poniedziałek, 9 stycznia 2012

Gdy szukam dziury w całym…


Niektórym to się dopiero we łbach przewraca… W każdym razie takie wrażenie można odnieść czytając prasowe i internetowe doniesienia poświęcone na przykład Węgrom. Podobno odchodzą od demokracji… St. Michalkiewicz w jednym z ostatnich swych felietonów zauważa nader słusznie, że demokracja jak ją pojmują najmądrzejsi (ale nie starsi w wierze i wybrani!) to tylko środek do celu. Co jest więc celem? Odsyłam do oryginału, jak zwykle znakomity.

Tu tylko powiem, że nawet jeśli ktoś tam na południe od nas od demokracji odchodzi – to wyłącznie po to, by ujść daleko sroższej niewoli. Finansowych oszustów i grandziarzy. Obecnie dowództwo nad nimi objęła nieoceniona para: Manuel Barroso i Hilary Clinton. Przypomnę może: Barroso to ten nadęty brukselczyk z importu, którego z taką pasją i wciąż atakuje enfant terrible angielskiego parlamentaryzmu, Nigel Farage. A Clintonowa do dzisiaj jak widać tłumi w sobie złość do męża słynnego z używania wobec agentek Mossadu takich osobistych małżeńskich narzędzi, jak opakowania po cygarach. Można być wkurzonym, prawda? W każdym razie metoda pouczania bliźnich i świata „ja się to robi” została tej pani na trwałe. Cóż, najgorsze ponoć jest piekło kobiet… I ten duet wziął się tym razem za bratanków.

W minionym 2011 roku kilka razy przypominałem jak to drzewiej działali agenci wpływu, podawałem tego konkretne przykłady, a raz nawet udało mi się przewidzieć co też uczyni kiepsko wyszkolony agenciura na wieść o jakiejś poważnej sprawie, którą należy zagmatwać. Co? Opowie o ruskiej łodzi podwodnej grasującej po Bałtyku! Opisałem to – a ta łachudra już następnego dnia dawaj snuć opowieść o tajemniczej jednostce, która znów wynurzyła się u wybrzeży Szwecji.
Dokładnie tak właśnie działała bezpieka w latach osiemdziesiątych. No i widać komuś się pomerdało – zadaniowano wiele lat temu, teraz kazano się odezwać, a on nie bardzo pamięta, że czasy nieco się zmieniły. Więc wali jak za jaruzela… Efekt komiczny, choć wcale nie jestem pewien, czy idiota jest to w stanie w ogóle dostrzec.

Wojskowy prokurator strzelił do siebie na konferencji prasowej. Ale w istocie było jak w Radiu Erewań: nie na konferencji, a podczas przerwy, może i strzelił, ale bez efektu, opinie na temat uprzednio wygłoszonego oświadczenia co najmniej mętne. Słowem nikt nic nie wie pewnego, dobry on był czy miał czarne podniebienie, śledził tych biednych dziennikarzy śledczych czy nie śledził, gdzieś w tle Macierewicz i Smoleńsk. I znów: opisywałem już sposób, w jaki radzę sobie z podobnymi zjawiskami. Nie patrz na stół pełen urzędowych kwitów i zeznań rzekomo naocznych świadków – patrz na to, czego w tym pejzażu brakuje. Metoda znakomita, oczywiście o ile ma się dostęp do prawdziwych opisów, tekstów i w ogóle zajmuje sprawą. Ja akurat nie. Więc o dramatycznym (przyznaję) zdarzeniu tyle. Nie wiem co się stało naprawdę, jak to zinterpretować, jakie wyciągnąć wnioski. Koniec. Kropka. Trochę to przypomina radę, jakiej udzielił mi ktoś z poprzednich pokoleń wiele lat temu: nie szukaj dziury w całym gdy nie ma całego. Bo zrobią cię w konia…

No tak, cały powyższy opis to świadectwo zamętu i niewiedzy. A co, nie znacie tego uczucia? Trąbią wam w telewizjach i kłamliwych gazetach, a wy nie macie czasem wrażenia, iż robią z was idiotów? Mi tak właśnie jest dzisiaj (ależ parszywa składnia!) – o czym spieszę donieść, by nie było, żem na marginesie. Jeszcze nie.

M.Z.

Brak komentarzy: