czwartek, 23 lutego 2012

Jasełka nadjeziorne


Przyglądam się tej gminie od lat z wielu powodów. Na przykład takich, że kiedyś, w naprawdę niełatwych czasach, poświęciłem jej mnóstwo pracy i uwagi. Wcale nie mając pewności, że źle się to dla mnie nie skończy… Dalej dlatego, że jak się okazuje gromada dość przypadkowych osób weszła na teren, który stanowi prawdziwą perełkę polskich krain, jeszcze nie zniszczonych, o niesamowitych walorach turystycznych i zdrowotnych. Uznali to za należne sobie żerowisko. To znaczy obszar, na którym „demokratycznie” mogą robić co chcą, ze zniszczeniem wszystkiego łącznie. A ja się z tym nie zgadzam...

I co? Ano nic. Kolejni burmistrzowie to prosta banda durniów i przygłupów. Lekarz to geszefciarz, dyrektor banku kretynka nie znająca nawet wewnętrznego obiegu dokumentów, dokoła jakieś byłe, ale nadal chętne panienki po regeneracji czy liftingu – a każde kombinuje jakby tu coś skręcić, zarobić dodatkowo, pomóc kolesiowi po to, by za kilka dni i on pomógł. Tyle da się wyczytać z publicznie dostępnych enuncjacji, wszystkie pochodzą z tego dokładnie terenu. No po prostu czarna rozpacz! I to jest tak kłujące w oczy, że po prostu niemożliwe! Muszą być jacyś inni!

Skąd to wszystko wiadomo? Z sieci, mili, z sieci. Jak już opowiadałem w poprzednich felietonach poświęconych tej sprawie: w Rucianem Nidzie istnieją dzisiaj TRZY portale internetowe, trzy ubite pola, na których urządzane są potyczki i zapasy. Anonim obsrywający (taka ksywa dobrowolnie przybrana - choć wszyscy wiedzą kto to), lewaczka, były dziennikarz (tak się przedstawia). I armia komentatorów. Nikomu nigdy nie przyszło do głowy, że w prawdziwym dziennikarstwie opis zdarzenia i komentarz zdarzeniu poświęcony to dwie RÓŻNE rzeczy, wyraźnie od siebie oddzielone grubą linią. Wszyscy są za to mocno wierzący. Wierzący w to, że jeśli mówią i piszą podania o przedłużenie spłaty należności po polsku – to już są dziennikarzami. Mają prawo publikować, pisać i wypowiadać się publicznie. Dlaczego? Bo śpiewać każdy może… Czy pamiętają o dalszej części tej stuhrowej piosenki? Że śpiewać to każdy może, ale jedni trochę lepiej, drudzy trochę gorzej? I na koniec: bo nie ma takiej rury, której nie da się odetkać? Nad jeziorami odetkano wszystkie. Jest powódź słów, oskarżeń i wymysłów! Wolty myślowe i sposoby argumentacji takie, że… no że żal podstawę ogona ściska! Nie da się tego ująć delikatniej – ściska i już. Nie twierdzę, że tam się nie ścierają jakieś racje. Ale gdybyśmy podjęli trud wypreparowania ich z morza pustosłowia, intelektualnych wykrętów i jakiegoś szlochu niedouka, co to chce Maryśce powiedzieć o co mu chodzi, ale pod kościołem nie użyje słowa „dupa” – to mamy komplet. Pretensji do świata, że nie zadośćuczynił lewackiej idiotce. Że miastowi - jak to kiedyś komentator na sąsiednim portalu opisał - to takie głąby, które nie chcą bogacić miejscowych, ale za darmo robić w Rucianem pranie pieluch (gdzie ten idiota takich modeli znalazł?) i pożerać własne wecki, a nie padlinę podawaną w "wytwornych" miejscowych barach i restauracjach. I że wreszcie jedyna alternatywa wyboru nowego gospodarza gminy polega na tym, że zdejmą ze stołka nowego przekręciarza i nieudacznika na rzecz starego. Stary lepszy – bo znany. Też bredzi w publikowanych manifestach jak potłuczony – ale jakoś strawniej, niż nowy. A właściwie tylko nowszy – bo po roku psucia wszystkiego, co do zepsucia się nadawało to już fabryczna dziewica zeń raczej nie jest.

W tej sytuacji mam lepiej. I wcale nie dlatego, że jestem daleko. Wyłącznie z tego powodu, iż nie jestem demokratą. Po prostu – nie jestem i już. Szalonym nadjeziornym wyborcom potrzebny jest w tej chwili nawet nie szeryf. Potrzebny jest ściągnięty gdzieś z zewnątrz cyniczny drań, który całe to towarzystwo zgromadzi w jednym miejscu i powie „Od jutra będzie tak i tak!” A kto się wychyli, ukradnie, wyciągnie łapę po nie swoje – won z gminy na zawsze. Oczywiście wiem co usłyszę na takie dictum. Mam to w nosie. Prawdziwą władzę zawsze zdobywało się siłą. Kiedyś mieczem, później bardziej współczesnymi narzędziami – ale tak było i jest do dzisiaj. Ta cała tak zwana demokracja spowoduje, że albo na referendum nie przyjdzie wystarczająca ilość mieszkańców gminy – albo jednego durnia zastąpią poprzednim, bez szansy na powołanie kogoś lepszego. Nie może być inaczej, jeśli po opublikowanym manifeście poprzedniego popaprańca (ta brednia podobała się niektórym! Dostrzeżono w niej „obywatelskie” zachowania!) nie pojawiła się ANI JEDNA NOWA POSTAĆ, której plan działania choćby w setnej części pokazywał szanse wyjścia z marazmu i beznadziei. Wszystkie trzy fora oficjalnie NIE WIDZĄ nikogo takiego. Choć jest pewne, że każdy prowadzący swojego kandydata za pazuchą trzyma... Promują opcję zawężoną: stary kontra nowy, choć już zużyty do cna. Nie dociera do nich, że mieszanie tej samej mętnej zawartości jest dalej bez sensu, że nigdzie starymi końmi nie ujadą. Że zalecane w dniu referendalnym spacery to zgoda na dalsze okradania zbiorowości. A trup gminy jest już w takim stanie oddzielenia mięsa od kości, że nawet najgłodniejszy sęp czy inny padlinożerca w tamtym kierunku nie spogląda…

Oczywiście latem tego roku paru turystów jednak przyjedzie. Coś tam wynajmą, coś tam zapłacą, ot, do jesieni niektórym wystarczy. Potem bal zacznie się od nowa. Nowe kredyciki w sklepach, nowe kłótnie o prace interwencyjne, męska część zbierze się na starym przystanku PKS-owym gdzieś w Wygrynych czy Ukcie i ustali, że wino siarkowe w tym roku jakby gorsze – no ale, panie, nie ma wyboru, a robić się i tak nie chce… To oczywiście nie jest życie, nawet nie jest to jego pozór. Może jakieś popaprane jasełka moderne?

M.Z.

Ilustracja: nocpolska.pl

PS. Temperatura sporów w trzech ruciańskich portalach rośnie. Na kilkadziesiąt godzin przed referendum widać wyraźniej kto jest kim. W manipulacjach przoduje jak na razie lewactwo. Bez wątpienia są lepiej przygotowani od reszty: po prostu mają plan. Taki mały, chytry planik: kto by nie wygrał oni i tak jak "zbawcy" małej ojczyzny będą górą. Reszta gra albo na przeczekanie (Obsrywator), albo domaga się NATYCHMIASTOWEJ REWOLUCJI (Pomichowski). Ten ostatni pisze kiepsko, argumentuje jak dziecko, daje się wciągać w niepotrzebne spory - ale przynajmniej wypowiada się jasno. Klasyczne jasełka wprawdzie nigdy nie kończyły się rewolucją - ale jak widać czas płynie naprzód, wszystko się zmienia i pewnie jesteśmy też świadkami ewolucji form para-teatralnych... W efekcie mogą się nawet pozabijać.
M.Z.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Czy strona Pomichowskiego to ta, z której poniższy cytat? Przytaczam fragment, wyjątkowo udany, proszę o nie kasowanie, to obraz współczesnych obyczajów en province:
"...Miedzy innymi po to, by to ścierwo, dało nam spokojnie dożyć, trzeba iść na referendum. To są największe kurwy w historii miasta Ruciane Nida. Od jego powstania. Dlatego, biorąc pod uwagę to, z kim muszę polemizować, zdecydowałem się na ten wyjątkowo bulwersujący język. Po referendum wszystko wróci do normy. Uwierzcie mi dziś, by jutro nie żałować. Idźcie na referendum. Bo te plugastwo, przehandluje nawet wasze mieszkania, a powie, że tylko od Was na chwilę, je pożycza. Proszę czytelników, by zwolnili mnie z odpowiedzialności za styl jakiego dzisiaj użyłem. Bo znieść bredni, tych posrańców, normalny człowiek nie jest w stanie.
Z wyrazami szacunku Edmund A Pomichowski..."

Ładne, prawda? Więc masz rację pisząc o tym. Choć trochę szkoda całości działań w terenie - i ja lubię tamte okolice. Spsiały jakoś ostatnio. Pzdr.

M.Z. pisze...

A jaki tu może być komentarz do komentarza? Właściwie wszystko już zawarłem w felietonie wyżej - nie ma takiej rury, której by nie można odetkać... Pozdrawiam!

Anonimowy pisze...

OK, ale ten głupol włazi prosto do zastawionej pułapki, proces sądowy przegra w cuglach, gorsze jest jednak co innego. Mianowicie że pokazuje jak daleko można przesunąć granice chamstwa w domenie publicznej przecież, jakimi epitetami da się operować. I inna rzecz: czy to przypadkiem nie jest zwykły agenciak, który po to bredzi, by później brednie zainteresowany burmistrz pokazał publicznie i powiedział "O, tacy są moi przeciwnicy, tyle prawdy w ich informacjach, ile chamstwa w tekstach". Po czy wygra każdą sprawę, a po jej zakończeniu obaj panowie pójdą na piwo i starannie się rozliczą. Co on, ten "dziennikarz" ma za interesy w gminie?

M.Z. pisze...

Co ja mogę na to odpowiedzieć? Nie znam człowieka, jego interesy odtwarzam wyłącznie na podstawie auto-prezentacji, z nich barwnie wynika, że jest właścicielem jakiegoś parkingu w centrum Rucianego. I pewnie Niepokalanym Rycerzem. Z nudów zimowych. Wolno mu. Żyje w swoim światku, w którym każda wolta, o jakiej piszesz jest możliwa. Żyje marnie - bo jak sadzisz ile miał zaparkowanych u siebie samochodów na przykład w styczniu tego roku? No i nosi go, chciałby coś znaczyć, może jakiś atak na wiatrak przypuścić, ostatnia chwila, by zostać miejscowym Don Kichotem. Trafiło się referendum. No to jedzie ostro z górki! Niestety jak widzę nie potrafi właściwie rozpoznać realnych zagrożeń, coś tam pewnie słyszał, to mała gmina, nie da się w niej niczego ukryć. Ale tez z drugiej strony ludzie wiedza swoje i takiemu plociuchowi prawdy w oczy nie powiedzą. Nie znalazłem nigdzie opisu z jakiej opcji politycznej pochodzą jego wrogowie, może z żadnej, choć nie wydaje mi się to możliwe. Jeśli więc pewnego dnia okaże się, że rozpoczął pojedynek bokserski z lokomotywą - to ciemno widzę. Powiem szczerze: nie będę płakał.
Pozdrawiam!

Anonimowy pisze...

Uważam, że się niepotrzebnie w to wtrącasz. Mają prawo wybrać nawet największego durnia w okolicy. Nad rzeczką Krutynia i tak jest miło, byłam tam z mężem i dzieciakami w ubiegłym roku, nie ma znaczenia kto siedzi w urzędzie.
D.

M.Z. pisze...

Uff... Krótki komentarz, niestety nie zgadzam się z jego treścią ani-ani. Zacznijmy najpierw od tego, że podobny zbiór twierdzeń byłby zapewne do przyjęcia na przykład w Szwajcarii, gdzie samorządność kantonów jest niezrozumiale dla Polaków wielka. I kultywowana z dobrym skutkiem od bardzo wielu lat. Tak się jednak składa, że tam nie buduje się kanalizacji po to, by pozostała zakopana w ziemi betonowa konstrukcja, która nie działa i niczemu nie służy. Tam się nie niszczy unikalnych miejsc przyrody, nie wpycha ich za bezcen w łapki miejscowych hochsztaplerów, nie wyprzedaje majątku narodowego (podkreślam: narodowego, a nie ruciańskiego!) W Rucianem tak się stało, możesz to sprawdzić. Nie działa i już! Z tymi wybieranymi "demokratycznie" durniami tez nie szarżował bym za bardzo, w sąsiednim Mrągowie kilka miesięcy temu powstał Ruch Autonomii Mazur, który już w swym pierwszym manifeście nie kryje, że jest jego celem związanie się z Niemcami i Rosjanami. Jak zatem widzisz idioci per saldo są szkodliwi. Kiedyś takich modeli po prostu się wieszało za zdradę stanu. Co się tyczy Twojego pobytu: turysta zajęty jest w okresie urlopowym czymś zgoła innym, niż miejscowe spory samorządowe, polityka burmistrza, czy źle przez Skarbnika rozliczona gminna kasa. Więc niby czemu miałby się przejmować czymś, co dla niego nie istnieje? Gorzej, gdy w wynajmowanym domu nie działa toaleta i łazienka, prawda? Widać to akurat Cię nie spotkało... Zapewniam Cię jednak, że w świecie istnieją realnie i te byty, których akurat nie dostrzegasz.
A dalej to, pardon, obszerny wykład o tym, co jest Polską, a co nią nie jest, na co mamy wpływ jako Polacy, a na co jako mieszkańcy danej gminy.
Pozdrawiam!