EE/21/42/LW/08
Odpowiadając na pismo z dnia 02.01.br dotyczące sprzątania budynku i terenu przy ul. Abramowskiego 9 w okresie minionych Świąt, Zakład Gospodarowania Nieruchomościami w Dzielnicy Mokotów uprzejmie informuje, że istotnie w tym okresie bywa, iż występują przejściowe utrudnienia w sprzątaniu. Podyktowane jest to faktem, iż każda z firm sprzątających ma zawartą umowę tylko na 1 rok czasu z terminem jej zakończenia na dzień 31 grudnia danego roku kalendarzowego.
Obecnie podczas kontroli sanitarno-porządkowej przeprowadzonej w dniu 10.01.br w budynku przy Abramowskiego 9 i na terenie przylegającym do nieruchomości nie stwierdzono zaniedbań.
Mamy nadzieję, że dalsza współpraca z nową firmą sprzątającą Państwa budynek w bieżącym roku będzie układała się poprawnie.
Napisał: I Z-ca Dyr Urszula Liwińska
Kluczem do zrozumienia całości jest w tym tekście zdanie pierwsze, składające się z kilku przecinków i dwóch kłamstw. Jedno małe, drugie wielkie. Otóż z siedmioletniej praktyki przemieszkiwania w tym domu wiem, że "przejściowe utrudnienia" w sprzątaniu podczas Świąt SĄ STANEM TRWAŁYM, a nie okazjonalnym. Zatem nie "bywają" - a są stale. Kłamstwo większe zawiera się w umniejszaniu burdelu, jaki na Boże Narodzenie w domu zapanował. Jak by nie patrzył na sprawę, z którego piętra i z której klatki schodowej - burdel to burdel, nie żadne tam "utrudnienia. Bo gdyby tak było to w końcu druga wojna światowa może okazać się "chwilową przerwą w powszechnej międzynarodowej miłości" - czym autorka mogła by wyprzedzić zapędy wszystkich amatorów rewizji dotychczas obowiązującej historii. A że jest ich niemało to my od pewnego czasu dobrze wiemy...
Zdanie drugie i każde następne to istne perełki epistolografii urzędniczej! Czegóż tam błędnego nie ma! I figlarna stylistyka i hiper-poprawne pomylenie miar (nie ma "roku czasu" - jest rok i tyle!). Po prostu gdyby nie było to wszystko dokumentem realnie istniejącym - to boki zrywać i do humoru zeszytów szkolnych przesłać... Wzruszająca jest końcowa nadzieja autorki pisma - bo może jednak będzie poprawnie? Uprzedzony, że pojęcia dla tej pani znaczą coś innego, niż dla innych ludzi odczytuję to jako swoisty apel do nas, marnych lokatorskich robaczków: dajcie już spokój! Będzie marnie, ale ktoś musi dostać swoje pieniądze za rzekome pośrednictwo w sprzątaniu - więc zamknijcie się z łaski swojej i nie rozrabiajcie więcej... Bo wyższy urzędnik miejski może was postraszyć czynszem na poziomie 52 zł za metr kwadratowy! No!
Ustawmy rzecz całą na właściwej płaszczyźnie: jest tak, że lokatorzy płacą na dozorcę jakieś 1500 zł miesięcznie. To znaczy tyle jest ściągane z naszych czynszów w rzeczonym celu. Gdzie podziewają się te pieniądze, jeśli wiadomym jest, iż dozorca dostaje 400-500 zł? Otóż idą do kieszeni firmy pośredniczącej, która oficjalnie dozorcę zatrudnia. Z reguły na umowę zlecenie, jak najtaniej, z minimalną ilością sprzętu i drogich płynów dezynfekcyjnych. To sytuacja, w której nie mamy z pośrednikiem i dozorcą żadnego formalnego związku. Gdyby temu ostatniemu ktoś zwrócił uwagę, że to czy tamto robi źle - ma pełne prawo odrzec "To proszę to zgłosić mojemu szefowi". Czyli niby komu? Ta chora sytuacja, pisałem o niej w innym miejscu rok i dwa lata temu, najwyraźniej podoba się urzędnikom z DOM i ZGN. Niektórym naszym sąsiadom też się podobała. Wypada więc zapytać: a dlaczego? Jaki macie interes pompować pieniądze nie w pracę, tylko w pośrednika? I proszę mi nie odpowiadać, że to nie moja sprawa! Bo TO SĄ MOJE PIENIĄDZE - więc i sprawa moja!
Który z urzędników potrafi zaprzeczyć dowodnie powyższemu rozumowaniu?
Na koniec krótkie pytanie do wszystkich czytających, a zwłaszcza wypełniających tę kratkę w ankiecie PP. Mikołajewskiego i Stach, która mówi o śmieszności niniejszych rozważań: teraz też Wam do śmiechu? Po lekturze zacytowanego dokumentu tylko takie macie refleksje? I do autorów ankiety: a kiedy Państwa komentarz? Bo nie wiem: kupujecie to w ciemno i udajecie, że deszcz pada, czy reagujecie publicznie?
Marek Zarębski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz