niedziela, 1 stycznia 2012

Francuska kara


Wojna jako forma polityki kończy się prędzej czy później, przychodzi czas liczenia strat lub zysków. Wskazuje się tych, którzy okazali się dzielni lub niezłomni, karze tych, którym imponowała zdrada i zaprzaństwo.

W Polsce – powiem tylko dla uproszczenia, bo temat rzeka, nie da się go omówić ani w jednym, ani nawet stu felietonach – świat stanął na głowie. Bo oto nie naród począł karać zdrajców, ale przepoczwarzeni lub importowani zdrajcy wzięli się za najlepszych i najdzielniejszych przedstawicieli narodu. Z bardzo krwawym skutkiem…

Są jednak kraje normalne – albo mające się za normalne. W Norwegii po II wojnie światowej wzięto się do dzieła rozliczeń tak skutecznie, że trzeba było na nowo odbudować etat kata i nikt nie chciał słuchać Quislinga utrzymującego, że nie było innego wyjścia, jak zdradzić. Nawet tak niewielkie kraje, jak Holandia, Dania i Belgia postanowiły uporać się z tym problemem metodą wyrwania chwastów raz a dobrze. Były wyroki śmierci, parę tysięcy osób po prostu osadzono w pierdlach, zdrajcy nawet nie mieli co marzyć o nowych etatach, prezesurach i apanażach. Gdyby dzisiaj kto chciał policzyć jaki był wkład w wojenne zwycięstwo Aliantów wymienionych Norwegów, Duńczyków, Holendrów i Belgów – będzie musiał udać się do specjalisty mikrobiologa. A ten być może z pożółkłych annałów wyłowi przy pomocy lupy i pincety kilka nazwisk, z których wymienione kraje mogą być dumne.

Z pewnych względów najciekawsza dla mnie jest dzisiaj Francja. Ostre lanie w 1940 roku, potem kolaboracja, rząd Vichy i jednocześnie Wolni Francuzi de Gaulle’a. Eksmisja francuskich żydów rękoma francuskich policjantów - do Oświęcimia. I ta właśnie Francja wyszła z wojennej zawieruchy wcale nie jako przegrana. Wywołała swe paryskie niby-powstanie dokładnie wtedy, gdy pancerny Leclerc zbliżał się do granic miasta. Złapała Petaina i szkodników typu Louisa Renault (kolaborant miłosiernie zdechł w wiezieniu w oczekiwaniu na wyrok). Ale też pozwoliła na coś, co ilustruje zdjęcie zamieszczone przy tytule – skanalizowanie ludzkiej złości i dwoistych uczuć. Wystarczyło wziąć mechaniczną maszynkę do strzyżenia w rękę, złapać jaką byłą niemiecką kochankę (nie było trudno!), ogolić łeb – i już człowiek był patriotą.

Czemu Francja tak bardzo nie znosi Ameryki, ściślej USA? Nie pamiętam już kto to powiedział, ale moim zdaniem wstrzelił się w samo sedno: bo ta pogardzana przez żabojadów Ameryka dwakroć widziała francuską damę jaką w istocie była. Bez majtek…

Czy to oznacza, że właśnie napisałem coś przeciwko francuskiej tytułowej karze? Absolutnie i po stokroć nie! Ja po prostu czuję, że powoli bo powoli, ale zbliża się czas, kiedy ten francuski wzór trzeba będzie sobie przypomnieć. Oczywiście dla co żałośniejszych przestępców. Tylko dla takich.

M.Z.

Brak komentarzy: