sobota, 10 grudnia 2011

Szczęśliwe finały



We wtorek, 30 sierpnia 2011, w tekście zatytułowanym "Kamienica" napisałem we wstępie tak:
"...Długo nie zajmowałem się własną kamienicą, była ciekawsza polityka, obyczaje, podróże i takie tam drobiazgi. Trochę muzyki, wodewilu, kabaretu i poezji… Co oczywiście nie oznacza, że w bezpośrednim sąsiedztwie nic się nie działo i nie dzieje.
Gdzieś tak na początku sierpnia rozliczono nam ostatni okres grzewczy.

I większość lokatorów doznała swoistego szoku: mają dopłacić takie sumy, o jakich nigdy nie śnili. A ci, którzy z powodu wielbienia ciepła płacili do tej pory dodatkowo fortunę – teraz nie płacą nic. Już samo to zestawienie dowodzi istnienia jakiejś diabolicznej manipulacji. No ale ogłupiali lokatorzy może nie zauważą. Póki nie wybrałem się osobiście do działu księgowości naszej ukochanej administracji nie miałem w ręku jeszcze jednego argumentu: otóż manipulacji dokonano w oparciu o kompletnie nieprawdziwe, nie mające nic wspólnego z rzeczywistością dane. Co innego na liczniku – co innego w kwitach. Różnica porażająca już nie skalą kłamstwa, ale istnieniem różnych płaszczyzn odczytu. Bo chyba nawet maturzysta przyzna, że co innego znaczy 45 metrów sześciennych, a co innego 615 kilowatów…"


Po ponad trzech miesiącach wypełnionych korespondencją z Administracją, toczyło się to wszystko na zasadzie sinusoidy, czyli raz w górę, raz w dół otrzymałem odpowiedź: pańskie argumenty zostały uznane.

Bardzo się cieszę. Ale nie dlatego, że "moje na wierzchu", raczej z przyczyny "logika zwyciężyła". A ponieważ całe życie starałem się zachowywać jak biały dorosły człowiek chcę powiedzieć respondentom DZIĘKUJĘ. Jeżeli komukolwiek sprawi to choć odrobinę satysfakcji - to proszę bardzo, jeszcze raz DZIĘKUJĘ.

M.Z.

Brak komentarzy: