czwartek, 11 października 2007

Czyja korzyść?



Przy okazji przedstawiania Czytelnikom historii nie wynajętych lokali na Żoliborzu, w domach jak nasz, dość ostro wyraziłem się na temat osób odpowiedzialnych za rażącą niegospodarność i manipulowanie ludzkimi losami. Skąd wiem, że przez kolejne lata zwodzono chętnych, zbywano potencjalnych amatorów na te lokale? Z opowiadań osobistych znajomych rzecz jasna. Mówiłem zatem o FAKTACH. O ludziach znanych z imienia i nazwiska, którzy chcieli startować w przetargu – ale nie wystartowali, ponieważ nikt nie raczył przyjąć od nich dokumentów. Później niejaki Misiek ruszył na mnie z kopyta, odważnie stawiając sprawę, że niby „pustostany to nie moja sprawa”. Sprawa jak najbardziej moja – tyle że śledztwo dla fachowców. Dałem odpór jaki dałem, nic tu do dodawania. A jeszcze później w jednej z tzw. podwórkowych dyskusji zapytano mnie jaki niby cel miało by mieć przetrzymywanie w zamrażarce tych nie wynajętych lokali.

Otóż odpowiedzi możliwych do przyjęcia jest kilka, choć oczywiście nie mam pojęcia, która najdoskonalej odpowiada prawdzie. Mogło być tak, że obawiano się podejmowania decyzji z powodów na przykład zbliżających się wyborów parlamentarnych sprzed dwóch lat – które jak wiadomo zasadniczo zmieniły układ również w samym mieście Warszawa. Zasada „tisze budiesz dalsze jediesz” niby niesłuszna już ideologicznie, ale nadal wiecznie żywa, zwłaszcza wśród starej kadry urzędniczej, jakiej niemało. Mogło być też i tak, że lokale traktowano jak tzw. „frukty należne władzy od zawsze” – rodzaj elementu przetargowego, który mógł trafić w określone ręce w określonym czasie, ale wcale nie musiał. Myślę, ze najdoskonalszym rozwiązaniem tego problemu jest pozostawienie go odpowiednim służbom prokuratorskim. I nie sądzę, by amatorskie śledztwo, nawet prawidłowo rozpoczęte od rozważenia rzymskiej zasady is fecit cui prodest (uczynił ten, któremu przyniosło to korzyść) dało tu na odległość jakikolwiek efekt.

Skoro jednak przy rzymskich zasadach jesteśmy, jak wiadomo obowiązują nadal w polskim prawie: a komu służy mnożenie kosztów w naszej kamienicy? Kosztów wszystkiego – by była jasność. Bezsensownego grzania klatek schodowych przy pomocy kaloryferów pozbawionych termoregulatorów, wymieniania elementów bram garażowych za duże pieniądze, wiecznego grzebania w elektronicznie sterowanej kotłowni w minionych latach, najmowania dozorców przez łańcuszek arcydrogich i nieefektywnych pośredników, najmowania ochrony niekompetentnej i wiecznie drzemiącej w podziemiach jednej z klatek schodowych (10 – 12 tysięcy złotych miesięcznie!), niechlujnego pacykowania paskudnych lamperii wstawkami z koszmarnego snu graficiarza?

Bo jeśli ktoś powie, że naszemu dobru to osobiście i publicznie powiem mu w oczy, że jest durniem i łgarzem.

Marek Zarębski




Brak komentarzy: