niedziela, 29 maja 2011

Spiski


Ponieważ nigdzie nie należąc reprezentuję już tylko samego siebie – mogę mówić o rzeczach, o których inni muszą milczeć. Z przyzwoitości, albo z przezorności – no w każdym razie takie informacje, jakie za chwilę tu ujawnię nie są kolportowane powszechnie. Tymczasem mnie żadne kierownictwo nie skarci, po prostu nie istnieje coś takiego – zgodnie ze starym dowcipem kabaretu Elita. „Jadą goście jadą koło mego sadu. Do mnie nie zajadą - bo ja już tu kurcze nie mieszkam…”

Otóż w pewnym ogródku, wśród zacisza zieleni i grilowego dymku odbyła się ostatnio tajna narada międzyportalowej części blogerów. To w skrócie polega na tym, że spotykają się ludzie, którym chce się ze sobą rozmawiać, choć niekoniecznie w duchu pełnej zgody i akceptacji do słów poprzednika. Jako że niejaki Obama właśnie odlatywał z naszego pięknego, choć nieszczęśliwego kraju pozamykano ulice, a nad jaskinią spiskowców krążyło tyle helikopterów, ile kiedyś pokazywano jedynie w filmie „Apokalipsa” Coppoli. Zagłuszały się wzajemnie i o podsłuchach nie mogło być mowy. No to my dalej do radosnego spiskowania!

Tylko trzeba było wybrać przedmiot spiskowania…

A z tym same niestety kłopoty. Bo tak: jeden wydał dwie książki i chciał koniecznie powiedzieć coś na ich temat. Trochę powiedział. Ale drugi miał problemy w uprawianej witrynie sieciowej – i to było dlań najważniejsze. Reszta zdania podzielone: a to kawałki obyczajowe, a to wspominkowanie, a to wycieczki osobiste. Rzecz jasna ci, którym osobiście przykładano byli nieobecni. I dobrze – bo pewnie helikoptery na górze miały by sensację. Bójka na działkach, a obok jedzie Obama… Dostalibyśmy rakietą jak amen w pacierzu! Skończyło się szczęśliwie – gospodarz podał hasło i rozległo się już tylko miarowe kłapanie paszcz, grill działał jak oszalały. Zajadły zdążył tylko zauważyć, że jak zwykle nie przyszli ci, którzy byli zapowiedzeni. A pewna dama stała się jeszcze bardziej nieznana, czy domyślna, nikt nie wie kim jest i zaczynają krążyć pogłoski, że w realu to wąsaty facet. Może i tak być…

Potem jednak rozmawialiśmy. Najpierw o sieciach dystrybucji książek. Okazało się, że niewielu wie coś konkretnego na ten temat, zaś najbardziej zainteresowany, autor, ma tak oryginalne zdanie, że ani się sprzeciwić, ani potwierdzić. W każdym razie księgarze to sukinsyny. Nie ustaliliśmy tylko czemu mówią jak mówią, czyli jednym głosem. No i kto tym wszystkim steruje. Czerska? Po części pewnie tak. Ale czy Czerska ma aż tak długie rączki, by sięgać nimi do maleńkiej księgarni w jednak zapapędziałym Grodzisku Mazowieckim? Osobiście wątpię. Więc jakoś to sukinsyństwo musi się roznosić. Droga płciową czy kropelkową?

A propos sensacji obyczajowych: dzisiaj na blogu wczorajszych dyskutantów ukazał się kawałek o tym, co winna zawierać książka dobrze sprzedawalna, co zawiera, co jest kiepskie i dlaczego. Wielkie nazwiska: Ziemkiewicz, Wildstein, Łysiak. Jak twierdzi autor panowie ci popełniają wielkie błędy w opisywaniu rzeczy typu sekscesy, czy inne płciowe wyczyny. No popatrzywszy na Ziemkiewicza pewnie jest w tym jakaś racja. Osobiście mam do tego pana wiele zastrzeżeń już od czasów „Polactwa”. Pisze tam jasno, że linia jego rodziny wywodzi się wprost z chłopstwa, po czym obrabia to chłopstwo ile wlezie. Po części słusznie, po części nie wiem – ale podejrzenie, że jeden z ziomali najpierw ziomalom obrabia dupę, by następnie stwierdzić, że on jest wyjątkiem od reguły - i ze to w którymś miejscu jest konstrukcja fałszywa - jest wielce prawdopodobne. Bo niby dlaczego właściwie miałby być inny? Skoro w życiu formalnym równie cwany czy przebiegły, równie bezwzględny i monotematyczny. Każda następna książka potwierdza przecież istnienie w głowie jej autora wątków i elementów zdecydowanie pszenno-buraczanych. I strzyżenie tego łba na rekruta, to samo zresztą zrobił inny mędrek polityczny, Ponton Kamiński, nie czyni z obu panów dzieci miejskich salonów. O Wildsteinie nie chce mi się nawet gadać. Zaś życie seksualne Łysiaka w ogóle mnie nie interesuje, jego projekcja na karty powieści czy tworów publicystycznych również. Podejrzewam tylko, że ten akurat autor mając takie rozeznanie w źródłach jakie ma – na temat seksu mógłby powiedzieć sporo…

Odszedłem od ujawniania spisków… Ale by nie być nudnym powiem tyle, że zakończyło się pokojowo. Gospodarz o ile jeszcze nie umarł ze zmęczenia (a napracował się wczoraj okrutnie!) pewnie zarządzi kolejne spiskowanie jeszcze tego lata. Czy znów nie przyjadą zapowiedzeni? Nie wiem. Bo też i nie wiem, czy mnie ktoś o obecność poprosi. Zobaczymy… Prośba jest tylko taka: rozumiem, ze macie dzieci. Ja też mam. Przyprowadzić następnym razem? Brutalnie: będziecie mieli okazję zobaczyć co się dzieje z młodym człowiekiem, który już od kołyski uczestniczy w życiu dorosłych.

M.Z.

Brak komentarzy: