O ludziach, ludzkich i diabelskich sprawach - i wszystkim o czym chcę coś powiedzieć. M.Z. to Marek Zarębski. Strona zawiera treści ujęte w formę słowa pisanego. Wszelkie zatem pretensje przyjmuję również TYLKO W TEJ FORMIE!
poniedziałek, 13 lutego 2012
Dlaczego?
Dzisiaj będzie bardzo krótko, mam inne zajęcia. Panel administracyjny mojego bloga ma opcję „Statystyka”. Jak już mówiłem nie chodzi mi o miliony wejść, to przy pomocy tajnych przyjaciół jest w stanie osiągnąć wyłącznie niejaki Kominek. Cieszę się, gdy przeczyta mnie kilkadziesiąt osób dziennie. Pal sześć, że większość z nich nie ma zamiaru rejestrować się i wpisywać komentarze pod tekstem, prywatny mail jest równie dobry. Gorzej gdy nie mogę w pełni zrozumieć czemu pewne teksty po kilku lub nawet kilkunastu tygodniach zaczynają budzić tak wyraźne zainteresowanie. Wspominałem niedawno o czynszach opisywanych w… 2007 roku. No cóż, coś tam przewidziałem trafnie. Teraz nie bardzo rozumiem skąd zainteresowanie listem otwartym do Łażącego Łazarza z 11 grudnia 2011 roku. Łazarz w komentarzu obiecał odpisać polemicznie i obszernie. Nie odpisał do dzisiaj. Może zgadza się ze mną, może nie zgadza, może wojuje z inną, niż ja zmorą – nie mam pojęcia. Treści tego, co chciałem Łazarzowi przekazać nie były ani agresywne, ani aroganckie. Jest młodszy – zatem dlatego chciałem przesłać dobremu blogerowi i sympatycznemu facetowi kilka uwag wynikających z własnego większego doświadczenia. Aż tyle – i tylko tyle. Od dwóch dni czyta mój tekst dwadzieścia razy więcej osób, niż w dniu zamieszczenia. Co jest powodem?
Zatem jeszcze raz: młodość ma wszystkie zalety prócz jednej, doświadczenia. A gdy już owo doświadczenie zdobędzie – przestaje być młodością. Stąd młody wiek jako kwantyfikator doboru personelu dowolnej redakcji uważam za niewłaściwy, wręcz szkodliwy. Uważam, że ludzie z większym doświadczeniem i dobrą pamięcią mogą być stukrotnie bardziej przydatni w podobnych redakcyjnych działaniach, niż właściciele nowszych dowodów osobistych. Nie oznacza to rzecz jasna, iż młodym należy zamknąć wszystkie ścieżki możliwej kariery, a starców wysłać natychmiast na reportaż na Antarktydę. Znaczy to tylko tyle, że sami młodzi rychło zamotają się w swoje dość nieskoordynowane czynności, to i owo źle ocenią, a napędzani wyłącznie dużym poziomem adrenaliny w najlepszym wypadku wyrżną z dużą prędkością w mur. Piękna śmierć – ale czy to jedyne rozwiązanie?
Specyficzna sytuacją jest ta, w której ogłoszeniodawca, jakże często internetowy, poszukuje ludzi WYŁĄCZNIE MŁODYCH I BEZ DOŚWIADCZENIA do działań, które wręcz domagają się jakiejś tam praktyki, czy statusu wykształceniowego. Od wielu miesięcy obserwuję nabór "dziennikarzy", którym jakoby wystarczało wykształcenie średnie i zero praktyki. O co tu chodzi? Czy przypadkiem nie o to, by potencjalny pracownik PONAD WSZELKĄ WĄTPLIWOŚĆ był głupszy od szefa? Jeśli tak to gratuluję podobnym szefom. A tych młodych po prostu przestrzegam: chcecie dostawać w skórę zawsze i od rana, nie pobierać pensji i otrzymywać najdziwaczniejsze, często ubliżające człowieczeństwu polecenia to zapiszcie się do tych niewolniczych obozów czym prędzej. Świat czeka także na naiwnych i idiotów...
Nie, nie zmienię zdania. Nie, nie ma to zdanie nic wspólnego z myślą o obligatoryjnym wprowadzeniu gerontokracji. Nie, nie zjadłem wszystkich rozumów, za to nauczyłem się słuchać tak starszych, jak młodszych – i dopiero wtedy podejmować decyzje. Ostatnio miałem łatwo: TE DECYZJE DOTYCZYŁY WYŁĄCZNIE MNIE SAMEGO. Nawet wówczas, gdy musiałem obserwować jak młodszy dowódca pewnej strony internetowej utopił ją we własnych złych dyspozycjach i kompletnym niezrozumieniu fachu, w którym przyszło mu się obracać. Dziennikarzem nie zostaje się wyłącznie na podstawie własnego przekonania, iż wszyscy mówiący i piszący po polsku są dziennikarzami „z klucza”, a tak zwany „kontent” wytwarza się jak nie przymierzając cementową zaprawę – gdy za gęsta to „Józiu, dolej jeszcze trochę wody!”. Gdy za rzadka - sypiemy rzecz jasna piach.
Opisywałem to już, ale powiem ponownie: nauczyłem się od bardziej doświadczonych wszystkiego, co później mi się przydawało długie lata. Tak, wojowałem z nimi, sprzeczałem się, nie chciałem ustąpić pola – dzisiaj niestety nie sobie mogę przyznać rację.
A z resztą, drodzy Czytelnicy i polemiści, możecie oczywiście zrobić wszystko wedle własnej woli. Z pozdrowieniami!
M.Z.
Źródło ilustracji: z-b-u-n-t-o-w-a-n-i-t-h-e-b-e-s-t.blog.onet.pl
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz