czwartek, 11 sierpnia 2011

Złość




Jest ich niewiele, ale są – dni, w których powoduje mną wyłącznie złość. Wcale nie zaczyna się od jakiegoś niesprzyjającego mi zdarzenia, co to - to nie. Wystarczy, że posłucham przy śniadaniu kolejnej lekcji bełkotu w wykonaniu niejakiego Dorna, propagowała to dzisiaj Trójka. Później mam kontakt z jakimś urzędnikiem, jeszcze później dowiaduję się ile to pieniędzy ktoś teoretycznie mi bliski jest winien światu – i już jest tylko ta złość.

Zaczęło się oczywiście wiele lat temu. Kiedy to jakiś spasły sekretarz partyjny uznał, że należy mój rozum niebacznie wyćwiczony w szkole średniej i potem na niezbyt lubianych studiach poddać tresurze i rozlicznym ćwiczeniom. Kiedy dzisiaj zastanawiam się jaka to właściwie była tresura automatycznie przychodzi mi do głowy niemieckie Hitlerjugend. Nie wiem dlaczego, ale tak właśnie jest. To oczywiście stoi w jawnej sprzeczności ze szkolna nauką, że Hitler był prawicowym zboczeńcem, a lewicowe prądy umysłowe są słuszne i piękne. Jak jest naprawdę wszyscy wiemy – te zbrodnicze systemy miały wspólne korzenie. W żadnym wypadku prawicowe. I wyobrażam sobie, że tam, na tym obozie, jak i w socjalizmie za czasów mojej młodości wszystko zaczyna się od prostych ćwiczeń. Dwa plus dwa? Siedem! Jawohl, Zarębski, właściwa odpowiedź. Co wolisz: mieć czy być? Być! Pięknie, socjalistyczny młodzianku, ominął cię nocny marszobieg… I tak dalej, koniecznie w tym stylu. W ramach tak zwanych pełnych wypowiedzi. Wyobrażam sobie jednak, że taki dajmy na to mękolący uszy Dorn w ogóle na podobny obóz by się nie dostał, raz że starozakonny, dwa że bełkotliwi uczniowie szkół średnich nie mieli szansy zdać matury bez umiejętności płynnego wypowiedzenia co najmniej dwóch zdań. „Ale ma kota. Kot jest stworzeniem futerkowym.” No, panie Dorn, szybko i płynnie, proszę powtórzyć.

Nic z tego, nie powtórzy. Skąd prosty wniosek, że tacy jak były marszałek sejmu na żaden obóz reedukacyjny nie musiał by jechać także z tego powodu, że bełkotliwych i mętnych logicznie nie brali. Po co? Wystarczyło ich zostawić jakimi byli, kariera polityczna pewna.

Co jeszcze wybełkotał dzielny były młodzian, późniejszy parlamentarzysta? Szczerze mówiąc nie wiem, rzuciłem twardym kapciem w radio w szóstej czy siódmej minucie. I trafiłem celnie, nie gra do tej chwili. Co w ogóle należy robić z takimi klientami, którzy jako zasobni posłowie, pasibrzuchy bez pojęcia o czymkolwiek krzywią nam obraz świata już z samego rana? Pierwsza myśl była okrutna, musiałem ją porzucić. Ale druga zdaje mi się już całkiem do przyjęcia: zapakować w ostatni istniejący samolot serii Tu 154 i wysłać jako doradców ekonomicznych i politycznych do takiej na przykład Somalii. Myślę, że już trzeciego dnia światowe agencje pełne były by sensacji typu „raz Murzyni na pustyni złapali białasa…”

Dlaczego niemota, głupota, bełkot i mętne myśli kwalifikują ludzi do najwyższych państwowych zaszczytów? Dlaczego te wszystkie polityczne durnie, jak już się do tych zaszczytów dorwą, nie mogą nauczyć się przynajmniej mówić z sensem. O robocie nie wspominam, bo to zdaje się w ogóle przerasta możliwości polskiej klasy politycznej… Dlaczego radiowcy nie poradzą swoim rozmówcom, by przed wejściem na antenę wypluli z gęby kluski – a jeszcze wcześniej przygotowali się do było nie było publicznego wystąpienia?

Człowiek, od którego dowiedziałem się o długu osoby teoretycznie mi bliskiej, ale absolutnie nie pozostającej ze mną w jakichkolwiek związkach ekonomicznych oświadczył, że pewnie i mnie będą ścigać, no bo przecież „ktoś to musi zapłacić”. To jest fajne stwierdzenie, ponieważ jasno definiuje punkt, w którym jesteśmy wszyscy razem: otóż jest to punkt zbiorowej odpowiedzialności. Ciotka pożyczyła milion – ciebie powieszą za długi. Albo zabiorą ci samochód, telewizor i puszkę szprotek w oleju, które odłożyłem na jeszcze cięższe czasy. Ja nie wiem tylko czy ten urzędnik państwowy, który wybełkotał (no bo przecież płynnie nie umie mówić!) powyższy tekst myśli tak naprawdę, czy tylko straszy. Ja bym wolał to drugie, świadczyło by to o jakiejś tam jego przebiegłości. Bo to pierwsze wyłącznie o piramidalnej, nieokreślenie wielkiej głupocie. A z takim państwowymi urzędnikami nie należy mieć do czynienia, są gorsi od absolwentów tego wyżej opisywanego obozu Hitlerjugend…

Myślę, że dzisiaj mam prawo być zły. Wściekły! Wkur…ony! To i jestem.

M.Z.

Brak komentarzy: