkie słowa o odbieraniu bliźnim należnych im praw. Ciekawe czy moja opinia o losie Ustrzyk przyjęta byłaby tamże równie serdecznie – a opinia jest taka, że dla ładu krajobrazowego Ustrzyki należy czym prędzej wyburzyć, a miejscową ludność przenieść na przykład do Mławy. Jak demokracja to demokracja – a w niej obowiązuje chyba jakaś symetria praw... Czy może nie?

Marek Zarębski






Brak komentarzy: