czwartek, 24 stycznia 2008

O "idolach"

Przyczynkiem do rozważań wydarzenie samo w sobie tragiczne, to jest katastrofa samolotu wojskowego na Pomorzu. Stacja TVN24 otworzyła nawet specjalne studio, w którym widz jak zwykle nie mógł dowiedzieć się kompletnie niczego o zdarzeniu i jego okolicznościach ogólnych - ponieważ debilna prowadząca wyciszała zaproszonych do studia gości zawsze wtedy, gdy mieli coś realnego do powiedzenia. Jedyny kompletny materiał o maszynie, która uległa katastrofie wzięty został z YouTube, gdzie umieścił go jakiś amator z telefonem komórkowym w ręku. A jednak wiele godzin na pasku w dole ekranu podtrzymywana była informacja, jakoby w Polsce rosły najwyższe na świecie drzewa. O jedno z nich zdaniem dzielnych żurnalistów na wysokości 200-300 metrów zawadził nieszczęsny samolot podczas podchodzenia do lądowania. I spadł. Dzisiaj dodatkowym winowajcą został mianowany wiatr i deszcz - bezlitośnie uderzył w maszynę w chwili, w której otworzone zostały klapy na statecznikach (Onet). Cóż można powiedzieć? Na spokojnie to chyba, że z drzewami to zdecydowana przesada, miały być za Tuska cuda, ale chyba nie aż takie. Klapy bywają, ale w skrzydłach, podczas manewru startu i lądowania zwiększają siłę nośną płatów, taka ich rola. Jutro ci sami idole dziennikarscy zabiorą się zapewne za analizę rynków finansowych. Lub za meandry aborcji. Ten sam wdzięk zjełczałego pasztetu i te same kwalifikacje merytoryczne...

Zupełnie dzisiejszym komentatorom umknęła informacja, że cywilni ratownicy nie zostali dopuszczeni na miejsce katastrofy. Może mogli pomóc, może nie mogli - ale mundurowi wiedzieli o tym lepiej i wcześniej. Nie zawiadomili szpitali, bo "nie musieli" - co wynika z dzisiejszych komunikatów. Wojsko nadal jak widać państwem w państwie... Zero informacji, jakieś głupie wykręty. I tylko przecieki niosą wieść, że zdaje się wyginęła znaczna część wyższej kadry dowódczej lotnictwa wojskowego. Ot, po spotkaniu rozwozili się po całej Polsce jak to jest w wojskowym zwyczaju (a jest?), lista pasażerów niekompletna, nazwiska pomylone lub - pewnie dla zmylenia szpiegów - źle zapisane. Premier poleciał na miejsce wypadku. Pewnie nie do szczątków sierżantów - ale tu milczenie totalne, nikt nic nie wie na pewno.

A właściwie po co nam to wszystko wiedzieć? Mamy być smutni i tyle, gdy wróci pan prezydent być może ogłosi żałobę narodową. A dama od dwustumetrowych drzew wszystko ładnie skomentuje i wytłumaczy.
Marek Zarębski

Brak komentarzy: