piątek, 25 stycznia 2008

Warto czy nie warto - czyli czym jest realizm

Na jednej ze stron grupujących blogerów politycznych, "Salon24" ,toczy się właśnie zażarta dyskusja na temat sensu (lub bezsensu) Powstania Styczniowego - jako i też innych czynów zakończonych historycznym niepowodzeniem. Zainteresowani mogą oczywiście sami jak najdokładniej prześledzić ten wątek, tu jednak powiem tyle, że w gruncie rzeczy spór dotyczy tego, co i my wobec właścicieli naszej kamienicy czynimy. Innymi słowy chodzi o ścieranie się racji: co jest sensowne i możliwe, a co sensownym i możliwym nie jest, więc podobnych działań należy zaniechać.

Teza postawiona przez Łukasza Warzechę, publicystę zawodowego i znanego, jest mniej więcej taka, że Powstanie Styczniowe było nieodpowiedzialnym szaleństwem, co gorsza niweczącym ulgi i ustępstwa, jakie właśnie wywalczył niejaki Wielopolski. W efekcie źle i naiwnie planowanej kampanii powstańczej mieliśmy konfiskaty, zsyłki i zamknięcie drogi do stworzenia parlamentu lokalnego - co na wiele lat zamknęło możliwość organicznego odtwarzania państwowości polskiej. A przecież mogło być tak wspaniale... Proszę nie kręcić nosem, że to rozważania nudne i hermetyczne. Proszę też nie wędrować natychmiast na stronę rozwijającej się ankietowo konkurencji w celu wypełnienia kratki "Śmieszne" - bo to nic innego, jak program szkolny Państwa dzieci. I jeżeli dzisiaj to dla Państwa śmieszne - to jak im pomożecie przed końcem roku szkolnego?

Ku polemice z autorem tak skrótowo przedstawionej teorii ruszyło kilku innych blogerów, może nie tak znanych - ale jak się okazuje doskonale wprowadzonych w tok rozważań historycznych. Czy stłamsili Warzechę, jak to zrobili, wygrali czy przegrali - proszę sprawdzić samemu, każda moja opinia była by tu arbitralna. Elementami, które wszakże chciałbym w tym miejscu przywołać jest zestaw pytań, które mają znaczenie dla działań wobec tej kamienicy, zwłaszcza pomysłu przejścia jej mieszkańców do roli właścicieli. Czy w ogóle warto "kopać się z koniem"? Co możemy zyskać, a co stracić jasno formułując nasze oczekiwania, z czasem przekształcane w żądania? Jak to czynić, by każdy krok był jak najefektywniejszy? Kto winien stać na czele ruchu? Jak można i należy porywać do boju tę armię, którą się ma, a która najwyraźniej nie ma wielkiej ochoty do walki?

Z polemiki na Salonie24 dla mnie wynika rzecz podstawowa: nie ma mianowicie rzeczy nie do załatwienia czy wywalczenia, choć też każda metoda stosowana stale i monotonnie okazuje się na dłuższą metę metodą zawodną. Pokora i praca organiczna owszem - tak długo, jak długo przynosi jakiekolwiek efekty. Frontalny atak - chętnie, ale pod warunkiem, że więcej nowego terytorium, niż ofiar w ludziach. I stałe, permanentne, do znudzenia powtarzane NAZYWANIE RZECZY PO IMIENIU. Nic o nas bez nas. Bez dominacji urzędniczego postrzegania świata nad jakimkolwiek innym postrzeganiem. Dość głupot dokonywanych rzekomo w majestacie prawa. Stop marnowaniu NASZYCH pieniędzy.

Więc wygramy, czy przegramy? Rozpętaliśmy kolejne polskie mikro-powstanie bez nadziei na sukces - czy właśnie tworzymy zręby nowego świata lokatorów wolnych? Zwycięży rzekomy realizm, czy utopia? Półgębkiem dodam w tym miejscu: na razie w kamienicy żaden Wielopolski się nie pojawił. Więc pokorę jakby można za uszy i o kant...

Powiem Państwu rzecz straszną: prędzej czy później wygramy. A straszne jest to, że jednocześnie zyskają ci, którzy dzisiaj siedzą jak mysz pod miotłą. W nosie mają rzeczy wspólne i jakikolwiek wysiłek czynny, choćby i myślowy. Prawdopodobnie w nowych realiach natychmiast zabiorą się za tworzenie kolejnego Związku Bojowników o Wolność i Demokrację.

Marek Zarębski

Brak komentarzy: