środa, 14 września 2011

Idzie fala...



W materii tzw. przekaziorów co by nie włączyć, czego by nie przeczytać – wszędzie informacje o skradającym się krachu gospodarczym i finansowym. Grecja niemal na sprzedaż. Portugalia w rozpaczy. Włosi na bunga-bunga – ale jak wrócą to też się niemile zdziwią. Ropa w relacjach z zachodnich rynków drożeje już tak strasznie, że logicznie rzecz ujmując lada dzień taniej będzie napędzać samochody roztopionym złotem.

Twarożki zmalały w opakowaniach i oczywiście zdrożały, podobnie wędliny, konserwy, niemal wszystko do „zakąszania”. Woda i prąd też. Tradycyjnie mamy najdroższą telekomunikację na świecie i wprowadzenie pseudo-konkurencji nic tu nie dało, panowie dogadali się pomiędzy sobą i rżną nas aż miło. Kto pali pewnie wkrótce przestanie, bo nie wytrzyma finansowo. Kto pije jeszcze trochę popije – uznano, że rozwścieczony nie-napity jest gorszy od rozeźlonego nie-napalonego, więc tu trzeba rozważnie. Unia wymusza solidny VAT na przykład na książki. Po co mielibyśmy czytać książki? Taż od tego tylko w głowach się ludowi przewraca - co rzecz jasna trzeba ukrócić jak najpilniej.

Niestety nie jest powszechnie znany (a może w ogóle nie jest znany?) jakikolwiek głos organizacji pracowniczych, które miały by odwagę powiedzieć np. pracodawcom, że etat za 1300 zł brutto obraża dumę współczesnego, uznanego przez Unię Europejczyka – i że od jutra związki zawodowe żądają na przykład minimalnej płacy na poziomie 3400 zł, z czego co najmniej 2600 zł na rękę... Rozumiem – obawiają się oskarżeń o „mordowanie państwa”. To zbrodnia! Co innego mordowanie obywateli – o, to wręcz patriotyczny obowiązek. Tu od razu dodam - nie myślałem o protestach finansowych lekarzy sprzed kilku lat, jak wiadomo pogodzili się ze swym dość zamożnym ubóstwem i obecnemu rządowi już nie robią wbrew.

Jednocześnie zdecydowanie wzrosła sprzedaż dóbr luksusowych, w większości na kredyt. a zjednoczony chór dealerów samochodowych (chór wujów?) uznał, iż podstawowa cena za auto popularne może już przekroczyć 50 tysięcy złotych. Mercedesy po 250 tysięcy idą jak świeże bułeczki. Mieszkania droższe, niż na Lazurowym Wybrzeżu lub jak kto woli Florydzie – ale te powyżej stu metrów kwadratowych już sprzedane. Skąd więc najnowsze lamenty o bankructwach deweloperów budowlanych? Czyżby rzeczywiście los wziął za doopę to towarzystwo i przywołał do porządku? Jeśli tak – cieszę się ogromnie. Pora już była po temu najwyższa. Przeczytałem ostatnio stary kryminał z 1989 roku – amerykański detektyw śledzi w nim podejrzanego, ubranego rozpustnie w „wytworną marynarkę za 200 dolarów i buty za ponad stówę”. No po prostu śmiech na sali! Po co on gania tego gołodupca? Dzisiaj u nas w takich ciuchach chadzają bezrobotni. O ile rzecz jasna znajdą je na wyprzedaży w lumpeksie. No dobrze, mylę plany czasowe. Co w gruncie rzeczy niczego nie zmienia, Sartre wizytując Polskę w latach 50-tych nie mógł się nadziwić jak to jest, że tubylcy zarabiają dwa razy mniej, niż wydają, a najelegantsze kobiety pod słońcem chodzą w ciuchach, których nigdzie nie można kupić. No jak to jest, proszę Państwa?

Pogadałem sobie dzisiaj z paroma przyjaciółmi o sprawach różnistych, nawet mało narzekaliśmy, choć zdecydowanie zmartwiło nas zjawisko „rewolucji w służbach specjalnych”. To jest swojego rodzaju signum temporis: wprost leją mniej, ale pośrednio są znacznie bardziej upierdliwym wrzodem na zadzie, niż to drzewiej bywało. Mają lepiej pilnować sektora energetycznego. Czyli niby co – lepiej pilnować cudzej rury? Skąd te pytania? Zadaję je, ponieważ sytuacja zaczyna już wprost przypominać tę sprzed wielu lat, kiedy to socjalizm ponoć rozwijał się w tempie piorunującym.

Ja zaś chciałem zwrócić uwagę na inną rzecz, w przedziwny sposób przypomina mi sytuację, o której już nieraz opowiadałem. Otóż istniało kiedyś wydawnictwa „Biuletyn specjalny”. Teoretycznie dla wtajemniczonych, zawierało bowiem treści, których propagandyści komunistyczni oficjalnie wypowiadać nie mogli. Aliści wkrótce dostęp do „BS-ów” stał się na tyle prosty, iż dowódca czerwonych drużyn wpadł na pomysł, że dywersję albo zamęt można siać i tędy. I tak na przykład w czasie, gdy Reagan w połowie lat 80-tych spotykał się z Gorbaczowem w celu ustalenia zasad geszeftu, który dotknął wkrótce i Polskę, a który dla niepoznaki nazwano potem obaleniem komunizmu - BS-y nie miały w tej sprawie nic do powiedzenia. Masowo natomiast pojawiały się na ich stronach „wstrząsające informacje” o supercichych łodziach podwodnych, które udało się jakoby wyprodukować Ruskom parę lat wcześniej. No i ta słynna łódź wynurzała się a to obok Bornholmu, a to innej wysepki, na której nic nie śpiewa, bo ptaki zawróciły sto kilometrów wcześniej. Zawsze w kącie objawiał się wówczas ktoś, kto cichym dyszkancikiem wnosił, że ten Reagan to tak naprawdę cienki Bolek, Gorbi załatwi go zaraz po obiedzie, łodzie natomiast, o… to on nam już nic nie powie, bo to wielka tajemnica!

I po co to wszystko mówię? Bo ostatnio pojawiły się w sieci wstrząsajże opowieści o rzeczach, z których większość z nas albo zdawała sobie sprawę od dawna, albo z powodu nikłego ich znaczenia we współczesności miała je głęboko w nosie. Sprzedawaliśmy broń terrorystom? W każdej ilości. Gościliśmy w Polsce Abu Dauda i jakiegoś tam Carlosa? Gościliśmy – także ku uciesze nie istniejącej już dzisiaj żeńskiej grupy usługowej pod nazwą „arabeski”. Tylko jakie to do diabła ma obecnie znaczenie? Czym tu się podniecać? Łajdacki był tamten system? Jak najłajdaczniejszy! Ten nie lepszy – co starałem się udowodnić w poprzednich tekstach. Ale jak długo jeszcze można gadać o nowej, cudownej łodzi podwodnej, wyprodukowanej przez Pana Samochodzika i spółkę? Czyli: jak długo można robić ludziom wodę z mózgów tą samą, znana od lat metodą? Jaka to proszę Państwa idzie fala, że niektórzy uparli się gadać bez przerwy o zagrożeniu lawinowym – mimo iż to dopiero połowa września i do lawin czasu a czasu?

Jutro manewry w Warszawie. Po grzmota? Po jaką cholerę? Nie dość Bufetowej burdelu już istniejącego? Ponieważ jak pewien carski książę nie wierzę wiadomościom nie zdementowanym – uważam, że coś niedobrego w mieście będzie się działo. Bo jak na razie osoby w warszawskim Ratuszu zdementowały wieści o tym, że może być kłopotliwie.

M.Z.

Brak komentarzy: