sobota, 19 stycznia 2008

My tu gadu-gadu, a żyto...

Prowadzimy małe wojenki podjazdowe, oceniamy na skalę lokalną, świat czy choćby dzielnica niespecjalnie zmieni się od wygranej jednej czy drugiej strony - tymczasem na wysokościach prawdziwej władzy trwają realne manewry opisywane przed laty w sensacyjnych powieściach. A pieniądze zarabiane, kradzione i przesyłane po wielokroć przewyższają to, co jest nam znane. Ot, taki na przykład poseł Palikot publicznie przyznał, że przetransferował na Karaiby sporą część swej niejasnej fortuny, w operacji "tak finezyjnej, że żaden poseł by się nie połapał". Wypada tylko domyślać się, że finezja tego miłośnika plastikowych atrap męskich przyrodzeń (publicznie czymś takim wymachiwał!) dopełniła się przy kwocie nieco większej od zwykłej stówy, czy nawet pięciu stów. Reszta świetlanej postaci rodem z PO już na pierwszy rzut oka do tak finezyjnych nie należy. Chciałoby się nawet powiedzieć, że ot, prostak jak drut, do formaliny chama i do muzeum w Sevres pod Paryżem, obok wzorca metra. Albo do gabinetu osobliwości godnych sprawdzenia przez posłankę Piterę Julię - słodkiej tej damie poświęciłem już nieco czasu, tu wszakże muszę odnotować, że przedmiot opisu ogłuchł jakoś ostatnio. No bo zamiast szukać dziury w całym, czyli ile kto wypił oranżad na dyplomatycznym przyjęciu za czasów "bandy PIS-owskiej" czyż nie łatwiej byłoby zaprosić partyjnego kolegę Palikota na szczerą spowiedź? Zwłaszcza po tak publicznym i donośnym wyznaniu?

Głuchota może oczywiście pochodzić ze stresu, jakiego posłanka doznała dowiedziawszy się, że tajne dokumenty świadczące o niecnych uczynkach poprzedniej ekipy rządowej spłonęły w jej ukochanym aucie. Jeden z blogerów Salonu24 urzędników, którzy zostawiają ważne papiery w aucie na niestrzeżonym parkingu nazywa wprost gamoniami. Ja mogę tylko dodać, że nie wiem, jaka jest forma żeńska rzeczownika "gamoń". Jak tam było tak tam było. Felietonista Michalkiewicz twierdzi wszakże, że głuchota posłanki Pitery to prosty wynik kalkulacji. Gdyby jej nie było prawdziwi sponsorzy zwycięstwa partyjnego przypomnieli by opornym boleśnie skąd im nogi wyrastają. Zatem dobry słuch - proszę bardzo, w filharmonii i wobec politycznych wrogów. W domu lepiej uszy zatkać i oczy zasłonić...

Tym bardziej, że grupa szturmowa nadobnej Julii ma inne główne zadanie - mianowicie likwidację CBA i Radia Maryja. To pierwsze nie jest jeszcze ustalone w szczegółach, być może wystarczy poszczuć psami obecnego szefa CBA, po czym obsadzić wakat swoimi ludźmi. Względem tego drugiego szczegóły zaś w ogóle nie są ważne, chodzi tylko i wyłącznie o to, by dołożyć, skopać i pogrzebać. Wszystko jedno jak - byle szybko. Ostatnio bowiem harcownicy TVN-u w osobie Andrzeja Morozowskiego przypomnieli o tym premierowi Donaldowi na łamach pisma zwanego powszechnie "Der Dziennik". Żadne tam wiercenie dziury w ziemi, panie Rydzyk! Żadne wody termalne i płynąca z nich niezależność! Ludziom trzeba wreszcie pokazać kto tu rządzi... No!

A propos rządzenia: nie bardzo jest dobrze rządzić bez pełnej kasy. A tej jak wiadomo nie wystarcza na lekarzy pracujących wedle unijnego już prawa, górników, nauczycieli i paru innych grup zawodowych, co to ujawnią się lada chwila z roszczeniami. Złośliwi żurnaliści wpadli więc na pomysł, by tę brakującą kasę uzbierał... Owsiak Jerzy! W stanie permanentnego grania za pomocą nie swojej orkiestry, najlepiej przez okrągły rok. Pojawiły się jednak głosy, że nawet tej systematycznie ogłupianej młodzieży nie da się już wmówić, że takie czynności to wolontariat, a nie żebractwo w czystej postaci. No i kto by wreszcie miał tyle cierpliwości by słuchać jąkały w styczniu, lipcu, październiku i dłużej jeszcze...

No więc nadchodzą ciekawe czasy! Skoro bowiem duet PP. Mikołajewski - Stach postanowili prześwietlić takiego gołodupca, jak ja względem jedynej rzeczy, jaką posiadam, to jest INTENCJI - to czyż politycy nie powinni trząść portkami bardziej, niż uprzednio?

Marek Zarębski

Brak komentarzy: