poniedziałek, 28 stycznia 2008

Parlamentaryzmy

"... Styl wypowiedzi mojego przedmówcy jest niezborny - ale czegóż innego można się spodziewać po prawdziwym mentalnym pastuchu..." Albo: "...ten rogacz nie potrafił zadbać nawet o to, by poszerzyć drzwi w swym pałacu, dzisiaj poroże uniemożliwia mu wchodzenie do jadalni, żre więc na progu domu. Po czym udaje się do parlamentu, by bredzić o właściwym wychowaniu młodzieży..." To są wygrzebane z przepastnych archiwów fragmenty wypowiedzi posłów brytyjskich i włoskich. Fakt, żaden z nich nie przypominał z wyglądu wioskowej elegancji Leppera czy niewymuszonej (ale i niechlujnej) szaty Niesiołowskiego. Słowa płynęły na półtonach i nie miały w sobie pozornie nic z napastliwości. Najpewniej też nie zajmowały się nimi żadne komisje regulaminowe czy etyki poselskiej. Widać panowie jakoś się jednak później dogadywali, nie słyszałem o żadnej finansowej czy organizacyjnej zapaści ani w Wielkiej Brytanii, ani we Włoszech. Nie to co u nas: kochamy się wszyscy wzorem premiera Donalda, wyrażamy gładko, tymczasem wojska zaciężne, które umożliwiły platformersom dorwanie się do koryta właśnie zażądały zapłaty. Słusznie - tyle im przecież naobiecywano. Zrealizowanie tylko dziesiątej części obietnic to nic innego, jak ruina skarbca. A zrobić z obietnicami coś trzeba, głodne wojsko niejednego już władcę obaliło... Wojsko wyborcze nie interesuje się oddaniem wywiadu i kontrwywiadu "we właściwe ręce". Nie satysfakcjonuje go postawienie na czele Ministerstwa Sprawiedliwości faceta, który odbudowuje właśnie wielkie korporacyjne interesy prawników. Cóż komu po takiej walucie, jeśli w umowie stało, że po dojściu do władzy tych a nie innych "będzie normalnie", czyli bogato i bezpiecznie?


I tego najwyraźniej rządzący nie przewidzieli! Stukrotnie łatwiej było odgradzać się radarami od ciemnego ludu notorycznie przekraczającego idiotyczne często limity prędkości na drogach. Ta czynność akurat była nadto wysoce opłacalna. Łatwiej było straszyć lekarzy dyrektorami szpitali, a kierowców ciężarówek inspekcją drogową. Ale kiedy atak przyszedł z wewnątrz systemu, od podległych Ministerstwu Finansów celników - obrona okazała się iluzoryczna i nieskuteczna. Ale to i tak pierwszy akt dramatu. Następny może być taki, że oto właściciele firm przewozowych wystąpią na drogę sądową przeciw... Skarbowi Państwa! Bo ich straty okazują się już dzisiaj porażająco wielkie, a odpowiadają za nie podwładni wymienionego ministerstwa. Straty wyliczono na mniej więcej 7 milionów euro za jeden dzień przestoju na granicy. Resztę działań arytmetycznych każdy potrafi wykonać we własnym zakresie. Ciekawi mnie zatem jakiego języka będą używać nasi parlamentarzyści, gdy przyjdzie czas regulowania rachunków...

I jak to wszystko skomentować w duchu prawdziwie europejskiego parlamentaryzmu? Może: "...dorwaliście się dranie do koryta i powszechne mlaskanie zagłusza wam dźwięki otoczenia?". Lub mniej dostojnie: jak mogliście dopuścić, by w tym rzekomo sprawnie przez was rządzonym państwie ledwie dwieście - trzysta osób mogło doprowadzić wszystko na skraj anarchii?

Marek Zarębski

Brak komentarzy: