sobota, 3 września 2011

Ja rządzę i ja dzielę, taka wasza mać!



Kiedy swojego czasu ocierałem się o pozarządową instytucję związaną z projektowaniem budowlanym miałem okazję poznać wielu „specjalistów” uparcie grzebiących w bredni zwanej prawem budowlanym. Pomijam już fakt, że były to postaci mętne, że niemal wszystkich interesowało nie to, jak Polacy mieszkają i gdzie kupują czy spędzają czas wolny – ale ich wpływ na udzielanie koncesji i pozwoleń. Twierdziłem wówczas – i twierdzę tak dzisiaj – że ich wysiłki oparte o stalinowskie mózgownice i takież przekonania dobre są dla bandy dokonującej napadów na drogach, do normalnego świata nie nadają się wcale.

Dostałem w odpowiedzi kilka pogróżek i wiele prób tak zwanej polemiki – która z powodu mnogości w niej inwektyw polemiką w żadnym wypadku nie była. Koronny, możliwy do zacytowania argument był zaś taki, że skoro żadna, ale to ponoć żadna europejska instytucja nie widzi w skodyfikowanej bredni niczego nagannego – to mam zamknąć dziób i siedzieć już zawsze cicho. A niedoczekanie wasze! Niedawno u Michalkiewicza znalazłem ten oto fragment:

„…Czesław Stoma zwrócił moją uwagę na informację Banku Światowego o niedowładzie państwa polskiego w segmentach, gdzie jest niezastąpione oraz stopniu zbiurokratyzowania naszej gospodarki. Okazuje się, że zwykły spór sądowy wymaga przejścia przez 38 procedur, a średni czas trwania tej drogi krzyżowej wynosi 830 dni, czyli co najmniej dwa lata i trzy miesiące. Uzyskanie pozwolenia budowlanego wymaga przejścia przez 32 procedury, co średnio trwa 311 dni, a więc - prawie rok. Rejestrowanie własności wymaga przeprowadzenia sześciu procedur, co średnio trwa 152 dni, zakładanie firmy - również sześciu procedur, co średnio trwa 32 dni. Import towarów wymaga sporządzenia 5 dokumentów, co trwa przeciętnie 25 dni, zaś eksport - również 5 dokumentów, co przeciętnie trwa 17 dni. Trudno się temu dziwić, skoro liczba urzędników na przestrzeni ostatnich 20 lat wzrosła ze 159 tys. w roku 1990 do pół miliona w roku bieżącym (niektórzy twierdzą, że jest ich więcej, bo aż 633 tysiące). Ponieważ średnie wynagrodzenie w administracji publicznej jest półtora raza większe od średniej krajowej i wynosi prawie 5 tys. złotych, każdy urzędnik chce się czymś zajmować - i to jest właśnie najgorsze. Na przykład tylko rolnikom „doradza” aż kilkanaście państwowych instytucji. No to czegóż chcieć więcej? Jest dobrze, a będzie jeszcze dobrzej!...”

No i co szanowni oponenci? Jak się macie w świetle tego doniesienia? Dobra, wiem, macie to w starych dupach, w końcu nigdy wam nie chodziło o to, by złapać króliczka, ale by gonić go… Przy okazji swoją przydatność mogą udowodnić inne rzekomo polskie instytucje, na przykład tak zwane „rozgrzane sądy”. Niżej fragment wzięty z Gazety Prawnej. Opisuje coś, co zdaniem filozofów podobnie jak żyrafa nie ma prawa istnieć – a jednak istnieje.

„…Dużą pomysłowością wykazał się przedsiębiorca z okolic Kalisza. Gdy nadzór budowlany wszczął postępowanie w sprawie przystawionego do jego sklepu zaplecza na kołach, zarejestrował obiekt jako przyczepę. Następnie wykupił na nią ubezpieczenie komunikacyjne.
Powiatowy inspektor nadzoru budowlanego nakazał rozbiórkę przybudówki. Wskazał, że obiekty na kołach, barakowozy, są zaliczane do tymczasowych obiektów budowlanych. W przypadku takich budowli konieczność uzyskania pozwolenia na budowę albo dokonania zgłoszenia zależy od tego, jak długo inwestor zamierza użytkować obiekt w danym miejscu. Jeżeli zamierza robić to w okresie krótszym niż 120 dni, to może wybudować go na podstawie zgłoszenia. Z kolei, gdy będzie to okres dłuższy, to należy uzyskać pozwolenie na budowę.
Powołane przez inwestora argumenty nie przekonały Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Poznaniu. Uznał on, że orzeczeniu i wykonaniu nakazu rozbiórki obiektu budowlanego na kołach nie stoi na przeszkodzie zarejestrowanie tego obiektu jako pojazdu i zawarcia umowy ubezpieczenia OC. Ważne są fakty. Z tych wynikało, że czynności związane z rejestracją obiektu zostały podjęte dla pozoru, tj. w celu uniknięcia nakazu rozbiórki. Rzeczywistym przeznaczeniem tego pojazdu pozostawał w dalszym ciągu użytek niemobilny…”

Ciekawi mnie już tylko jak w takim razie potraktowano by dzisiaj niejakiego Drzymałę. Jako szkodnika budowlanego? Jako szpiona działającego na niekorzyść unijnego prawa?

I czy sprawca dostał by wyrok dożywocia, czy też tylko nakaz udania się do inżynierów budowlanych, którzy jak mniemam w swych eleganckich fioletowych garniakach i brązowych koszulach w kratkę (to ich standardowy strój - moim zdaniem pasuje jak ulał do tej ekipy błaznów)do krawatu w unijne gwiazdeczki siedzą przy każdym gminnym urzędzie? Rozumiecie teraz czemu tak bardzo nie znoszę tego towarzystwa i czemu po wielokroć dawałem temu wyraz? No bo oni rządzą i oni dzielą, taka nasza mać!

M.Z.

Brak komentarzy: