środa, 10 października 2007

Fragmenty różnych całości



W natłoku myśli różnych, procedur wyborczych (mini-procedur, bo Stowarzyszeniowych) nie zapominamy o tym, co jest głównym przedmiotem naszej uwagi – o losach kamienicy. Jedna z naszych wytrwałych przeglądaczek internetowych dotarła dzisiaj do ciekawych materiałów, które rzucają jakby więcej światła na problem wykupu takich lokali, jakie zamieszkujemy. I nie jest to prosta sprawa, w grę wchodzą ogromne pieniądze, równie wielka odpowiedzialność ze strony władz samorządowych Warszawy za ich pozyskanie – lub jak się okazuje NIE POZYSKANIE. Innymi słowy: ktoś gra mecz, w którym nagrodą może być order. Ale karę w innej sytuacji zaproponuje prokurator, a wymierzy sąd. Precyzyjniej powiadając: nagrodą MÓGŁBY BYĆ ORDER, ale już wiadomo, że nie będzie.

We wrześniu 2004 r. (sic!) na warszawskim Żoliborzu problem lokali w dwóch budynkach wybudowanym na tych samych zasadach, co nasz (Marii Kazimiery 18-26 i Mickiewicza 65) nabrzmiał już do tego stopnia, że rzecz stała się powszechnie w mieście znana. Chodzi o to, że DWADZIEŚCIA JEDEN lokali od chwili wybudowania domu stało pustych, obawiano się podjęcia decyzji o ogłoszeniu przetargu na ich zasiedlenie, mimo że chętnych było naprawdę wielu. Dlaczego wstrzymano procedury przetargowe, zachowując się dokładnie jak przysłowiowy pies ogrodnika? Nie mnie przesądzać, to jest w rzeczy samej sprawa dla prokuratury, przy czym zastosowanie paragrafu o niegospodarności nie wyczerpuje kwestii. Pozostają paskudnie pogmatwane ludzkie losy, bezsensowne oczekiwania w lokalach przeludnionych, wielopokoleniowych, po prostu za małych. I pozostaje problem odpowiedzi na pytanie: ileż trzeba mieć w sobie buty i arogancji, by pogardzać ludźmi, ich problemami, ich życiem.

23 czerwca 2006 r. ogłoszono wyniki przetargu na wspomniane lokale. Zasiedlono je, ustalając uprzednio odpowiednią kolejność wyboru. Problem w pewnym sensie zniknął. Podkreślam: W PEWNYM SENSIE. Okazuje się bowiem, ze straty policzone tylko dla roku 2003 wynosiły 330 tysięcy złotych w kosztach utrzymania NIE EKSPLOATOWANYCH lokali – PLUS NIE POBRANE CZYNSZE!!! We wrześniu 2004 r. niewielka naonczas, kanapowa partyjka UPR wpadła na pomysł, by przedstawić władzom miasta w związku z tą sytuacją plan... SPRZEDAŻY tych lokali w drodze przetargu ustnego. Za bazę wyceny powierzchni mieszkalnych przyjęto kwotę 6.500 zł za metr kw. Pomysł upadł – lub nie został przyjęty, powiem szczerze, że niespecjalnie podnieca mnie myśl o studiowaniu losów inicjatyw UPR-u (jestem prawicowcem, ale nie lubię przedstawiania bliskich mi racji w formie kabaretowej). Tak czy inaczej to właśnie UPR głośno powiedział, iż Uchwała Rady Gminy Warszawa-Centrum (na bazie której mieszkamy gdzie mieszkamy) winna być czym prędzej uchylona. Nie on pierwszy, nie on ostatni.

Policzmy w tej chwili co wyżej powiedziano: roczne straty z tytułu utrzymania nie wynajmowanych lokatorom 21 mieszkań na Żoliborzu wynosiły 330 tysięcy złotych w roku 2003. W następnych latach do września 2006, uwzględniając liczne podwyżki cen energii elektrycznej, wody, odprowadzenia ścieków itd. wyniosły więc w sumie MILION DWIEŚCIE DWADZIESCIA TYSIĘCY złotych. Liczę również rok 2002, w którym lokale już były gotowe. Plus NIE POBRANE CZYNSZE!!

I teraz dwie uwagi, w pewnym sensie stanowiące odpowiedź na pytanie „A jak to się ma do naszej sytuacji?”. Pierwsza: czyjaś głupota, indolencja, brak wrażliwości, pieczeniarstwo, niechęć do oderwania tyłka od wygodnego stołka – spowodowały, że cała gra wymierna jest w MILIONACH ZŁOTYCH STRAT. Możliwym jest więc myślenie, że miasto okopuje się na swoich pozycjach i w innej dzielnicy (naszej, Mokotowie, na którym stoi tylko jeden taki nasz dom!) rozmawia z nami ostrzej. Tudzież czyni wszystko, by jakiekolwiek inicjatywy lokatorów Abramowskiego 9 czym prędzej wrzucić do kosza. Druga: w zamęcie UPR-owcy nie zauważyli, że cena 6.500 za metr kw. na Żoliborzu może być zawyżona, skoro na Mokotowie podobne budynki wybudowano zdecydowanie taniej, wartość tzw. odtworzeniowa metra kwadratowego w naszym budynku wynosiła w 2001 roku ok. 3.500 zł. Wnioski? Liczne – od stwierdzenia, że być może Mokotów budowany był już w założeniu jako budynek normalny, a nie o podwyższonym standardzie, po myśl, że bardzo komuś zależy na tym, by lokatorzy naszego domku tak zgłupieli, że nie będą w stanie poprawnie podać swego przybliżonego wzrostu...

Tak czy siak 7.50 za metr kwadratowy w pierwotnie zaproponowanym piśmie przedstawiciela lokatorów do władz miasta i w ankiecie opublikowanej na stronie www.abramowskiego9.waw.pl uważam tym mocniej za niemądry i szkodliwy dla społeczności domu.

Marek Zarębski







Brak komentarzy: