poniedziałek, 13 czerwca 2011

Różne takie...


O co chodzi z tymi pluszowymi misiami na półce tylnej szyby? O to, że być może bawią jadące w aucie dzieci – ale znacznie skuteczniej zasłaniają widoczność do tyłu przez wewnętrzne lusterko. To zresztą nie muszą być koniecznie misie. Równie dobrze widok likwidują liczne paczuszki, siatki i kocyki. Moi pasażerowie powiadali, że to i tak dobrze, gdyby kierowcy przewozili tym miejscu na przykład żelazko – to przy gwałtownym hamowaniu, a takich zdarza się coraz więcej, kawał metalu wbity w tył głowy załogi tego samochodu pewny.

Skoro już na drodze jesteśmy: ceny paliw. W Warszawie pod jednym z supermarketów litr „rzadszej”, 95 oktanowej benzyny w chwili wyjazdu kosztował 5,03 zł. Na rogatkach miasta już 5,13 zł. Ale pod taką na przykład Łomżą, rozumiem, że metropolia to straszna, 5,22 zł. Jadąc dalej w kierunku jezior mamy nawet 5,34 zł. Co ciekawe: im większa dziura tym wyższa cena. Oczywiście u tych drogich żadnej kawy, żadnego kompresora do pompowania opon, zmurszałe chipsy na nędznej półce i… spadaj kliencie, skoroś do nas trafił znaczy kupić musisz. Dzisiaj, to jest 13 czerwca Trójka relacjonuje najnowsze doniesienia prasowe. Podobno Rzeczypospolita twierdzi, iż mamy najtańszą w Europie benzynę. No kuźba! Jak za socjalizmu, kiedy to mieliśmy najtańsze parowozy. A gdy pojawiała się informacja o niskich cenach kiełbasy rozsądni czym prędzej ustawiali się w kolejkę, pewnym było, że od jutra „na życzenie społeczeństwa” cena ta wzrośnie znacznie. Po jaką cholerę nam takie publikatory, których redaktorzy naczelni w nosie mają czytelników, w końcu to władza rozdaje przywileje i inne frukty… Czy ten dureń, który zakwalifikował podobny tekst do publikacji wie cokolwiek o sile nabywczej obywatela?

Myślenie ekonomiczne… Któregoś urlopowego dnia jedziemy na kawę do znanego mi sprzed dwóch lat (i z ubiegłego roku też) ośrodka nad jeziorem Gołdapiwo. Zawsze o tej porze pełnego ludzi, rezerwacji trzeba było dokonywać parę tygodni wcześniej, a i tak gość nie miał zbyt wielkiego wyboru. W tym roku pustki. Zero, wielkie ZERO! Nie ma nikogo, bar zamknięty, po terenie leniwie snuje się robotnik podlewający marnowate kwiatki. Na parkingu wściekły jak i ja niedoszły gość barowy opowiada, że gdy tylko wjechał w te okolice natychmiast pożałował decyzji. Za te pieniądze, które musi wydać tutaj dwie osoby lecą na tydzień do Turcji. Przy czym tam niczego nie musi kupować w drogim pakiecie jak tutaj, chce to zje obiad, nie chce – nie zje. Polecam mu ośrodek w którym sam mieszkam, ceny przyzwoite, przymusu żadnego, a pokoje o znacznie wyższym standardzie. Obiecuje rozważyć – ale już go potem nie widzę. Może w ogóle wyjechał z krainy jezior? Tłumaczę sobie, że w końcu za akwizycję nikt mi nie płaci, choć ludzie przesympatyczni…

Pamiętacie ten fragment kultowego filmu „Rejs”, w którym jeden z bohaterów mówi, iż lubi słuchać tylko tych przebojów, które zna? I oczywiście tylko na te głosuje… Na Mazurach rejestracje warszawskie wyłącznie na południu. Ruciane, Mikołajki, Pisz, Ukta, trochę w Rynie. Im dalej na północ tym wyraźniej „władzę” przejmuje Gdańsk, Białystok, Olsztyn. Trochę Ślązaków. Widać warszawiacy jeżdżą tylko tam, gdzie modnie i gdzie spotkają innych warszawiaków. I gdzie mogą na siebie wzajemnie głosować. Ceny? Górna półka. Za wyjątkiem paliw. Ze zdziwieniem obserwuję stację w Mikołajkach – benzyna 95 kosztuje „tylko” 5,09 zł za litr. Czy za kilka dni jakiś mędrek radiowy czy telewizyjny znów puści „niusa”, że to wszystko przez podatki? Tak, wielkie jak smok wawelski, to jest akurat prawda – ale przecież pazerność właścicieli benzynowych dystrybutorów też ma tu znaczenie.

M.Z.

Brak komentarzy: