piątek, 9 grudnia 2011

Przed dniem szczególnym



W pewnym sensie powtarzam się. Bez specjalnego stresu – nadchodząca rocznica tak była przeze mnie widziana kilka lat temu i tak jest widziana dzisiaj. Cóż więc mogę zmienić? O stanie wojennym 1981 należy moim zdaniem mówić jak najkrócej, bo też i tej hańby nie ma co rozpamiętywać bez końca. Znów zdjęcie, które pewnie większość świadomych Polaków, a zwłaszcza warszawiaków zna doskonale. Przed dawnym kinem "Moskwa", na frontonie którego tkwi reklama "Czasu Apokalipsy" Coppoli stoi opancerzony transporter. Obok kilku żołnierzy najwyraźniej rozgrzewających się jakąś rozmową. A może nie wiedzących co ze sobą począć? Amunicję w każdym razie wydano im ostrą. Takie były metody rozmawiania z narodem. Takie im zostały do dzisiaj – a że mniej czołgów zdolnych do jazdy to i zakupili sobie nowe amerykańskie zabawki do ogłuszania i oślepiania.


Dokładnie w tym czasie internowani jadą do miejsc przeznaczenia. Niektórzy do najpaskudniejszych więzień polskich czy obozów wojskowych, inni do stosunkowo wygodnych, a jak na tamte czasy wręcz luksusowych ośrodków, na przykład do Jaworza. W porównaniu z pierdlem to był komfort nie do opisania. Szczęśliwcy? Raczej wybrani. Tadeusz Mazowiecki, Władysław Bartoszewski, Bronisław Geremek, Stefan Niesiołowski, Bronisław Komorowski, Lesław Maleszka, Andrzej Drawicz, Andrzej Szczypiorski, Andrzej Celiński, Aleksander Małachowski, Waldemar Kuczyński, Jerzy Holzer, Henryk Karkosza, Piotr Amsterdamski, Stefan Amsterdamski, Wiktor Woroszylski, Piotr Wierzbicki, Maciej Rayzacher, Jerzy Jedlicki. Przyszła kadra, czyż nie tak? Zobaczcie co robią dzisiaj.

Pancerny pojazd z tytułowej fotki nie ruszył natychmiast do wściekłej szarży jak helikoptery u Coppoli. Apokalipsa miała tu wymiar nudnego, długiego znęcania się nad ludźmi w ich zakładach pracy, mieszkaniach prywatnych, na ulicach i w słuchawkach telefonicznych („rozmowa kontrolowana...”) Milionom zabrano nadzieję, szanse na rozwój, na godne życie, na podróże, na wszystko. Tak, w Polsce padały również strzały, czołgi i transportery jednak wykorzystano, ludzie ginęli w tajemniczych wypadkach i w „niewyjaśnionych okolicznościach”. Większość jednak obserwowała gołe haki w sklepach i stanowcze odwracanie znaczenia najprostszych słów. Milczenie stało się cnotą zwyczajną. Hodowla lemingów, wtedy właśnie zainicjowana zrazu nie udawała się najlepiej. Trzeba było użyć nowoczesnych, współczesnych narzędzi. Co też uczyniono…

Mało kto domyślał się wtedy – ba, wiemy to dopiero dzisiaj! – w co grali czerwoni. Najpierw w podmianę przywódców „niekontrolowanych ruchów społecznych”, później w spacyfikowanie tych już niemrawych ruchów specjalnie dobranymi doradcami, w końcu samouwłaszczenie się. I stało się tak, że za dziesięć lat bezczelnie mogli twierdzić, że np. upadły zakład pracy kupili za oszczędności stypendialne, a willa z basenem to wynik spadkowych nieporozumień rodzinnych. Stalinowiec stał się ofiarą, ober-oprawca „człowiekiem honoru”. Obydwaj mienią się być polskimi bohaterami – choć z polskością nie mają wiele wspólnego. Drugi dożywa spokojnie swych dni w sporym luksusie, pierwszy czas jakiś był nieudacznym ministrem. A zły, stale jąkający się duch całości, marzący o reformie w ramach systemu (czyli doskonaleniu socjalizmu) dostał małą zrazu gazetkę, później dużą władzę nad umysłami, którym trzeba było aż dekady, by zrozumieć jakiej podlegają manipulacji. Niektórzy nie otrząsnęli się z amoku do dzisiaj. Nadal twierdzą, że brak teleranka w tamten grudniowy dzień był złem koniecznym, bo tuż nad granicą stały uzbrojone po zęby hordy krasnoarmiejców, że nie wspomnę o ich kohortach na przykład pod Legnicą. Nikt nie chce pamiętać, że te jakoby dumne bandy brały właśnie w dupę od afgańskich chłopów, a ich gospodarka w tejże chwili się waliła, co oczywiście było pilnie strzeżoną tajemnicą dla zainteresowanych i jawną informacją dla reszty świata. Z ujawnionych dzisiaj dokumentów wiadomo już, że generał Spawacz usilnie zabiegał o ruską interwencję - ale stanowczo mu jej odmówiono. Czyż zresztą kariery medialne i finansowe większości dzisiejszych "ałtorytetów" byłyby możliwe, gdyby weszli do nas inni "panowie"?

No więc dzisiaj na miejscu tamtej „Moskwy” stoi koszmarek o zagranicznej nazwie, ludzie podejrzewają, że z tym samym zarządcą. Pewnie tylko bierze lepszą pensję... A, pardon – plus resortową emeryturę jakieś pięć tysięcy na rękę. Ziarnko do ziarnka, tak rodzą się nowe dynastie, wnuk prezes też ma potrzeby... Lub wnuczka nie ma już zapasu wacików. Teza, że w 1989 roku patriotyczny naród polski odrodził się po latach komunistycznej niewoli padała powoli – aż padła całkowicie. Dwadzieścia lat tresowania narodu lub jak kto woli społeczeństwa przyniosło efekty: miała być prawica, ale nie ma nawet jej namiastki. A to, co rodzi się poza politycznymi kukiełkami, co narasta takimi wydarzeniami, jak Marsz Niepodległości podgryzane jest od podstaw przez specjalnie ustawionych i wyszkolonych ludzi. Aż wstyd przyznać – na razie skutecznie…

Spsili nas do imentu – i czynią to dalej. Nie, w świetle jupiterów już nie zamordują, przyparty do muru może powziąć myśl szaloną o obronie życia i na przykład wykłuć „dobroczyńcom” oko. Lepiej tego i owego podgłodzić. Wyrzucić z mieszkania, obłożyć komorniczą egzekucją. Nadal nie mamy jako zbiorowość atrybutów suwerena - czy jako jednostki nie mamy własności. Wszędzie, ale to dosłownie wszędzie jesteśmy przechodniami, uchodźcami znikąd i donikąd. Zajmujemy się kombinowaniem jak dożyć do następnej renty, emerytury, zasiłku czy wypłaty. No i mamy obowiązkowo płacić za abonament radiowo-telewizyjny. Przecież nie będą nas ogłupiać za swoje, nie?... Jesteśmy dziwnym krajem, w którym premier miejscowego rządu straszy naród i uważa, że to właściwy „numer pedagogiczny”. Może dlatego część ludzi uważa, że w istocie stan wojenny nigdy praktycznie nie został odwołany. Trwa w najlepsze…

M.Z.

Brak komentarzy: