środa, 25 maja 2011

Ze snu na jawę


Jak to się dzieje, że oto ja, wychowany w socjalizmie tegoż socjalizmu ni w ząb nie cenię? Coś mi się tam co prawda roi z czasów młodości, ale niestety to nie Plena KC, nie żadne pięciolatki czy inne „sukcesy” gospodarcze czy polityczne – ale raczej osiemnastolatki, czyli ładne dziewczyny, jacyś koledzy dawno zapomniani, szkolne czasy i pierwsze podróże w świat. Świat dwa województwa dalej – by sobie kto nie pomyślał. No ale to też było bardzo daleko.

Rozmawialiśmy o zmienianiu świata. Jedni mądrzej, inni mniej mądrze. Tych drugich szybko odsiewało się. Nikt potem nie wiedział gdzie się podziewają. Nikogo to już nie interesowało. Prawda wyszła na jaw wiele lat później. I była to niestety prawda bardzo zagmatwana. Okazało się bowiem, że pozorni głupcy wcale tak źle na swojej głupocie nie wyszli. Uprawiają intratne zawody, rozmnożyli się na potęgę, na imieninach seniorów spotykają się w kilkadziesiąt osób minimum. Cenią te związki, wcale się im nie dziwię. Dziwne jest to tylko, że przy dowolnej tak zwanej politycznej rozmowie głupota z lat minionych przebija wszystkie warstwy pozłoty. I znów zapada milczenie – bo nie bardzo wypada zmieszać z błotem panią doktor nie widzianą lat grubo ponad trzydzieści…

„No a w latach osiemdziesiątych to już prawie doganialiśmy…” Wymienieni wyżej ludzie nie bardzo potrafią powiedzieć kogóż to mianowicie doganialiśmy, może zbyt skomplikowane nazwy nie przechodzą im przez usta: jakieś Burundi, jakąś Botswanę? No bo ja mam ekstremalne zdanie, niewielu je podziela… Serio? To proszę spojrzeć na niżej przywołane fragmenty tekstu, Maciej Eckardt, wicemarszałek woj. kujawsko-pomorskiego, samorządowiec. Tekst zamieszczony na stronie „Salon24” (www.salon24.pl) dnia 25 września 2008 r. Niby dawno. Ale jakże aktualne!

Kim Ir Napieralski

…Wcale, a wcale nie żal mi Kiszczaka, Jaruzelskiego, Kani, Siwickiego oraz innych chodzących trucheł, nad losem których wzrusza się czerwona gawiedź, gdyż czy się to gawiedzi podoba czy nie, truchła te mają polską krew na rękach, co niestety nie trafia do zakutych czerwonych łbów dawnego aparatu oraz kibicującym im, wypranych przez różowe media, poputczików. Dlatego, mam nadzieję, stosowna ustawa w tej sprawie przejdzie przez parlament, bo wymaga tego zwykła obywatelska i społeczna higiena.

Ja oczywiście poszedłbym dalej i za jednym zamachem pokroił emerytury partyjnym funkcjonariuszom (szczebel do uzgodnienia), bo swoim „pierdzeniem” w czerwony stołek legitymizowali całe to draństwo, zwane dla zmyłki „demokracją ludową”, stwarzali pozory legalizmu czegoś, co z natury legalne być nie powinno i - co nietrudno przewidzieć - trwało by dalej w najlepsze przy ich udziale, gdyby się po prostu nie zawaliło pod ciężarem własnej nieudolności i tępoty.

Paść to całe draństwo musiało, bo było aberracją i intelektualnym skrzywieniem. Na tyle jednak mocnym, że znajdowało oparcie w pseudonaukowym bełkocie i całym systemie filozoficznym, który generował z siebie dialektyczne roboty w randze profesorów, szczekające na poczekaniu o wyższości socjalizmu demokratycznego, gospodarki planowej, zmierzchu kapitalizmu, internacjonalizmie czy innych semantycznych gniotach.

PRL padła, bo musiała. Na szczęście. Padła, bo odbierała ludziom wolność i inicjatywę. Sczezła, bo firmowały ją buraczane, nie skażone żadną myślą tępe i nalane twarze partyjnego betonu, którym rytm życia wyznaczały egzekutywy i zjazdy. PRL padła, bo była atrapą państwa, niezdolną do przetrwania w międzynarodowej rywalizacji, skłóconą na dodatek z własnymi obywatelami, którzy stanowią o kondycji i żywotności państwa.

Natomiast wszystko to, co można by dobrego o PRL-u powiedzieć dotyczy niektórych tylko ludzi. Oni tworzyli, pisali, odkrywali ważne dla nauki rzeczy nie dlatego, że szansę dała im PRL - oni czynili właściwy użytek ze swoich talentów, pomimo że żyli w PRL-u. Bo cały okres tzw. Polski ludowej, był okresem marnotrawstwa na niespotykaną skalę. Był czasem wypychania najzdolniejszych za granicę, tłumienia przedsiębiorczości i samoograniczaniem się w imię chorej doktryny. Był czasem, per saldo, bezpowrotnie dla Polski straconym. I ktoś za to ponosi winę.

Bo kiedy na pięć lat przed upadkiem PRL-u, cały zachodni świat nabierał niesamowitego impetu i przyspieszenia cywilizacyjnego, nad Wisłą towarzysz generał Jaruzelski przyjmował z należnymi honorami towarzysza Kim Ir Sena. Pal licho, można by powiedzieć, całował się przecież w usta z Breżniewem, Kadarem, Honeckerem i Ceausescu, to co tam jakaś wizyta egzotycznego brata komunisty. Nie takie cudaki nad Wisłą bywały.

A jednak, warto ten fakt przypomnieć i pokazać, jakie też umysły jeszcze niedawno sterowały nawą 40 milionowego narodu. Dlatego też przytaczam poniżej, nie po raz pierwszy zresztą, fragmenty psychicznej aberracji, która zwała się „demokratycznym socjalizmem”. To toast i przemówienie, jakie towarzysz generał Jaruzelski wzniósł (wygłosił) na cześć Kim Ir Sena. To naprawdę miało miejsce, to naprawdę działo się 23 lata temu. Nie wierzycie państwo, popytajcie na lewicy.

Szanowni towarzysze!
Zbliża się czterdziestolecie Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej.
Pod przewodnictwem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej dokonała się rewolucyjna odmiana, historyczny postęp w życiu naszego narodu. Okres budownictwa socjalistycznego przyniósł nam ogromny awans cywilizacyjny, kulturalny, oświatowy, unowocześnienie, uprzemysłowienie oraz urbanizację kraju.
Na tej drodze nie zabrakło trudności, bolesnych i dramatycznych doświadczeń. Broniąc socjalizmu przegrodziliśmy drogę kontrrewolucji. Urzeczywistniamy konsekwentnie przyjęty na IX Zjeździe partii i potwierdzony na Krajowej Konferencji Delegatów program socjalistycznej odnowy, linię porozumienia i walki. (…)
Powrót Polski na drogę harmonijnego, pomyślnego rozwoju jest jednak sprzeczny z rachubami, zwłaszcza amerykańskiego imperializmu. Jego nacisk na Polskę trwa nadal. Tak jak Wy, drodzy koreańscy przyjaciele, doświadczamy prób bezczelnej ingerencji Stanów Zjednoczonych w nasze własne wewnętrzne sprawy. Tym naciskom nie poddaliśmy się i nie poddamy nigdy. Nie jesteśmy przy tym sami. Mamy niezawodnych sojuszników i przyjaciół - bratni Związek Radziecki, państwa socjalistycznej wspólnoty. Solidaryzuje się z nami światowy, antyimperialistyczny nurt lewicy i postępu społecznego. (…)


No i jak, smoki milusie? Jak się czytało, jak się teraz patrzy na „incydentalne zdanie” niżej podpisanego? Wiem, śnicie o minionej młodości, o tamtych uniesieniach i klęskach. Pora się obudzić. Jawa była taka właśnie!

M.Z.

Brak komentarzy: