sobota, 17 grudnia 2011

Ostra jazda?


Podlegam ostatnio nieco dwoistym uczuciom: z jednej strony liczba wejść na bloga zdecydowanie wzrosła. Bardzo się z tego cieszę. Z drugiej komentarze, jakie otrzymuję stale eksploatują wątek czemu piszę co piszę. Połowie komentujących to się podoba – drugiej niestety nie. Dla pierwszych mam zatem dobrą wiadomość: niczego nie zamierzam zmieniać. Dla drugich pozostała wiadomość zła: jest tej samej treści, co pierwsza.

Czy nie boję się utraty przyjaciół i zwolenników? Nie. Na pytanie czemu zająłem się Coryllusem odpowiadam: bo coraz częściej opowiada rzeczy, z którymi głęboko się nie zgadzam. Jego opowieść o konieczności pozostawienia młodzieży samej sobie jest tak niesłychanie niemądra, że skręca kiszki. Idziemy zatem różnymi drogami, w różnych kierunkach – i nie płaczę z tego powodu. Dlaczego wtrącam się w zasady konstruowania papierowego wydania Nowego Ekranu? Bo sporo o tym wiem, bo w małej skali robiłem to po wielokroć, bo ta kwestia pojawiła się w domenie publicznej, szeroko dostępnej – zatem nie czynię tu niczego nagannego, a może choć jedna moja uwaga komuś się przyda. Nawet jeśli nie wspomni ni słowem o tym, że to najpierw Zarębski gdzieś tam napisał – a on sobie wziął jak swoje. W porządku, nie mam żalu, w końcu istnieje zapis tego, co wypowiadam, są daty, wreszcie ludzka pamięć. Ja sam chętnie poszedł bym pewnego dnia do kiosku i kupił tygodnik, który odpowiada moim prawicowym poglądom. Chciałbym znaleźć w nim dobre analizy sytuacji finansowej Polski, dobre rozważania o współczesnych prądach umysłowych, może nawet rzecz tak zapomnianą, jak dobry reportaż. Felieton? A jakże, felieton koniecznie, w klasycznej jego formie!

Niestety jest i ciemna strona tego, co się szykuje. Jak moi przyjaciele wiedzą nie cierpię lewactwa, uważam lewaków za szkodników pierwszej klasy i agentów sił zewnętrznych, wrogich Polsce. Nie wydam więc ani złotówki na coś, co będzie prezentowało poglądy tej bandy, co będzie dla niej swoistą trybuną. I proszę mnie nie zachodzić od ogonkowej strony tak zwaną wolnością słowa – rozpoznanych szkodników izoluje się, a nie namawia do szerzenia złych treści za nie swoje pieniądze.

M.Z.

Brak komentarzy: