środa, 30 listopada 2011

Wielbiciele statystyk



Większość moich kolegów w fachu dziennikarskim powiada, że trzymanie się jednej spódnicy jest dowodem na stałość uczuć, w zawodzie zaś na stabilność zatrudnienia. Powiada… Bo w istocie gadają tak najczęściej ludzie z trzecią żoną i dwoma ratami alimentacyjnymi, w siódmej redakcji, a i to na umowę – zlecenie.


Ja się tam ludzką deklaratywnością nie zajmuję. Co oczywiście nie oznacza, że uparcie trzymam zasady powstałej za Gierka: nie da się budować drugiej Polski z pierwszą żoną i bez trzeciego świata… Statystycznie to racja.

Będzie więc o statystyce. Najwyższej formie kłamstwa – jak to ktoś długo przede mną raczył zauważyć. W Nowym Ekranie ukazał się arcyciekawy tekst Izabelli Falzmann „Błąd ochotnika”, traktuje o fałszerstwach powstałych w wyniku źle zaplanowanych i jeszcze gorzej przeprowadzonych badań i działań statystycznych. Polecam – choć mnie akurat zaciekawił najbardziej ten fragment:
„…Naczelny pisma , w którym pracowałam…odparł, że statystyczny odbiorca tygodnika ma cztery klasy szkoły podstawowej i to jest nasza grupa docelowa. Zażądałam wyjaśnień na temat metodologii badań o tak dziwacznym jak na XXI wiek wyniku. Okazało się, że pan Redaktor zarządził ankietę. Nagrodą w tej ankiecie były jakieś nasiona. Odpowiedziało około 100 osób. Redaktor policzył sobie, że 80% z nich ma cztery klasy przedwojennej szkoły (umiał % policzyć skubany).
Był to podręcznikowy przykład złego rozumienia statystyki. Przede wszystkim próba była za mała. Poza tym Redaktor wyznaczając nagrodę (skąpiec) mimo woli zredukował uczestników „ badania” do grupy osób ( nic nikomu nie ujmując) starszych, niezamożnych, ze wsi, które mogła ucieszyć paczka wygranych nasion…”


Podejrzewam, że mógł to być ten sam naczelny, którego poznałem! Powiem więcej: on ma najwyraźniej liczną rodzinę pracującą w tym samym zawodzie. Z podobnymi bowiem praktykami spotykam się tak mniej więcej od 25 lat. Nosiciele tej umysłowej aberracji są absolutnie impregnowani na jakiekolwiek inne twierdzenia: wiedzą swoje, potwierdzone jest to statystyką, koniec, szlus. Ci ludzie wiedzą wszystko o szczęśliwości Polaków, o ich zamożności, preferencjach i tak dalej. Uśmiechają się: statystyki przecież nie kłamią!

A propos: jeszcze w katach 70-tych postanowiłem prywatną pasję motoryzacyjną przekształcić w zawód. Udałem się tedy do redaktora naczelnego jedynego czasopisma motoryzacyjnego z płomienną przemową jak to mu zrobię dobrze pisując o sposobach obejścia problemu powszechnie brakujących naonczas części samochodowych. Jako przykład miał posłużyć prywatny automobil Seat 850, fiato-podobny, więc sporo zamienników różnych układów dało się tu wykorzystać z bieżącej produkcji motoryzacyjnej w Polsce. Zacny ów dżentelmen nie dał mi skończyć nawet pierwszego zdania. To jest wredna polityka! – zakrzyknął mocnym głosem. To jest dywersja! Jak można ogołacać rynek i tak kulawy w podzespoły? Po to, by pakować je do jakichś kapitalistycznych wynalazków? To nie wie, że prowadzimy tu porady dla co najwyżej absolwentów szkoły podstawowej, którzy za dobre sprawowanie w macierzystym zakładzie pracy właśnie dostają talon na malucha i mają go obowiązkowo leczyć w autoryzowanych, państwowych i socjalistycznych stacjach obsługi?

I prysły zmysły… Nie dostałem się. Prywatnie wyjaśniono mi później, że wzmiankowany szef redakcji wprost zaczytywał się w roczniku statystycznym. Z niego brał swą twardą jak skała wiarę w rychłe zwycięstwo socjalizmu nad resztą świata. Wiem że nie doczekał. Albo zmarł wcześniej, albo socjalizm w moskiewskim wydaniu jeszcze nie zwyciężył – w każdym razie nie mam się dzisiaj z kogo naigrywać…
Dla niedowiarków przytaczam pointę tekstu P. Falzmann. Oto ona:

Jeżeli jedną nogę włożymy do mieszaniny wody z lodem, a drugą do wrzątku, to jak wiadomo przyrodzenie będzie miało średnią temperaturę 50 stopni Celsjusza.

M.Z.

Brak komentarzy: