środa, 31 sierpnia 2011

Prawda!




Prawda: ostatnio jestem w nastroju wodewilowo-ironicznym, przez co nie zajmuję się żadnymi tam poważnymi tematami o skali milionów, ale szczegółami z bezpośredniego otoczenia. A więc ze swej natury małymi – i mógłby ktoś powiedzieć mało ważnymi. Tymczasem jest tak, że dobrze opisując detal dziejący się obok łatwo trafić na zasadę ogólną.


Na przykład kiedy piszę w poprzednim tekście, że administracja usiłuje zrobić mnie w konia – to przecież głupek tylko zaprzeczy, że administracja tego nieszczęśliwego kraju robi w konia podnajemców, jakby ci nie byli suwerenami czyli obywatelami. I tak daleko to już zaszło, że rzekomo niezawisłe sądy nie bardzo wiedzą co w tej sytuacji czynić – gdy pokrzywdzony obywatel do nich się odwoła. Na przykład przyznały ostatnio rację komitetowi wyborczemu Nowego Ekranu. W pierwszej wersji Państwowa komisja Wyborcza listy przez Ekran złożone odrzuciła. Pal sześć, że nieformalnie i niesłusznie, bo wbrew prawdzie i nie taką rangą decyzji. Ważniejsze raczej to, co z tego galimatiasu po-wyrokowego wynika. A wynika otóż, że spostponowany komitet wyborczy nie ma już szans na dalsze zbieranie podpisów (tego wymaga obowiązująca ordynacja wyborcza!) dla kandydatów z listy, ergo nie pozostaje mu nic innego, jak wnieść sprawę o unieważnienie wyborów. Tak, zanim jeszcze się odbyły! Powód jest prosty do zdefiniowania: nie mieliśmy jako wyborcy pełnego spektrum wybierania!

Czy więc te wzniosłe treści mają jeszcze jakieś znaczenie dla mojego małego podwórka? Matematycznie rzecz ujmując równanie wtedy jest prawdziwe, gdy da się przeprowadzić w dwie strony. Czy tak jest w tym przypadku - nie wiem. Na pewno utrzymana jest zasada, że żaden winowajca póki nie zostanie powieszony nie ma prawa przyznawać się do czegokolwiek. Dalej w mojej marginalnej sprawie ja się na razie do żadnych sądów nie odwoływałem, zostawiam to sobie na deser. Więc rzecz się jeszcze w niebiesiech waży. Czy dowiem się o finale? Może tak, może nie. Tu nie ma trybu wyborczego, tu kłamliwy urzędnik może powiedzieć, że ma nie 30 , a 60 dni na odpowiedź, bowiem trudna ona, ta odpowiedź, jest – i już!

Zapytano mnie dzisiaj, znów niestety w prywatny mailu, co mnie w poprzednim tekście napadło z tą otchłanią. Właściwie długo by tłumaczyć - więc prawem felietonisty daruję to sobie. Ot, takie były skojarzenia...

A Otchłań, no cóż: naprawdę CZEKA! Na śmieci, fałszerzy prawdy, łobuzów i niegodziwców. I na parę innych osób też - ale to inna rozprawa, dłuższa.

M.Z.

Brak komentarzy: