poniedziałek, 28 marca 2011

Dlaczego

Wyszedłem z Salonu24, wyszedłem z Ekranu, tu jednak zostawiając sobie miejsce na komentarze. Przeszedłem „na swoje”, z pełną świadomością, że zajrzą tu tylko niektórzy. Dlaczego?

Po pierwsze dlatego, że nie znoszę zamordyzmu jak w Salonie24. Zwłaszcza takiego, który toleruje lewaków, ale nie znosi niczego, co sytuuje się nieco bardziej na prawo sceny. Z Ekranu ponieważ adminami zostali dla mnie dyletanci, dla których robienie leadów w tekstach jest odkryciem epoki (leadów NIE POWTARZA SIĘ w następnym akapicie - a robią tak dalej!), a tematyczne łączenie wpisów rzeczą nie do pojęcia. Może kiedyś się poprawią, widać już pewnie zmiany na lepsze. Ale ja na razie nie mam cierpliwości. Nie muszę mieć.

Po drugie dlatego, że nie toleruję mechanicznego traktowania mnie jedynie jako maszynki do głosowania na cudzą chwałę – ale już gościa niewartego komentowania.

Po trzecie to „moje” działa już dostatecznie długo i zawiera dostatecznie dużo przemyśleń, których będę bronił zawsze – by wszystko porzucać na rzecz absolutnie jałowych sporów, najczęściej z ludźmi, którzy tak naprawdę albo nie stoją nigdzie, albo bardziej po mojej stronie wspomnianej już sceny politycznej, niż po drugiej stronie okopów. Niestety są niesamowicie kłótliwi, niekiedy aroganccy i pamiętliwi. A ja po przekroczeniu sześćdziesiątki postanowiłem traktować się poważnie.

I po czwarte wreszcie – nie znam się na wszystkim, nie połknąłem kompletu mądrości tego świata. Stąd całymi dniami musiałbym atakować ludzi, którzy na przykład biorą się za rozważania teoretyczno-literackie nie mając bladego o tym pojęcia. Albo rezonować w kwestiach, o których ja z kolei pojęcia nie miałem i nie mam dalej. O, na przykład papieskie encykliki. Nie podejmę żadnego w tej materii sporu, przegrał bym z kretesem, a wierzyć na słowo nie zamierzam, taka natura. To jest bardzo męczące. Produkuje niesamowitą ilość wrogów. A ja mam już komplet tych potworów. Po co mi nowi?

Więc jestem gdzie jestem. Wchodzi wąska grupa, ale ja tę grupę bardzo cenię. Reszta rzekomo utraconej popularności nie boli wcale. Nie chciałem tworzyć żadnej partii, żadnego społecznego ruchu, nie chciałem dyskontować wpisów w postaci gotówki, jaka mogła by teoretycznie napłynąć jak nie od rozbawionych czytelników, to na przykład od reklamodawców.

M.Z.

Brak komentarzy: