Dwie godziny temu wróciłem z Mazur. Wjazd do Warszawy jest tym samym, co wejście do zatęchłej piwnicy. Tu się nie da oddychać! Ale też umordowała mnie ta podróż ile wlezie w zakresie prowadzenia. Im lepsze samochody tym bardziej durnowaci ich kierowcy. Właśnie na drogi wychynęły stada ślepych, kulawych i myślących z opóźnieniem. Niektórzy jadą z dziećmi, pluszowymi niedźwiadkami na półce tylnej szyby i pieskami wyrabianymi w Chinach marki york - albo jakoś tak. Na trasie około 300 km ci niedzielni, albo w ogóle nieudaczni kierowcy usiłowali zabić mnie z pięć razy. Tym razem nie udało im się. Obiecuję, że odpowiem na wszystkie pytania i komentarze - ale dajcie mi proszę chwilę czasu na dojście do siebie i przytomności. Macham jak najcieplej opaloną łapą!
M.Z.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz