wtorek, 22 marca 2011

Z krainy łagodności

Prawdę mówiąc osłabłem w woli pisania. Jeszcze kilka dni temu pewne teksty w Nowym Ekranie albo innych politycznie nastrojonych witrynach wzbudzały moje emocje – a dzisiaj nic. Kompletnie nic. Otwieram rano stronę, patrzę na te wszystkie wpisy, oczywiście pełne zapału i żywego ognia i nie chce mi się większości z nich nawet doczytać do końca. Bo tak: o Libii nie mam bladego pojęcia, nie liczę oczywiście tej propagandy, którą częstują mnie w telewizorze. Nie wiem kto tam się naparza z tym całym Muchomorem Kadafim, skąd mają te wszystkie karabiny i wyrzutnie rakiet, czemu raptem ten mały francuski żydek udający prezydenta słodkiej ojczyzny Beaudelaira stał się tak okrutnie w Europie ważny i jaki ma związek libijska ropa z drożeniem paliw w Polsce, skoro jedziemy jak wiadomo na ruskiej ropie. Potem trafiam na dywagacje dotyczące spotkania blogerów zarządzonego przez Łażącego Łazarza. Niektórzy twierdzą, że nie powinno się odbyć z powodu postu. Tyle że przecież nikt nikogo nie zaprasza do burdelu, ale do knajpy, gdzie postni pątnicy mogą wypić niesłodzoną kawę i iść wcześniej spać, solennie obiecując, iż będą trzymać ręce na kołdrze. Żarliwy katolicyzm jednak w tym kraju nie wybuchł na nowo z taką siłą, by w tym czasie zawieszać wszelkie towarzyskie koneksje i spotkania… Ale może się mylę, czegoś nie widzę i dlatego jestem ciemny jak tabaka w rogu.

Drugi wątek, który liznąłem jedynie, a już przestał mi się podobać to wizyta Kaczyńskiego w sklepie. Nie wiem dlaczego, ale natychmiast przypomniały mi się gierkowskie manewry, nazywały się bodaj „z gospodarską wizytą”. I tam ostrzyżony na jeża gensek (kto nie strzyże się na jeża temu partia nie dowierza!) udawał, że zna się na wyrobie twarożków, filtrów powietrza do traktorów, kineskopów i licho wie czego jeszcze. Zupełnie jak Kaczyński, który „zna się na zakupach”. Nadto obu panów niezwykle jakoby poruszały okrutnie wysokie ceny wszystkich wymienionych rzeczy. I oczywiście ich zbyt mała produkcja. Jeżeli szef PiS-u zamierza dalej wyprawiać takie numery to pocznę rozumieć czemu jego ostatni przekaz skierowany jest głównie do ludzi młodych. Czyli tych, którzy Gierka i jego manewrów nie pamiętają. Oczywiście w tym świetle tacy jak ja, w moim wieku stają się zarzewiem wątpliwości. I do podobnych dywersantów niczego się już nie adresuje, w ogóle się do nich nie przemawia, po co, wyzdychają z bezrobocia i będzie gites tenteges.

I jest jeszcze wątek rozmowy dwóch „tuzów” ekonomicznych, czyli Balcerowicza i Rostowskiego. Podejrzałem jedynie fragmenty ich sporu, żałosne było to bardzo, niemal spaliłem się ze wstydu. Zwłaszcza gdy wyłoniły się z pamięci słynne wołania „Balcerowicz musi odejść”, przecież artykułowane nie przez kogo innego, jak „mistrza” Leppera. Okazuje się, że miał więcej racji, niż ktokolwiek mógł przypuszczać. I że ta racja jest jak Lenin – wiecznie żywa.

W ten sposób niezawodna okazała się tylko jedna Ekranowa blogerka. Jak zwykle poinformowała zgromadzonych kto, kiedy i komu się ukazał oraz co powiedział. Gdyby nie bardzo trzeźwe jej wypowiedzi dotyczące marności naszego doczesnego świata – pewnie znowu bym się wkurzył i ruszył do ataku. Ale dzisiaj jest jak we wstępie – osłabłem i po prostu mi się nie chce.

M.Z.

Brak komentarzy: