poniedziałek, 10 grudnia 2007

Mówił dziad do obrazu...

Wczoraj na stronie www.abramowskiego9.waw.pl ukazała się ostateczna wersja pisma przedstawicieli lokatorów do Biura Polityki Lokalowej. Anons zaczyna się ambitnie, od uwagi autorów „dziękujemy za pomoc przy pisaniu...” Nie ma za co. Tym bardziej nie ma za co, że uwagi wniesione przez nasze Stowarzyszenie NIE ZOSTAŁY UWZGLĘDNIONE ani w treści, ani w formie.

Nie mamy ochoty pastwić się nad urzędniczym pasztetem, przykro nam to powiedzieć, ale za taki uważamy dzisiaj przedstawiony dokument. Jeżeli autorów nie stać na coś innego od tych ciepłych słów wyprodukowanych w stylu „Pani Jadzia do Pani Buby w tym samym urzędzie”, jeżeli nie chcą uwzględniać choćby śladu idei podanych im na tacy zmian – sugeruję najęcie zewnętrznego fachowca (spoza domu), który jest w stanie powiedzieć coś od siebie, a nie tekstem z „Encyklopedii Przestraszonego Urzędnika”. To wbrew pozorom ma znaczenie, kto wie czy nie fundamentalne, my tak właśnie uważamy. To przesądza również o afirmowanym stanie ducha coraz większej grupy mieszkańców domu – a jest on taki, że w chwili obecnej już CZTERNAŚCIE dorosłych osób nie życzy sobie dalej podobnej „retoryki” w ich imieniu. Krótko: chcecie pisać dalej Państwo to i w tym stylu – zaznaczajcie wyraźnie, że czynicie to arbitralnie i we własnym imieniu. Lub może jeszcze grupki przyjaciół... Bo że nie czynicie tego w imieniu wszystkich lokatorów to od dzisiaj pewne.

Chcemy też oficjalnie zapytać: jakie ciało zbiorowe upoważniło Państwa do rezygnacji z wyższych (czy może raczej należało by powiedzieć: maksymalnych) bonifikat cen wykupu, które obowiązywały do tej pory na terenie Warszawy? Na podstawie jakiej delegacji przemawiacie na temat także naszych pieniędzy w sposób zdecydowany, ale niezgodny z naszą wolą? Zwracaliśmy Państwu szczególną uwagę na ten właśnie fragment, zawarty w pierwszej, sygnalnej wersji pisma, dowody znajdują się na tej stronie, a odszukanie właściwego tekstu nie sprawi nikomu żadnych kłopotów. Sprawa wydała nam się na tyle wrażliwa, iż od niej właśnie zależało (a zwłaszcza zależeć będzie) każde dalsze postępowanie. Bo niby jak teraz negocjować cenę wykupu - gdyby takowy miał nastąpić na przykład za rok, dwa czy pięć - jeśli sprzedawca w dowolnej chwili może powołać się na fragment pisma właśnie wysłanego, a podpisanego w imieniu wszystkich lokatorów? I powiedzieć: chcieliście to macie, bonifikata 5 procent, płacicie nie po 300 tysięcy złotych, ale po 285... Rozumiem, że myśl przewodnia była taka, iż nie należy konfundować urzędników miejskich, zapędzać ich w kozi róg, w którym jak powiadają mogą „narazić się na zarzut niegospodarności”. Ale czyniąc to przesunęliście się na inną stronę – zostając rzecznikami niewłaściwie pojmowanego interesu korporacji urzędniczej, a nie zbiorowości lokatorskiej.

Tekst powyższy skonsultowany został z wszystkimi członkami naszego Stowarzyszenia i sześcioma dodatkowymi osobami, dysponującymi pełnią praw lokatorskich. W związku z sytuacją za jedyny dokument sygnowanym przez te osoby, a stanowiącym "odpowiedź do odpowiedzi" uznajemy wersję pisma PP. Mikołajewskiego i Stach z naszymi poprawkami, pełen tekst z wyraźnym zróżnicowaniem "co nasze, a co wasze" zamieszczony również na naszej stronie. Dla jasności: rezygnujemy tym samym z własnego i całkowicie samodzielnie opracowanego projektu, takoż tu prezentowanego. Tym samym z góry oddalamy jakiekolwiek możliwe sugestie, iż "jesteśmy wiecznie niezadowoleni, nie można się z nami porozumieć" itd.

Za zgodność:

Marek Zarębski

Brak komentarzy: