poniedziałek, 15 października 2007

Turniejowe szaty

Pojedynek Tusk – Kwaśniewski ledwie zakończony, ale już w ruch poszły telewizje, ekipy ekspertów, konferencje prasowe i cała ta współczesna socjotechnika, do której tak się przyzwyczailiśmy, że już jej nie widzimy. Tu aż prosi się o przytoczenie znanej opinii, że największym sukcesem diabła jest przekonanie ludzkości, że... diabła nie ma. Ale niestety jest. Stąd rozsądny człowiek zaraz po zakończeniu telewizyjnej pyskówki czym prędzej wyłącza przekaziory, istnieje wielce uzasadnione ryzyko, że dyżurni specjaliści od obróbki mózgów wmówią mu, że słyszał czego nie było i widział co nie zaistniało.

Jutro i tak inne dyżurne instytucje udowodnią to, czego zażądają od nich płatnicy. Z góry można przewidzieć co będzie na Onecie, WP, Interii, ba, mniej więcej da się przewidzieć co też napiszą „niezależni publicyści” nawet w internetowym Salonie 24. Do „instytutów” badania opinii społecznej mam dwie podstawowe pretensje: pierwsza taka, że byłym wojskowym propagandzistom nie wierzę z natury. Druga brzmi tak, że większościowe, czyli demokratyczne ustalanie racji nie ma dla mnie żadnego znaczenia, w ten sposób ustala się co najwyżej głos tłumu – ale czy sprawiedliwy to już nikt nie wie.

Z czterech debat widziałem trzy, podobno odbyła się jeszcze z Giertychem. Pal sześć, ludzie nie tylko siedzeniem przed telewizorami żyją... W ostatniej z Kwaśniewskim i Tuskiem górą był Tusk. Co mówię z pewnym żalem, nie lubię tego polityka i nie cenię jego formacji. Kwaśniewskiego tym bardziej.  Zaciekawia mnie jednak rzecz inna – jak to się mianowicie stało, że pierwsza debata z Kaczyńskim, niezwykle letnia, by nie powiedzieć rozmemłana tak Tuska wyostrzyła, że dzisiaj zobaczyliśmy zupełnie innego człowieka. Czyżby sprawdzało się powiedzenie rodem z carskiej jeszcze Rosji, że człek głodny kombinuje jakby tu ukraść bochenek chleba, ale zagłodzony walczy o życie? Tusk tak się właśnie zachowywał – walczył o życie. No i „twarz lewicy” wzięła w skórę równo, nawet uwzględniając tuskową niewiedzę na temat irlandzkich podatków. Pracodawcy nawet na zmywaku płacą tam dobrze, cóż to kogo obchodzi jak i kiedy spowiadają się swoim izbom skarbowym – jak widać wszystkim i tak się opłaca. Słowem: telewizyjna publika tę wpadkę łatwo daruje.

Turniejowe szaty nadal jednak skrywają niedostatki figur wszystkich panów. Ani słowa o konkretnym terminie wyprowadzenia wojsk polskich z Iraku i Afganistanu, ani konkretnego słowa o autostradach i pensjach, dobrym zarządzaniu choćby na szczeblach samorządów lokalnych itd. Co komu z tego, że będzie miał elokwentnego premiera, jeśli do premiera droga daleka, a do administratora ledwie kilka ulic? Co komu po tym, że magister Goleń ceni honor i odpowiedzialność (a stwierdził, że jednak ceni!), jeśli jego formacja macierzysta już się tyle narządziła, iż niektórym na to wspomnienie włos dęba staje? Tusk doskonale wie, że „elektryka prąd nie tyka, rąbie tylko robotnika” – czyli euro to podwyżki, które trzeba będzie „godnie znieść myśląc o najuboższych”? Już z gołą sejmową dietką znieść to się da bez większego trudu, przypuszczam zresztą, że nowa waluta wniesie ze sobą do Polski odpowiednie poselskie zabezpieczenia. O reszcie pamięć pewnie zaginie, w Polsce nie tylko grzmi samo i samo się błyska – u nas też samo się zapomina. Taka specyfika...

Acha, prawie zapomniałem: właśnie wojskowi dostali nowe izraelskie rakiety, Wybitni Specjaliści zakupili. Podobno świetnie latają nad pustynią, lepiej niż te stare radzieckie, z których jedna co prawda trafiła ostatnio w cel, ale dziesięć kilometrów dalej. No więc czy ktoś wie może co stało się z Pustynią Błędowską? Bo słyszałem, że odwołali - a jeśli tak to gdzie toto nowe będzie latać?

Marek Zarębski






Brak komentarzy: