Jako że rzecz cała dokonała się na Mokotowie – łączność jakaś z blogiem przyszpilonym do konkretnego adresu jest, więc zupełnie od rzeczy to nie będzie. Chodzi oczywiście o podpalenie auta Julii Pitery, pisałem o tej pani w ubiegłym miesiącu, następnie zaś przywoływałem materiał innego autora. Z podpaleniem było tak, że jak w dobrym kryminale na początku nikt nic nie wiedział, później pojawiło się tyle dowodów, że właściwie wystarczyło by na pięć podpaleń i tyluż sprawców. Podobno nakręcono nawet film z całej akcji, reżyser nosi powszechnie znane nazwisko Życzliwy, Stanisław Michalkiewicz twierdzi, że to z powodu rozliczeń księgowych. Zakładam, że zleceniodawca chciał mieć pewność, iż robotę wykonał ten, któremu miał zapłacić, a nie jakiś inny, równie wrogo nastawiony. Oznacza to zarazem, że kolejka drżących z niecierpliwości podpalaczy była długa i stąd wątpliwości płatnika mogły się pojawić. Ale z politycznej strony oznacza to też, że nadobną Julię wybrano jak najgorzej – w poprzedniej, rzekomo faszystowskiej dyktaturze Kaczorów jakoś nikomu nie przyszło do głowy, by podpalać auta na przykład znienawidzonego przez „niezależne telewizje” szefa CBA Mariusza Kamińskiego. Czy „bullteriera” Kurskiego. W ogóle drzewiej podpalanie nie było w modzie. Raczej już luzowanie śrub mocujących koła - no ale to zamierzchłe lata 90-te... A pozyskiwanie świętych dla opozycji niewiast też dokonywało się inaczej, chciałoby się rzecz: bardziej dramatycznie i filmowo. Raz przy pomocy rewolweru, jak w wypadku Blidy, innym razem namiętnego romansu z agentem, podsyconego stoma tysiącami złotych, jak w wypadku Sawickiej. Prawie Bond James. A tu masz – wróciło siermiężne nowe... I już nie jest tak romantycznie i wzniośle. Śmierdzi spaloną gumą, nie prochem i perfumami.
Wykonawstwo kryminalne zatem kwitnie w najlepsze, a jest tak starannie dokumentowane, że niedługo nawet mocno podupadli złodzieje prześcieradeł ze strychów (podupadli, bo na strychach jak wiadomo nie suszy się teraz bielizna pościelowa, ale mieszka elita polityczna) nie będą chcieli wędrować do pierdla inaczej, jak za sprawą porządnie nakręconego materiału filmowego. Co byle komórka potrafi, więc nie jest tak źle. Znawcy przedmiotu twierdzą, że w tym sposobie na kreowanie newsów, a pośrednio też rzeczywistości zawiera się jednak pewne niebezpieczeństwo. Polega z grubsza na tym, że gdy pewnego dnia nie będzie żadnych nowych zleconych podpaleń, przecieków z IPN-u czy jak w przypadku Samoobrony nie wiadomo czyich dzieci – to bezrobotni sprawcy pokuszą się sami o nową sensację. Wyrzucą kogoś przez okno, otrują autovidolem, a może nawet podstawią nogę na przejeździe kolejowym. Praktyka dowodzi bowiem, że wykonywanie poleceń „idź i podpal” na dłuższą metę może okazać się nudne. Znacznie bardziej ambitne jest samodzielne kreowanie zdarzeń. Niestety oznacza to, że starzy specjaliści wrócili do pracy nie tylko w zapowiedziach polityków, ale naprawdę.
Z tymi strychami, o których wyżej też śmieszna sprawa. Otóż wspominana dama do specjalnych poruczeń Pitera Julia mieszka jak wiadomo na Mokotowie w takim adaptowanym pomieszczeniu. I kiedyś wysoka komisja miejska postanowiła obmierzyć przestrzenie nowej inwestycji lokatorskiej, były tam jakieś wątpliwości. Zapukali – i zostali wyrzuceni na zbitą twarz. Przyznam szczerze że to mi się podoba. Bo też i przymilanie się do tych osób jak widać nie przynosi spodziewanych efektów, natomiast traktowanie ich szczerze, choć impulsywnie – tak. Ciekawe czy Biuro Polityki Lokalowej podniosło Piterze z zemsty czynsz? Nie, no pewnie że ma z czego płacić... Wątpię jednak by ktoś podjął to ryzyko, stały etat to jednak stały etat. No i ramach odreagowania można nastraszyć tych z Abramowskiego 9, też Mokotów, więc bilans dzielnicowej działalności wyjdzie na zero...
Marek Zarębski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz