Coryllusa (http://coryllus.nowyekran.pl/post/11618,o-zyciorysach-zawodowych) zainspirował Toyah. A ja jak zwykle wciąłem się w rozmowę na temat naboru nowych ludzi do pracy – i dodałem swoje trzy grosze. Bo to jest nie problem, ale PROBLEMISKO.
Więc napisałem tak:
„…Mogę i ja?
A nawet jeśli nie mogę to i tak się wtrącę. Chciałem najpierw powiedzieć, że pojawił się tu, na Ekranie swojego czasu świetny tekst blogera A-ja-to-Lacha. I on tam zwrócił uwagę na rzecz, która od lat leży na wierzchu, ale nikt jej nie chce widzieć. Otóż gnojenie ludzi poszukujących pracy zaczyna się od tego, że dzisiaj wszyscy posługujemy się szalbierczą opozycją pracodawca – pracobiorca. Prawdziwym pracodawcą, tym, które daje pracę – jest jej poszukujący, a nie żaden tam zakład, redakcja, czy jeszcze co innego. Ten używany dziś na co dzień fałsz jest podstawą do wszystkich złych czynności, które osoby dokonujące rekrutacji wyczyniają wobec nas.
No więc ja akurat mam życiorys długi i interesujący. Wszystko jest w nim tak udokumentowane istniejącymi materialnie dowodami, że po prostu winni stać do mnie w kolejce. Niestety mam zły PESEL, czyli datę urodzenia. W redakcjach rządzą dzisiaj 40-45-latkowie. Sam słyszałem gdy jeden z nich tłumaczył kiedyś podległemu personelowi jak należy pisać o stanie wojennym. I opowiadał oczywiście straszne głupoty, jakiś stek bzdur o arsenałach Solidarności, o gotowych do wieszania sznurach, o poświęceniu ludowego wojska, co to się na ślizgawicy topiło w czołgach (rzeczywiście jakiś czołg pewnie z pijaną załogą wpadł do rzeki z oblodzonego ponoć mostu), możesz sobie resztę wyobrazić. I oni rozdziawiali gęby i chłonęli te banialuki. Myślisz, że temu facecikowi potrzebny był ktoś, kto jak ja pamięta prawdziwy stan wojenny w Warszawie? Przecież byłbym żywą „antytezą” tego sowieckiego durnia w garniaku nie od Armaniego, ale z chińskiej końcówki serii.
Albo dama, która zajmowała się naborem personelu piszącego dla poważnych biznesmenów. Tam był potrzebny właśnie ktoś z dużym doświadczeniem. No to ja siup, na rozmowę. A ta wyobraź sobie mając na tyłku super-mini siada naprzeciwko mnie i zakłada nogę na nogę, prawa kostka powyżej lewego kolan, więc widać majtki. Patrzy się na mnie uważnie i chyba czeka, aż się zaczerwienię albo zaślinię. Nic. No to łup mnie z drugiej strony – życiorysem. Zaczęło się – mówi - pracę w prasie komunistycznej, tak? No tak – odpowiadam – ale to był rok 1976 i gazeta nazywała się „Świat Młodych”. Wie pan – ona znów – ja bym poszła do prasy opozycyjnej. Ja: w 1976 roku? Ona: niech się pan nie tłumaczy bo to źle o panu świadczy…
PS. Handlowcem już byłem. Wywalono mnie po pół roku za to, że duńskiemu pracodawcy powiedziałem w 1996 roku prawdę: mało już u nas Trabantów i nikt nie chce kupować tzw. samostartów. A nie miałem prawa sprzedawać pakietów skądinąd dobrych kosmetyków samochodowych inaczej, jak właśnie z tymi „samogwałtami”. Obraziłem tym majestat i jakieś poważne biuro, które dla tych Olsenów zrobiło absurdalne badania rynkowe. Od tej pory głośno twierdzę, że seria filmów o gangu rzeczonego Olsena to ekspozycja ich intelektualnej elity…”
I tak się dyskusja poczęła rozwijać! Zaraz potem odezwała się moja ulubiona komentatorka Molier:
„…@Mr.White
zatrudniłbyś piszpannę, która musiałaby mieć wymiary wielkiej komody?
Toć to seksizm czystej wody! Nie wolno takich warunków dyktować przy przyjmowaniu pracowników.
Pozdrawiam świątecznie:) …”
No to ja jej znów:
„… A, to już, droga mme Molier, kwestia sformułowań. Na przykład określenie "dyspozycyjna". Od razu wiadomo, że nie chodzi o przesuwanie trzydrzwiowej szafy, ale weekend na Mazurach bez opłat za przyjemności dla szefa. No to dalej też jasnym jest, że kandydatka winna być "religijna i oczytana" - oczywiście tylko po to, by nie zaburzać wewnętrznej harmonii postrzegania świata przez pryncypała. "Młody, zgrany zespół" oznacza ni mniej ni więcej tylko stado idiotów, którzy bez zbędnych kłopotów godzą się na wypłatę "połowy" pensji, dla dobra firmy, która ma oczywiście przejściowe kłopoty. Zgniłe jabłko w postaci człeka doświadczonego jest tu absolutnie nie do przyjęcia, zarazi współpracowników natychmiast i co potem? "Samochód służbowy" to może być Cinquecento 700 w wersji więziennej, czyli z kratką za przednimi fotelami. No i oczywiście z gazem dla "taniości". Wtręt, iż żurnalista ma się biegle orientować w programach graficznych oznacza, że będzie zasuwał co najmniej na dwóch etatach za jedną pensję, w ten bowiem sposób omija się operatora DTP i grafika. "Orientacja w problematyce rolniczej" to nic innego, jak zapowiedź obowiązku zbierania reklam od firm przemysłu spożywczego. A "niekonfliktowość" najlepiej udowodnić pokazując goła dupę zbitą niedawno do nieprzytomności i skojarzoną z pozytywna opinią z poprzedniego miejsca pracy.
Nie będę już Państwu psuł przedświątecznego nastroju, temat rzeka a mamy byc pogodni i harmonijni. Zatem WSZYSTKIEGO NAJ...”
I co Państwo na to? Mimo że przedświątecznie – to i ciekawie. Pewnie po świętach jeszcze rozwiniemy temat. Na razie WZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!!
M.Z.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz