O ludziach, ludzkich i diabelskich sprawach - i wszystkim o czym chcę coś powiedzieć. M.Z. to Marek Zarębski. Strona zawiera treści ujęte w formę słowa pisanego. Wszelkie zatem pretensje przyjmuję również TYLKO W TEJ FORMIE!
środa, 20 kwietnia 2011
Francuska kara
W sieci pojawiło się ostatnio wiele wpisów dotyczących dumy narodowej. Byliśmy tacy i tacy, zrobiliśmy to i to, oto powody do dumy… Minister Szeremietiew na Nowym Ekranie coś tam o kampanii wrześniowej, jego apologeci i kontestatorzy swoje, każdy wierzy we własne racje bezgranicznie – a pospolitość już nie skrzeczy, tylko pokazuje z kąta gest Kozakiewicza. Jest jaka jest, tak po prostu, nie poddaje się żadnym spekulacjom, kampanię wrześniową Polska przegrała, koniec. Nie chcę w tym miejscu kontynuować sporu czy mogła zaistnieć sytuacja odmienna, jak i kiedy ją przegapiono (jeśli przegapiono!). Faktem jest, że wkrótce po wrześniowej przegranej powstało podziemne państwo, jakiego w historii świata próżno by szukać. I sprawiło okupantom tyle kłopotu, że uznali za stosowne mścić się na Polakach lata całe. Niektórzy powiadają, że do dzisiaj.
Ale ja nie o tym chciałem. Wojny jako forma polityki kończą się prędzej czy później, przychodzi czas liczenia strat lub zysków, wskazuje się tych, którzy okazali się dzielni lub niezłomni, karze tych, którym imponowała zdrada i zaprzaństwo. W Norwegii po II wojnie światowej wzięto się do dzieła tak skutecznie, że trzeba było na nowo odbudować etat kata i nikt nie chciał słuchać Quislinga utrzymującego, że nie było innego wyjścia, jak zdradzić. Nawet tak niewielkie kraje, jak Holandia, Dania i Belgia postanowiły uporać się z tym problemem metodą wyrwania chwastów raz a dobrze. Były wyroki śmierci, parę tysięcy osób po prostu osadzono w pierdlach, zdrajcy nawet nie mieli co marzyć o nowych etatach, prezesurach i apanażach. Gdyby dzisiaj kto chciał policzyć jaki był wkład w wojenne zwycięstwo Aliantów wymienionych Norwegów, Duńczyków, Holendrów i Belgów – będzie musiał udać się do specjalisty mikrobiologa. A ten być może z pożółkłych annałów wyłowi przy pomocy lupy i pincety kilka nazwisk, z których wymienione kraje mogą być dumne.
W Polsce – powiem tylko dla uproszczenia, bo temat rzeka, nie da się go omówić ani w jednym, ani nawet stu felietonach – świat stanął na głowie. Bo oto nie naród począł karać zdrajców, ale przepoczwarzeni lub importowani zdrajcy wzięli się za najlepszych i najdzielniejszych przedstawicieli narodu. Z bardzo krwawym skutkiem.
Z pewnych względów najciekawsza dla mnie jest dzisiaj Francja. Ostre lanie w 1940 roku, potem kolaboracja, rząd Vichy i jednocześnie Wolni Francuzi de Gaulle’a. Eksmisja francuskich żydów rękoma francuskich policjantów do Oświęcimia. I ta właśnie Francja wyszła z wojennej zawieruchy wcale nie jako przegrana. Wywołała swe paryskie niby-powstanie dokładnie wtedy, gdy pancerny Leclerc zbliżał się do granic miasta. Złapała Petaina i szkodników typu Louisa Renault (kolaborant miłosiernie zdechł w wiezieniu w oczekiwaniu na wyrok). Ale też pozwoliła na coś, co ilustruje zdjęcie zamieszczone przy tytule – skanalizowanie ludzkiej złości i dwoistych uczuć. Wystarczyło wziąć mechaniczną maszynkę do strzyżenia w rękę, złapać jaką byłą niemiecką kochankę (nie było trudno!), ogolić łeb – i już człowiek był patriotą.
Czy to oznacza, że właśnie napisałem coś przeciwko francuskiej tytułowej karze? Absolutnie i po stokroć nie! Ja po prostu czuję, że powoli bo powoli, ale zbliża się czas, kiedy ten francuski wzór trzeba będzie sobie przypomnieć. Oczywiście dla co żałośniejszych przestępców. Tylko dla takich. Dla poważniejszych drani zupełnie co innego.
M.Z.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz