Mój kolega Coryllus opisał na Nowym Ekranie jak dzień dziesiątego kwietnia na Krakowskim Przedmieściu widział. Polecam (link: http://coryllus.nowyekran.pl/post/10020,ostrozny-marsz-10-04-2010). Polecam tym bardziej, że to wcale nie bicie w zygmuntowski dzwon, wiem, że niektórzy śpiewu na tej nucie mają już dość – ale kilka dobrze podanych impresji. W tekście znajduje się fragment mówiący o prowokatorach. Odpowiedziałem Coryllusowi tak:
„…Prowokatorów było znacznie więcej. Przyszedłem swoim zwyczajem oczywiście za wcześnie. Ale okazało się, że naprzeciw kościoła Świętego Krzyża jest jeszcze kilka witryn sklepowych z nagrzanymi resztkami słońca kamiennymi parapetami. No to ja siup na taki parapet, mam miejscówkę... Patrzę na te schody kościelne naprzeciwko i patrzę, dla mnie są znamienne, w 1968 roku nie zdążyłem wbiec na nie stosownie szybko i dosięgnęła mnie długa pała zomowca w niebieskim ortalionowym płaszczu. Dzisiaj nie ma zomo, są robocopy, opancerzone tak, że aż dziw bierze, że to właśnie tych durniów nie wysłano do Afganistanu, rozpędzili by talibów samymi minami. A czy ich, tych talibów, w ogóle trzeba rozpędzać na ich ziemi? No, to już kompletnie inna sprawa, dla mnie oczywiście nie trzeba... Starszy facet obok przygląda się kłusującym w stronę pałacu namiestnikowskiego robocopom (bo w tym stroiku trudno biec), przygląda i w końcu mówi "A ja bym mu przyłożył od tylu, w te łydy, podetnie go jak trutnia Gucia..." Zgadzam się, mnie sto lat temu zomowiec właśnie podciął w ten sposób, boli jak cholera. Nieważne, kilka minut później zza Kopernika dwóch radosnych, góra dres, dół dres, ale od innego kompletu, idą i liczą kasę, jakaś stówa, a panowie jak świeżo zwolnieni z ciężkich robót, albo ciężkiego pierdla. Podobno umówieni "na rogu Europejskiego". Idę i ja za nimi, ale gubią się gdzieś w tłumie. Dwie godziny później siedzą na schodku "Zakąsek-Przekąsek". Maślane oczka, chwiejne łby. Nie nadają się do niczego, do prowokacji też. Oficer prowadzący po prostu stracił kasę. Tymczasem nieopodal ktoś się głośno zastanawia, czy ci pancerni przytupujący przy rogu dawnego Bristolu rozmnażają się jak pedały przez adopcję, czy jakoś inaczej, widziano bowiem robocopowe samiczki. Rada w radę zapada ustalenie, że pewnie z nudów lansują się od czasu do czasu w krzaczorach obok koszar, oczywiście bez zdejmowania pancerzy. Jak? Jak jeże: ostrożnie. A po co oni tam stoją? Pewnie po to, by im nowiutkiego campingowego posterunku policji nie zaje...li
Że to niepoważne obserwacje? No i co z tego. Od poważnych dysertacji to tutaj aż się roi…”
I wtedy odezwał się inny mój kolega respondencyjny tak:
„…A mnie tych robocopów trochę szkoda. Jak ktoś wcześniej szedł do ZOMO, to mi nie powie, że miał jakieś złudzenia, ale ci może myśleli, że żyją w demokratycznym kraju i w uroczyste dni będą dumnie stać - jak to mądrze napisał Pradziadek - w galowych mundurach, a tu tak jest jak jest. No ale każdy musi żyć, jak powiedział pewien kat przy odbiorze honorarium.
Mr.White…”
Cóż było czynić? Odpisałem: „…Generalnie to ja jestem zgodny - ale w tym wypadku z takim większym nieco zastrzeżeniem. To nie są policyjni urzędnicy poprzebierani we współczesne pancerze. To są ludzie, którzy z góry wiedzieli gdzie idą i co tam będą robić. Jaką trzeba mieć motywację, by z góry zakładać, że będzie się lało innych ludzi, zupełnie nie opancerzonych i wobec takiej zbroi bezbronnych? Czy aby nie jest wszystko jedno, czy podobne jednostki nazywa się zomo, czy oddziały prewencji? Czy stojąc naprzeciwko rozszalałych kibiców, co to naprawdę przylać potrafią, mają równie aroganckie, harde miny? Oni w galowych mundurach owszem, powinni stać - ale tworząc szpaler, którym być może ktoś zachciał by przejść do sobie wiadomego i przez siebie wybranego celu. A mówiąc dalej tyle chcę wyartykułować, że za cała tę "zabawę odpowiedzialne jest dowództwo tych band. Bo przecież obecność robocopów na Krakowskim nie polegała na tym, że jakaś drużyna harcerska zmówiła się przy ognisku, poprzebierała i poszła do ludzi z dobrym słowem...
Pzdr…”
W ten prosty sposób mają Państwo wgląd w różne opinie i różne głosy. Pozdrawiam!
M.Z.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz