poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Wiosłujcie żywo - kapitan galery chce pojeździć na nartach wodnych!



Co światlejsi, ale w szczególny sposób naiwni ludzie powiadali za komuny, że arogancja władzy jest tak wielka, iż pewnego dnia lud tego nie ścierpi – i zaczną się kłopoty. Nie zauważyłem by ta skądinąd słuszna względem arogancji diagnoza zaowocowała wskazanymi zachowaniami.

Prędzej wzrost kosztów utrzymania był zapalnikiem do czynnych działań ulicznych, niż analiza postaw sekretarzy i ich dworów. Po 1989 roku spora grupa współrodaków spodziewała się widocznej zmiany. Ponieważ zajmowałem się naonczas samorządami terenowymi – owe nadzieje obserwowałem gdzieś daleko od centrali. I dzisiaj przyznaję, że w tak zwanym terenie wyglądało to wszystko nieco inaczej, niż na szczeblu stolicy. Oj, miejscowa władza wcale w arogancji nikomu nie ustępowała! Co to to nie – raczej znała swoją miarę i brała tylko tyle, ile dało się najpierw znaleźć, a potem udźwignąć. Zaś arogancja wypowiedzi i w ogóle „społecznego dialogu” charakteryzowała się mniejszym natężeniem, to wynikało nie z porywów uczciwości, ale czystej kalkulacji. Sołtys, który nie chciał współdziałać z wsią i pokazywał jej wyciągnięty palec mógł pewnego dnia zarobić kłonicą w łeb. Pomniejsze partyjne paniczyki również. Nawet książęta dzielnicowi w randze sekretarzy wojewódzkich mogli się potknąć, jeśli tylko zanegowali coś, co i dzisiaj nazywa się „kolejnością dziobania”. W późniejszych latach udoskonalono tak arogancję, jak obszar i wielkość grabieży. Stąd da się dzisiaj powiedzieć, że współczesna władza nie zmieniając metod zasadniczo zmieniła skalę działania. Kiedyś talon na Fiata czy Poloneza. Dzisiaj milcząca zgoda na pensjonat w górach czy nad jeziorem, dobrą ustawę dla maszyn produkujących pieniądze (jednoręcy bandyci), willę na Florydzie i parę Jaguarów. Nawet dziecko przyzna, że jest pewna różnica.

To w skali mikro, skali wewnętrznej. Istnieje wszakże inna skala, międzynarodowa. W tej materii polecam W.reda z tekstem „Filozofia bandycka”. Wysłaliśmy żołnierzy wbrew konstytucji do Iraku i Afganistanu, teraz do Libii pojechała broń. Oczywiście nikt nic nie wie – szwagier w kasie. A właśnie: gdzie ta kasa, do czyich łapek trafiła? Pozostaje całkiem spory obszar wszelkich innych wyprzedaży majątku narodowego. Nomenklatura przyodziana w nowe garniaki „uwłaszcza się”. Na skalę, o jakiej nie śniło się nawet tym, którzy marzą o wygranej w Lotto przy maksymalnej kumulacji. Zaczęło się przed laty od FOZZ-u. Wykupiono – tyle że nie nie polskie długi, ale brylantowe życie dla niektórych. Przy okazji front ideologiczny przemieszczono na inny poziom. Starsi pamiętają działania Trybuny Ludu, młodsi mogą sprawdzić w wikipedii. Ale jakaż to była marność przy dzisiejszych telewizyjnych i prasowych armatach! Jakaż to była amatorska robota!

Wiem, temat rzeka, tutaj można jedynie naszkicować promil problemów. Magdalenkowa zmowa trwa, a zainstalowane wtedy koryto okazało się magiczne: nigdy nie wysycha, nigdy w nim potraw nie ubywa. To znaczy – do czasu, bo pewnego dnia więcej ukraść się nie da. I co wtedy? Cóż, zdaniem wielu marne resztki przekaże się możniejszym tego świata w arendę. I lud nadwiślański a płowowłosy wdzięczny będzie likwidatorom, że ci nie pozwolili topniejącej masie niewolników szczeznąć w lasach. Niektórzy otrzymają nawet wysadzane półszlachetnymi kamieniami obroże. I pojawi się nowa opowieść o tym, jak to miło mieć dobrego, rozsądnego pana – przecież mógł zadusić, a darował życie…

M.Z.

fot.: p.chudkiewicz;

Brak komentarzy: