sobota, 12 listopada 2011

Destruktorzy czy dywersanci II?



Odcinek pierwszy tych dywagacji zamieściłem niedawno, łatwo go znaleźć. I napisałem tam: „…do boju ruszyły „Zjednoczone Siły Rozsądku i Przebiegłości”. W Nowym Ekranie możemy oto przeczytać, że Marsz to impreza lokalna o niezwykle małym zasięgu. Jego uczestnicy w majestacie prawa dostaną lanie od pedałów i Niemców…”. Jak łatwo się domyślić polemizowałem z tekstem Coryllusa. Podtrzymuję zarzuty. A nawet je zwielokrotniam.

Z mojego arbitralnego rozeznania wynika, że to rzekomo lokalne święto zdołało zgromadzić nie mniej, jak 40 tysięcy osób. Konia z rzędem temu, który w ostatnich latach zgromadził większą publikę! I choć organizatorzy podjęli ogromny trud niekoniecznie właściwie ulokowany – to rzecz cała udała się, ponieważ wiara przyszła, bo chciała przyjść. Dokładnie tego właśnie dnia, w listopadzie, a nie w sierpniu czy lipcu. Utopistom i prostym idiotom jeszcze raz polecam pod rozwagę: jeżeli nie wiecie co powiedzieć w przedmiocie pozycjonowania świąt narodowych to uprzejmie was powiadamiam, że zajęły się tym już inne siły. Dawno temu. Wam pozostaje już tylko nie „pyszczyć” po próżnicy.

Inna ważna rzecz: dawno nie widziałem tylu ludzi młodych! Marsz składał się głównie z młodych, pozostałe przedziały wiekowe były li tylko tłem. Dzieje się coś, o czym przeciwnicy nie pomyśleli – patriotyzm i pro-polskie manifestowane uczucia rozlewają się tam, gdzie chciano do tej pory widzieć wyłącznie kiboli, stadionowych chuliganów, zadymiarzy. Nic na to nie poradzicie, salonowcy i marni zaklinacze realiów. Możecie wysyłać do medialnego boju Blumsztajnów i licho wie kogo jeszcze – jednak nie mają boskiej siły stwarzania światów. Przeto żyjecie w ułudzie i fikcji, co mam nadzieję odbije wam się ponura czkawką. Właściwie już wam się zaczęło czkać…

Niemcy… Jeden z filmików, zresztą autorstwa ekipy TV Nowego Ekranu i tamże wyemitowany pokazuje jak uzbrojeni w pały i zamaskowani Teutoni spieprzają do kawiarni Nowy Wspaniały Świat. Najwyraźniej ktoś ich „zrobił w bambuko” i nie poinformował do końca z czym w Warszawie mogą się spotkać. Czy wybili przedtem choć jedną szybę? Nie wiem, nie jestem zainteresowany skuteczną ich działalnością, moim zdaniem Helmutów należało wyłapać co do sztuki już na rogatkach, zaraz po wjeździe do miasta. No ale widać komuś byli potrzebni – pewnie po to, by zrealizować z góry podjęty plan…


Prowokacje. Wieczorne wydania dzienników TV wszelkiej maści kłamliwych szczekaczek pełne fotek płonącego samochodu TVN. To zresztą dziwna sprawa, Nowy Ekran pokazuje, że rzekomi ”manifestanci” zdołali najpierw dotrzeć do odsuwanych drzwi bocznych samochodu, czyli tam, gdzie winna znajdować się najcenniejsza aparatura transmisyjna. I proszę sobie wyobrazić, że w ogóle ich to nie zainteresowało! Jakby zlecenie było precyzyjne: podpalić przedział kierowcy! No to podpalili… Pełen spontan, prawda? I gdyby nie inne źródła informacji, choćby te NowoEkranowe, w świat poszła by mocno chroma wieść, że to szaleni i rozmodleni staruszkowie. Albo inni faszyści… A to proszę Państwa klasyczni prowokatorzy. Choć przyznaję, że nie mieli napisane na ubraniach „Menda”…

Dalej to ja mam już dość nazywanie mnie faszystą. Zwłaszcza, że wycierają sobie mną mordy ludzie, którym w te mordy miałbym ochotę wyłącznie napluć. Szedłem grzecznie, nie rzucałem kamieniami, nie nawoływałem do żadnej zbrodni, uśmiechałem się do innych, bo i oni uśmiechali się do mnie. To jest do jasnej cholery faszyzm? W takim razie proszę propagandystów kolportujących podobne ploty, by natychmiast zaczęli się leczyć. Może jeszcze jest szansa choćby na zatrzymanie postępującego zidiocenia…

Później rozmowa, że jednak źle się stało, że to zniszczenia i dewastacja. To w połowie prawda. Zawsze boli mnie trochę serce, gdy widzę płonący samochód, moją manię motoryzacyjną oczywiście znają Państwo, nie muszę jak sądzę niczego dalej tłumaczyć. Nikt jednak w tym zamęcie nie zauważył faktu, iż publicznie pokazano ludziom, że TAK TEŻ MOŻNA. Że gniew może być kulawo, bo kulawo, ale jednak ekstremalnie wyrażony. Autor tej prowokacji zdaje się źle obliczył jej efekt. Mówi się trudno – nie jestem ucieszony, gdy takim dupkom się wiedzie.

Napisałem w poprzednim tekście „…Nie chodzi o to, by się nie bać. Chodzi o to, by strach przełamać…” Osobiście uczestniczyłem we wczorajszym Marszu. Szedłem wewnątrz kolumny, na jej obrzeżach, rozmawiałem z wieloma osobami. Było karnie w sensie formowania pewnego szyku, było uprzejmie i było CAŁKOWICIE BEZPIECZNIE. Szli ludzie młodzi, starsi, szły dzieci, wyżej napisałem, że przewaga młodości była znakomicie widoczna. To PRAWDA. Nie miałem czego przełamywać, a strachu to już w ogóle…

Czy zatem mamy czekać, aż przekaziory oprzytomnieją i zaczną łaskawie sprawozdawać prawdę? Bo to zdaje się sugerować w kolejnym tekście Coryllus. Tekst poświęcony imprezie, na której autora rzecz jasna nie było. Bo może gdyby zechciał swoją ulubioną „elektryczną kolejką ruszyć tyłek z podwarszawskiego gniazda” – zeznawał by inaczej? Nie wiem. Pewien natomiast jestem tego, że idąc ze znanymi sobie ludźmi, choćby i z dziećmi – nie poczuł by ani razu żadnego zagrożenia. Jeżeli zatem dzisiaj lub jutro przełamując tradycyjne milczenie odpowie mi, że powinienem czytać ze zrozumieniem (jak odpowiada WIĘKSZOŚCI OPONENTÓW) odpalę, że parę rzeczy rozumiałem wcześniej od niego, na tych lekcjach bywałem ile trzeba, a z drugiej strony demencja starcza jeszcze mnie nie dopadła. Na lipiec czy sierpień niczego przenosić NIE WOLNO: tradycja to też wartość!

M.Z.
Foto: MUFTI TURBANATOR

Brak komentarzy: