sobota, 18 czerwca 2011

Usprawiedliwienie


Tak, to prawda: zamieram czasem na dni kilka i niczego tu nie zamieszczam. Nie to, by mi się nie chciało, raczej myśl goni rozpaczliwie wszystko, co się wokół ważnego, czy interesującego pojawia. I bardzo trudno jest sformułować coś, co syntetycznie ogarnie całą tę szamotaninę myślową, ba, przyda jej czytelną formę. Stąd niezmierny mój podziw dla ludzi, którzy jak po wielokroć tu już wspominany mój kolega Coryllus z Nowego Ekranu (a i swojej strony też!) zajmuje się a to archetypem męskich postaci w literaturze polskiej, a to problemami bankowych przekręciarzy, problemem śmierci w Czechach i w Polsce, czy wreszcie obyczajami dworków polskich na wschodnich ziemiach utraconych.

Ja tak po prostu nie potrafię. I ilekroć Coryllus wspomina na przykład o swoim miejscu na ziemi, to miejsce ma na imię Grodzisk Mazowiecki – i mówi jak to wszystko jest tam wspaniale zorganizowane, oraz działające, to mnie się chce niemal płakać, ponieważ tenże Grodzisk kojarzy mi się nie ze wspaniałością, ale postaciami tak ciemnymi i durnowatymi, że aż wstyd mówić. Niestety dzisiaj będę musiał.

Otóż opowiadałem już, że czas jakiś temu niemal dwa lata pracowałem dla pewnej firmy grupującej inżynierów budowlanych. I że dzięki tej praktyce poznałem ludzi tak strasznych i szkodliwych, że dziw bierze, iż Polska dzięki ich niezmiennym staraniom nie wpadła w czarną dziurę lat temu dajmy na to trzydzieści czy czterdzieści. Dla sprawiedliwości dodam, że poruszali się w tej przestrzeni także ludzie porządni, pracowici i mądrzy – niestety absolutnie nie cenieni przez pierwszą grupę, usuwani przez nią w cień i pomijani w wymienianiu, nagradzaniu i tak dalej. Ci źli nie mogli dalej w ogóle zrozumieć dlaczego załogi kierowane przez „porządnych” wybierają ich na kolejne kadencje dowódcze. To się po prostu pod czerwonymi czy miedzianymi czółkami nie mieściło! Bo dla tych stalinowskich struktur myślowych demokracja demokracją – ale jak powszechnie wiadomo każdym burdelem ktoś musi rządzić i już! A chcieli oni…

Zostawmy ich wszakże i wróćmy do Grodziska. Miasteczko to przez wspomniane niepełne dwa lata w stalowy sposób kojarzyło mi się z postacią, która winna pojawiać się w każdym szanującym się kabarecie: potężnego, cycatego i dupiastego babiszona, wobec którego taki na przykład literat Robert Musil, który wymyślił człowieka bez właściwości powinien odczuwać płomienny wstyd. Baba ta bowiem nie mając żadnych właściwości miała je wszystkie! Tak, tak – miała je w tym samym stopniu, w jakim miał Zelig, inna postać z panopticum niejakiego Woody Allena. Pewnie nie każdemu to wiadomo, więc powiem: Zelig wymyślony przez Allena wchodząc na zebranie kobiet w ciąży natychmiast stwierdzał, że w jego brzuchu coś się porusza. Gdy jechał do dzielnicy chińskiej żółkła mu skóra i skośniały oczy. Pośród Indian rozglądał się za tomahawkiem czy dzidą bojową, a na zebraniu parazytologów twierdził, że właśnie kończy przełomową pracę na temat rosówki pospolitej ogrodowej. Moja bohaterka była lepsza: źle mówiąc nawet po polsku i nie znając ni w ząb włoskiego wzięła się pewnego dnia za bycie przewodnikiem podczas wycieczki do Italii. Zdaje się, że jako spasła nieco madonna pól Toskanii czy Ligurii naraziła się podróżującej zbiorowości swą głupotą i napastliwą obecnością, bo jak wiem skończyło się awanturą. Ale nic to: wróciła, siadła do telefonu i napadła byłego narzeczonego w Bieszczadach. Jaka jego wina? Portugalska. Już wyjaśniam: w Kabarecie Starszych Panów piosenkę o Portugalczyku Osculatim śpiewała Barbara Krafftówna. Winą drania było to, że wykorzystał, ale „nie uiścił”. Ten z Bieszczad też. No i skończył marnie… Kobieton kochał Grodzisk ponad życie. Podobno nawet miał chody u burmistrza.

W niczym to oczywiście nie przeszkadzało mojej negatywnej bohaterce zapisywać co który kolega którego dnia robił w pracy i ile winien jest niżej podpisany ludowej ojczyźnie za to, że danego dnia śmiał przyjechać do pracy nie samochodem, na który pobierał ryczałt, ale metrem. Wiedziałem o tych skłonnościach opisywanego Kobietona. Ktoś poradził mi, bym dla świętego spokoju choć raz odwiózł babę do tego całego Grodziska. Bo wychwalała miasteczko lepiej, niż Coryllus kiedykolwiek! A ja nie. A ja Grodzisk po prostu znienawidziłem. Jak łatwo się domyślić zemsta nie kazała czekać na siebie długo. A skorośmy przy kabaretowej poetyce to opiszę tę sytuację tak: jadą goście jadą koło mego sadu. Do mnie nie zajadą – bo ja już tam kuźwa nie pracuję…

Pytacie kim więc owa bohaterka i obywatelka dumnego miasteczka Grodziska była w mojej byłej firmie? Otóż 21-miesięczne badania nie doprowadziły mnie do żadnego ustalenia. Nie wiem kim, czym i po co tam była. Możliwe, że z rozpędu.

Coryllusie: i jak ja mam ten Twój cholerny Grodzisk pokochać na nowo? Nie mógłbyś się gdzie przeprowadzić?

M.Z.

Brak komentarzy: