poniedziałek, 2 maja 2011

Silver Bond




Drugi maja 2011, doniesienie z całego świata w czołówkach o jednym tylko: zabito Bin Ladena. Jakiś specjalny oddział, na terenie Pakistanu, wpadł uzbrojony zapewne po zęby, zabił i jest radość ogólna. Życzenie śmierci spełnione. Uaktywniają się teraz „specjaliści”. Właśnie dowiedziałem się, że główny sprawca ataku na WTC dokonał żywota. Bin Laden pilotował jeden z tych samolotów? Nie. Osobiście celował inną maszyną w Pentagon? Nie. Przebywał choć w tym czasie na terenie USA? Też raczej nie. Może tańczył gdzieś z radości na tle telewizyjnej relacji z upadku dwóch wież? Również nie - jak ktoś to ustalił jedynymi tańczącymi z radości byli dziwni ludzie, jak się potem okazało mieli izraelskie paszporty.

Więc o co tu chodzi? O zniszczenie maszyny, którą stworzyli sami poszkodowani? Nawet jeżeli tak – w życiu nie przyznają się do tego. Od kiedy Bin Laden przestał być „naszym sukinsynem” historia jego narodzin, szkolenia i działalności dla Wuja Sama uległa zamazaniu. A może raczej – odwróceniu. On się już taki zły urodził. On od początku gryzł rękę, która go karmiła. No to dzisiaj ma na co zasłużył…

Pakistańczycy, na terenie których dokonano egzekucji nie bardzo wiedzą co powiedzieć. Nie dziwię się. Nie wiedzieli gdzie przebywa arcyterrorysta – źle. Wiedzieli, ale nie powiedzieli – jeszcze gorzej. Wiedzieli i powiedzieli – no to już w ogóle do dupy, Pakistan jest krajem muzułmańskim, do tej pory miał Bin Ladena nie wiadomo gdzie, teraz będzie miał Bin Ladena – Męczennika wszędzie. To raczej kiepsko wróży spokojowi w tym państwie. Groźnym państwie – bo przecież wyposażonym w broń atomową.

Za jakieś dwa lata na ekrany kin wejdzie filmowy przebój podający w fabularnej osnowie wersję egzekucji Bin Ladenowej. Hollywood, więc na pewno producentem zostanie Zuckerman, reżyserem Wolfowitz, główne role zagrają Brat Pit i Siostra Sisters. Koniecznie ta Sisters, inaczej ciężko będzie scenarzyście dowieść, że największe zasługi w łapaniu zbója miał pewien intelektualista – Murzyn, kompletnie nierozpoznawalny na tle takich samych intelektualistów – opozycjonistów pakistańskich. Więc kobitka, zasłonięta tak, że tylko oczy i schaby widać jest tu idealnym wyjściem. Może się jeszcze zakochać w dowódcy oddziału egzekucyjnego, to dobry wątek, uczłowiecza zbója w mundurze. Też podlega uczuciom, choć w osobnej przemowie na koniec filmu koniecznie będzie musiał wygłosić spicz, z którego wyniknie, że jednak ojczyzna ważniejsza od jakichś tam miłostek. Potem może być nawet wspólny pakistańsko – jerozolimski taniec, na tym tle napisy „za udział wzięli”.

A skąd ten Silver Bond? Ot, tak sobie, bo niby czemu nie. A może dlatego, że i Anglicy kapną trochę grosza na wspólną produkcję?

M.Z.

Brak komentarzy: