wtorek, 23 października 2007

Powyborczy dance macabre


Komentarze powyborcze bywają nadzwyczaj osobiste, sam tego jestem dowodem. Kiedy jednak piszę „nie lubię PO” – to znaczy, że ja, niżej podpisany tej formacji nie lubię. Nie ma powoływania się na jakiś tam obiektywizm, wyższe prawa boskie czy statystyczne, nie ma mowy o arbitralnych pseudo-ekspertyzach. Podobnie gdy zabierają w tej sprawie głos najbardziej znani blogerzy sieciowi nieodmiennie w ich tekstach znajdzie się stwierdzenie, że lubić to oni mogą tego i owego, ale prawa demokratycznych wyborów są jakie są, amen, władza polityczna została wybrana legalnie. Przez RÓWNOPRAWNYCH OBYWATELI!

Nas, normalnych ludzi, obowiązują prawa logiki. Odpowiadamy za to, co piszemy, za wykreowane w tekstach światy, za własne wnioski. Być może dzieje się tak dlatego, iż nie tworzymy własnych szkół myślowych, pseudo-salonów i saloników. Zupełnie inaczej, niż wielkonakładowa, polskojęzyczna (tak ją określa wielu!) „Gazeta Wyborcza”, konkretnie w dodatku stołecznym z dnia 22 października tego roku w tekście „Jak głosowało miasto wykształciuchów”. Państwa miasto – dodaję od razu, wiedząc, że nie każdy musi się zgadzać z tą wykształciuchową definicją.

Tekst sygnowany przez niejakiego Jana Fusieckiego opowiada w zamierzeniu KTO i GDZIE głosował na PO, PiS i pozostałe partie. Załóżmy, że autor posługuje się prawdziwymi danymi, do których dopisał autorski komentarz. Oto fragment pierwszy oryginalnego tekstu:

„...Najwyższą, porównywalną np. z francuską, frekwencją (79,8 proc.) może poszczycić się Ursynów. To najbardziej inteligencka dzielnica Warszawy. Praktycznie nie ma na jej terenie domów komunalnych. Ursynowianin to z reguły człowiek młody lub w średnim wieku, dobrze wykształcony i zaradny...”

Kilka pytań do Pana Autora tylko w materii tego fragmentu.

1. Skąd pomysł porównania z Francją, dzisiaj wielonarodową, wewnętrznie skłóconą i społecznie niestabilną – o ile wierzyć Pańskiej gazecie, tak chętnie opisującej cierpienia mniejszości w Paryżu i okolicach? Czy z powodu zapatrywań Pańskiego szefa Michnika?

2. Kto podsunął Panu pomysł kwantyfikowania, oceniania dzielnic Warszawy na podstawie jakichś bliżej nieznanych, subiektywnych kryteriów, podawanych nie jako rzecz do dyskusji, ale jako prawda do bezkrytycznego przyjęcia?

3. Czy jeśli podejmę wątek, iż brak domów komunalnych na danym terenie jest wyznacznikiem inteligenckości tegoż terenu to będę mógł powiedzieć, że polska wieś z natury swojej od pokoleń jest wyłączną ostoją inteligencji, jako że nie uświadczysz tam ani jednego komunalniaka?

No dobrze, powie ktoś, czepiłem się wyrwanego z kontekstu fragmentu, teraz pastwię się nad nim bez litości. To nieprawda. Oto fragment drugi „warszawskiej diagnozy”:


”...Doskonały, blisko 60-proc. wynik PO odnotowała też na Białołęce. I tu partia Tuska zawdzięcza to klasie średniej, która kupuje domy i mieszkania na terenie tej peryferyjnej dzielnicy..”

No cóż, ciężko będzie zaprzeczyć, że inteligencja coś tam pewnie na Białołęce kupuje, telewizyjne programy interwencyjne jeszcze nie tak dawno pełne były głosów oburzenia na firmy, które jakieś własnościowe domki w tej dzielnicy pobudowały, oczywiście źle i poza terminem. Czyż z kręgu oszukanych nabywców da się wykluczyć jednego choćby inteligenta? Oczywiście nie! Wypadnie mi więc tylko zauważyć, iż autor ani słowem nie zająknął się o innym, zbiorowym, ale zawsze pewnym dla PO wyborcy, mieszczącym się na ulicy Ciupagi. Tak, największy w Warszawie i okolicach areszt śledczy! Z innych dostępnych materiałów prasowych wynika wprost, że mniej więcej 90 procent pensjonariuszy tych przyrodoleczniczych przybytków oddało swój głos właśnie na partię Donalda Tuska. Jak by ich nazwać? Skoro kiedyś istniała inteligencja pracująca – to pewnie inteligencją przestępczą?... No, krakowskim targiem: uczciwymi inaczej.

Z Białołęki znów przerzućmy się na drugą stronę Wisły, tu pan autor z Wyborczej również dokonał odkrywczych spostrzeżeń, dziwnie zresztą współgrających z poprzednimi, praskimi ustaleniami. Pisze :

„...Platforma uzyskała też dobry wynik na inteligenckim Żoliborzu. Jednak PiS utrzymał tu 30-proc. poparcie. Eksperci tłumaczą to znacznym odsetkiem mieszkających tu seniorów, którzy w większości głosują na partię Jarosława Kaczyńskiego, widząc w niej ugrupowanie wierne tradycji...”

Trzydzieści procent dla PiS-u... No istne nieszczęście! Na Żoliborzu jak Państwo wiedzą mieści się też siedziba współpracującej z nami organizacji samorządu lokatorskiego z ulicy Mickiewicza 65 i Marii Kazimiery. To oczywiście domy komunalne – na Żoliborzu jednak zdaniem autora odium „komunalności” już nie obowiązuje, można być inteligentem i mieszkać w takim miejscu, jedno drugiemu nie przeszkadza. No, o ile nie jest się seniorem, z podtekstu jednej tylko linijki cytowanego tekstu wynika, że stetryczałym, bo niesłusznie widzącym w Kaczyńskim lidera ugrupowania wiernego tradycji... Ktoś mało zorientowany powiedział by, że tym zręcznym manewrem zmyślny dziennikarz nieodwracalnie podzielił nasze komunalne społeczności. Ale proszę teraz popatrzeć na całość wywodu gazetowego: dobrzy z Żoliborza równi dobrym, a przez autora i przeze mnie opisanym wyborcom z Białołęki. Oczywiście nie możemy się z takimi teoriami zgodzić, trzeba jasno powiedzieć panu Fusieckiemu: proszę Pana, jest Pan oszołomem i manipulatorem!

„Gazeta Wyborcza” i Adam Michnik ponieśli klęskę już dawno, to oczywiście prywatna opinia. Dokonało się to praktycznie na wszystkich polach, za najważniejsze uważam rolę opiniotwórczą Gazety. Gdybyż więc ten położony na deski bokser uznał, że czas się poddać... Ale nie – leży na obu łopatkach i nadal usiłuje gryźć. Fachowi diagności medycyny politycznej powiadają, że michnikowszczyzna jest chorobą nieuleczalną jak alkoholizm, z napadami szału i wiecznym pędem do stwarzania nowych światów, w które już nikt, ale to nikt nie chce wierzyć. Przywołana przez autora cytowanej notatki Francja pojawiła się w niej nie bez przyczyny – naczelny Wyborczej lata całe czynił wszystko, by Polskę upodobnić do socjaldemokratycznej Francji, a nie jakiegokolwiek innego tworu państwowego. Pozwolę sobie w tym miejscu przywołać fragment jakże znamiennej książki Rafała Ziemkiewicza „Michnikowszczyzna – zapis choroby”. To fragment dotyczący twórcy tego medialnego imperium – ale jak widać obejmuje również wszystkich jego współczesnych uczniów i podwładnych:

„... Poniósł (Michnik – przyp. aut.) też klęski bardziej dotkliwe. Jako autorytet moralny – bo człowiek postrzegany powszechnie jako niepokorny, więzień polityczny i odważny dysydent, z własnego wyboru stał się lokajem. Obrońcą nieuczciwie zdobytych przywilejów, dworskim pochlebcą nowych elit władzy, ślepym na gangsterskie rodowody swych nowych przyjaciół, za to z pałkarską gorliwością rozprawiający się z wyrazicielami powszechnego rozczarowania; z rzecznikami krzywd tych właśnie ludzi, których dawny bunt przeciw niesprawiedliwości wyniósł go do rangi kumpla ministrów i prezydentów. Stał się, mówiąc krócej, chodzącym potwierdzeniem gorzkiej mądrości, iż nie ma bardziej zajadłych reakcjonistów niż byli rewolucjoniści, którym wreszcie udało się posmakować władzy...”

-.-.-.-.-.-.-.-.-

Ktoś powie: zła, kłamliwa, manipulancka – a jednak ją czytasz? Po stokroć NIE! Rzeczony materiał z dodatku „Gazeta Stołeczna” znalazł się na stronie tytułowej portalu www.abramowskiego9.waw.pl w zapowiedziach bloku „Wiadomości Warszawa”. Wszedłem, przeczytałem, włos mi się na głowie zjeżył. A reszta wrażeń wyżej.

Marek Zarębski

Brak komentarzy: