niedziela, 1 maja 2011

Sprzedaję, choć cierpię

Pisałem ostatnio sporo na temat samochodów. Starych i nowych, zielonych i srebrnych, zawsze używanych. I tak się stało, że wszystkie te teksty opublikowane zostały na wiosnę - czyli w czasie, w którym znaczna część Polaków sprzedaje swoje auta po to, by kupić inne. Lepsze, może droższe, może bardziej niezawodne... Bez znaczenia. Kilku mocno już ze mną zaprzyjaźnionych czytelników pyta jak to zrobić. Najprościej, skutecznie, bez zbędnych konfliktów. Poniższy tekst to krótki poradnik. Będzie też druga jego część, poświęcona autom tak leciwym, że uznanym już za classic cary, czy jak kto woli oldtimery. Zastrzegam jednak: nie adresuję go do tych, którzy uważają się za najlepszych inżynierów, kochanków, kierowców i kupców. Tych wspanialców nie chcę o niczym przekonywać. Po prostu bawcie się sami...
================================




SPRZEDAJĘ, CHOĆ CIERPIĘ

Brzmi jak fragment starej teatralnej sztuki? Zgadza się - taką proponuję przyjąć konwencję podczas sprzedawania naszego już nie chcianego auta. Wiele lat pomagania w podobnych transakcjach doprowadziło mnie do przekonania, że sprzedając cokolwiek, niekoniecznie samochód, UCZESTNICZYMY W SPEKTAKLU TEATRALNYM! Stajemy się postaciami tego spektaklu! Dlatego odrobina sztucznej przesady, uniesienia i emfazy nie są tu elementami śmiesznymi. Przeciwnie – tworzą właściwe tło przedstawienia i przydają mu rumieńców. Uwaga! Dobry dramat to jednak nie blaga, kłamstwo i bzdura.

NIE NA GIEŁDZIE! Dla debiutantów, sprzedających auto po raz pierwszy, to najważniejsza zasada! Giełda pełna jest zawodowych handlarzy, kibiców, pseudo-ekspertów i fałszywych doradców. Nigdy nie będziemy pewni, czy proponowane nam ceny są poważnymi ofertami, czy tylko sondowaniem naszej psychicznej odporności. Zawodowi handlarze wmówią nam, że nawet fabrycznie nowy czołg ma wady blacharskie, kwalifikujące go do natychmiastowego remontu, więc i obniżenia ceny. O tę zresztą cenę będziemy pytani po stokroć, do znudzenia, często w sposób denerwujący lub napastliwy. Nie każdy jest w stanie znieść taką presję…

Względnie najodpowiedniejsze jest OGŁOSZENIE PRASOWE, w ostatnich latach internetowe. Koniecznie ze zdjęciem! Też pojawią się zawodowi kupcy – ale łatwo odróżnimy ich po 3-4 telefonie. Podstawowy walor ogłoszenia to brak skali porównawczej, której podlegało by nasze auto stojąc na giełdzie obok kilku takich samych. Poza tym znajdujemy się podczas transakcji na własnym terytorium. To bardzo istotna przewaga psychologiczna.

LEGENDA - to po prostu opowieść o losach naszego samochodu. "Kochałem go, ale…" Ale chcę mieć auto większe, silniejsze, może też nowsze. Co możemy i chcemy powiedzieć o przedmiocie mijającej miłości? Kiedy i od kogo został kupiony, jak eksploatowany, dlaczego sprzedawany. Nie musimy posuwać się w tłumaczeniach zbyt daleko, wystarczającą motywacją sprzedaży niechaj będzie podana przyczyna. Pieniądze? Nie musimy się tego wstydzić. Pieniądze mogą być nam potrzebne z zupełnie prozaicznych powodów. Reszta to nasza prywatna sprawa, w końcu sprzedajemy obiekt techniczny, nie własny życiorys.
Legenda w części technicznej musi być prawdą, a raczej pozytywną częścią tej prawdy. LEGENDA JEST INTEGRALNĄ CZĘŚCIĄ samochodu, jak silnik, koła i dokumenty. Pomyślmy spokojnie: czy będąc na miejscu uczciwego kupca chcielibyśmy mieć przedmiot, o którym nie mamy pojęcia? Czy uznalibyśmy, że dokonaliśmy właściwego wyboru?
CIERPLIWOŚĆ. Na 10 telefonów będących skutkiem naszego ogłoszenia adres miejsca, gdzie stoi pojazd, statystycznie biorą dwie osoby. Na 5 osób wstępnie umówionych przychodzi jedna. To naturalne, zwykłe proporcje. Proszę jednak pamiętać, że nasz samochód może być sprzedany tylko jednemu klientowi. Dlatego tak naprawdę poszukujemy nie setki ciekawskich, ale jednego zdecydowanego.

OPIS STANU TECHNICZNEGO. Przyszedł, zadaje mniej lub bardziej mądre pytania, ma tajemniczą minę – ale co mu powiedzieć? Przypomnijmy sobie wszystkie zalety naszego auta. Dalekie podróże? Jeśli ich nie było to może podróże krótkie, ale częste? Jak działa skrzynia biegów? Cicho i bezawaryjnie. Jakiego jest typu? Nie wiem, nigdy mnie to nie interesowało, obsługę zlecałem mechanikom. Zużycie oleju silnikowego? Mój specjalista twierdzi, że w normie, nawet nie wożę pojemnika na dolewki. Jakie opony? Dobre i za drogie – ale nie oszczędzałem na bezpieczeństwie...

DEMONSTRACJA. Pewna kategoria klientów oglądanie zaczyna od wymierzenia solidnego kopniaka w oponę, zaraz potem może pojawić się klasyczne giełdowe pytanie: ile tak naprawdę za ten złom? Doradzam natychmiastowe wycofanie się z transakcji! Sprzedaż to prawo i chęć – ale nie obowiązek. Z takim klientem nie będzie korzystnego porozumienia na pewno.
A co jeśli mamy do czynienia z poważną osobą? Pozwólmy jej na solidne obejrzenie pojazdu. Klient ma prawo wiedzieć kiedy ostatnio zmienialiśmy opony, olej w silniku i skrzyni biegów. Gdzie serwisowany był samochód i ile osób go użytkowało.

TEST – JAZDA PRÓBNA. Może dotyczyć łatwości uruchomienia silnika, pracy podzespołów i osprzętu. Stanowczo odradzam jednak wyrażanie zgody na regulacje gaźnika, przestawianie zapłonu i majstrowanie przy osprzęcie elektrycznym. W czasie jazdy próbnej nie godzimy się na szaleńcze wyczyny na osiedlowej uliczce, albo rozpędzanie pojazdu do prędkości maksymalnej. Hasło: jeździliśmy rozsądnie i tylko tak nasze auto może być testowane.

TRANSAKCJA. Dla własnego dobra proponuję przyjąć następującą, stosowaną w handlu zasadę: danego dnia samochód wart jest tyle, ile daje największy szaleniec, a my godzimy się tę kwotę przyjąć. Tabele wycen konkretnego modelu i rocznika służą do erudycyjnych popisów ich autorów. Żaden z nich takiego pojazdu za ustaloną przez siebie cenę nie kupił. Dobre radio z reguły nie podwyższa ceny finalnej, podobnie rzecz ma się z innymi gadżetami. Może jedynie przyspieszyć moment transakcji.
Bardzo dokładnie uzgadniamy losy naszej polisy ubezpieczeniowej. Dobrze byłoby wynegocjować jej natychmiastowy zwrot po odstawieniu auta do punktu jego nowego postoju. Uprzedzamy, że informacja o nowym nabywcy i samej transakcji natychmiast przesłana zostanie do naszego Wydziału Komunikacji i ubezpieczyciela! Do Wydziału Komunikacji możemy przesłać listem poleconym kserokopię umowy sprzedaży. Ubezpieczyciela najlepiej odwiedzić osobiście, nie zapominając o samej polisie - być może należy nam się zwrot określonej sumy pieniędzy!

DOKUMENTY TRANSAKCJI. Po pierwsze klasyczna umowa kupna-sprzedaży, jej wzór dostępny jest niemal w każdym portalu internetowym, czy dobrych gazetach zajmujących się tematyką rynku aut używanych. Po drugie formularz typu PCC, niezbędny kupującemu wobec Urzędu Skarbowego. Wypełniamy starannie i czytelnie, wszystkie rubryki, wszystkie zgodnie z materialną prawdą. Ważna jest tak data, jak prawdziwa suma transakcji. Stanowczo odradzam zaniżanie ceny, nie wstawianie daty, nie wypełnianie rubryki dotyczącej danych klienta. Doradzam dopełnienie umowy o punkty dotyczące ilości kluczy, dodatkowego wyposażenia, losów polisy ubezpieczeniowej.

Uff, sprzedaliśmy! Sięgamy po słuchawkę i dzielimy się radością z paroma zaprzyjaźnionymi osobami. Co najmniej jedna z nich powie: - Coś ty najlepszego uczynił! Na pewno mogłeś dostać kilkaset złotych więcej...
Mogłeś? Nie mogłeś? To w gruncie rzeczy bez znaczenia, żadna hipotetyczna teoria nie da się udowodnić.
Co czynić? NIC! Takie niestety bywają mechanizmy ludzkich zachowań. Czas zrobi swoje. A my mamy zachować spokój.

M.Z.

Brak komentarzy: