Dzisiaj – tu pewnie niektórych mocno zdziwię – przedruk materiału z Gazety Stołecznej. Podkreślony i wyczerniony fragment złożony wyższą czcionką to „dzieło” niżej podpisanego. Czy widzą Państwo jak potrafi działać Biuro Polityki Lokalowej Ratusza? Czy to również dzieło naszej respondentki? Nie wiem, nie mam pewności. Ale przeczytać warto. Polecam! Link do tego tekstu odnaleziony został na stronie www.abramowskiego9.waw.pl Skorzystałem – i nie żałuję
Z miastem nie rób interesu
Małgorzata Zubik
2007-12-02, ostatnia aktualizacja 2007-12-02 20:03
Na pl. Hallera miał powstać wyczekiwany przez mieszkańców bar mleczny. Od stycznia 2006 r. lokal jest gotowy, ale pewnie nigdy nie zostanie otwarty. Miasto na nim nie zarabia, przedsiębiorcy zaś grozi bankructwo.
Pan Jacek wygrał przetarg i poprosił o zgodę na podpisanie umowy już ze spółką. Po długich analizach i zasięgnięciu opinii w biurze polityki lokalowej ratusza Zakład Gospodarowania Nieruchomościami odmówił. Powód? Skoro przetarg wygrała osoba fizyczna, to właśnie ona powinna podpisać umowę.
- Mijały terminy, więc zdecydowałem się podpisać umowę na siebie, a potem zmienić - słyszymy. - Byłem pewien, że nie będzie z tym problemu.
W umowie z ZGN jest punkt, który każe najemcy poinformować o zmianie formy prawnej prowadzonej działalności. Przedsiębiorca informuje więc o spółce i prosi o aneks do umowy. Śle kolejne pisma do urzędników i równocześnie prowadzi remont - wymienia instalacje, drzwi, okna. Wydał ok. 70 tys. zł. ZGN nie przysyła faktur za najem, co wspólnicy przyjmują za dobrą monetę. Widać urzędnicy uznają ich nakłady na lokal i rozliczają je w czynszu.
W styczniu 2006 r. bar mleczny i niewielka kawiarnia są gotowe do otwarcia. Ale spółka nie może podpisać umów na dostawę mediów i uzyskać pozwoleń sanepidu i straży pożarnej, bo nie ma umowy z ZGN. Bar więc stoi pusty. Przychodzi kolejna odmowa podpisania umowy ze spółką pana Jacka.
Sąd skazuje, komornik eksmituje
Do szykowanego na pl. Hallera baru zaglądają okoliczni mieszkańcy. Dopingują przedsiębiorcę, w witrynach naklejają kartki z żądaniem szybkiego otwarcia baru. Bar powstaje, ale na Targowej. - Pomógł mi syn starszej pani z pl. Hallera - opowiada pan Jacek. - To prezes spółki związanej z FSO, właśnie szukał kogoś na miejsce KFC. Wynająłem wyposażony lokal, otworzyłem go bardzo szybko, mam stałych klientów i płacę czynsz na czas. Prezesowi jest wszystko jedno, czy płaci mu Jacek, czy Wacek, czy spółka.
Potyczki z ZGN kończą się źle. Gdy Jacek Domeradzki angażuje do sprawy mecenasa, urzędnicy kierują sprawę do sądu. Zapadają wyroki o zapłacie zaległości i o eksmisji. - Nie mogłem płacić czynszu, skoro bar nie ruszył. Teraz mam 100 tys. zł długu, którego nie jestem w stanie oddać. Nie mam mieszkania, domu, pieniędzy. A miasto ciągle traci, bo lokal stoi pusty - mówi. - Chciałbym wrócić do punktu zero. Moje długi i to, co włożyłem w lokal, plus kaucja, równoważą się. Wystarczy parę tygodni i bar może ruszyć.
Ale wicedyrektor ZGN Danuta Rochalska nie zamierza negocjować z przedsiębiorcą. Dlaczego urzędnicy nie zgodzili się na umowę ze spółką? Jej zdaniem przepisy nie pozwalają na zmianę przedsiębiorcy po zawarciu umowy najmu. Czy to znaczy, że odmawia się wszystkim bez wyjątku? Okazuje się, że nie, bo każdy przypadek jest indywidualny.
W efekcie urzędnicy interpretują zapisy tak, jak uważają. W Śródmieściu i na Mokotowie nie robią problemów. - Urzędnicy nie są od tego, żeby ludzi ciągać po sądach, ale żeby pomóc człowiekowi. Brakuje tutaj ludzkiego podejścia - kwituje radny Wachowicz.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz