piątek, 12 października 2007

Debata

Podczas tej ostatniej, a znanej już jako „Tańcowały dwa Michały – jeden ryży, drugi mały” zatelefonował do mnie naśmiewacz. – Łyso ci, co?
- A niby dlaczego?
- Bo musisz obserwować jak z kaczki pierze leci.
- Nie obserwuję.
- Jak to? Lidera ci leją, a ty nie patrzysz?
- Wstydzę się. Ale nie za lidera, mój tam nie występuje, za całość...

Włączyłem głos w telewizorze. I nic, dwóch dorosłych chłopów słownie okłada się po pyskach, a przedziwny zwyczaj nie pozwala ani jednemu przerwać spektaklu. Albo trafić przeciwnika raz a dobrze. Podobno rzecz całą ustaliły między sobą sztaby wyborcze. Ile też może brać za takie ustalenia sztab wyborczy? Sto tysięcy? Pięćdziesiąt? Ile by nie było - ZA DUŻO! Zmarnowane pieniądze. Żałosny spektakl, który miał wyjaśniać, a gmatwa. I nie żadną tam politykę socjalną czy ekonomiczną państwa, toż to rozmowa na dwie godziny bez przerywania, a nie idiotyczne przedstawienie z półtoraminutowym tańcem i doszczekiwaniem poza czasem. Miało być jaśniej komu wierzyć, kto bardziej przekonująco cokolwiek powie, celniej zripostuje, wprowadzi przeciwnika w stan zaniepokojenia, konfundacji. Reraty „złocistousty” Donald i przejedzony Jarosław. Brednia a la PO i niemrawa odpowiedź w stylu poobiedniej drzemki. I jedno tylko przebudzenie: „już poznaliśmy jak to umiecie budować mosty wzdłuż rzeki...” „Tak? To proszę wskazać który to...” Aż chciało się krzyknąć: gdański durniu – aluzju nie paniał?

Fora internetowe szaleją, jedni za, inni przeciw, wspominki, joby i kurtuazyjne byle co. Gdzieś z boku niezauważone pytanie: kto do cholery sprzedał ten mecz? Kto go ustawił? To najcelniejsze moim zdaniem pytanie - i komentarz zarazem.

No fakt: obaj zawodnicy niemal na pewno wejdą do Sejmu. Z wiernymi drużynami, gdzie tylko na końcu listy lekki niepokój „uda się, czy nie uda?” Obaj skazani są na wielce prawdopodobną koalicję, jak nie ze sobą, to z małymi partyjkami, które dzisiaj mogą tylko zacierać ręce. W końcu nie walcząc, nie zgrywając niepotrzebnie twarzy mali i tak zażądają co najmniej jednego ministra i pięciu podsekretarzy. Wielcy dadzą, łachy nie robią, inaczej nie powstanie żadna parlamentarna większość. Więc Beger i reszta sejmowych orłów jej klasy znów mają szansę. Ktoś to kiedyś piekielnie chytrze wymyślił. Nawet wiem kto i kiedy.

Każdy ma prawo do wypowiedzi, każdy ma prawo do wysłuchania. Wszyscy? Wszyscy. Bo jest sprawiedliwość. Czy dlaczego bezustannie przypomina mi się dowcip, w którym zbóje wpadają na żeńskie zebranie? Kradną biżuterię, po czym rozkazują damom udanie się do osobnego pomieszczenia. Będziecie gwałcone! – krzyczą zbóje. Wszystkie? – pytają napadnięte. Pewnie że wszystkie, jak sprawiedliwość to sprawiedliwość! – odzywa się z kąta babcia.

Marek Zarębski






Brak komentarzy: