wtorek, 1 listopada 2011

Czy godzi pytac się o cuda?


Polski samolot, awaryjne lądowanie, w pierwszej fazie peany pochwalne na cześć służb naziemnych. A potem wstrząsająca dla tych, którzy potrafią patrzeć, migawka: mistrz pilotażu w akcji. Lądowanie jak w książce dla grzecznych dziewczynek, wspaniałe, pokazowe. Będą już zawsze pokazywać w szkołach pilotażu na całym świecie. Ten człowiek OSOBIŚCIE URATOWAŁ ŻYCIE PONAD DWÓCH SETEK LUDZI!

Ale nadchodzi i refleksja, wraz z napływającymi informacjami:
.”… zastanawiam się tylko dlaczego nie wyszły wszystkie golenie podwozia. Ten typ samolotu wyposażony jest w dwa systemy hydrauliczne oraz jeden system pneumatyczny wykorzystywany w przypadku awarii. Taka sytuacja zdarza się niezwykle rzadko…”. To Jakub Cichocki, kapitan Boeinga 737-800 linii Ryanair. Dodatek mój: w chwili awaryjnego lądowania ŻADNA goleń podwozia nie była wychylona. I słusznie, tak właśnie robi się podczas siadania na brzuchu. Widzieliśmy tylko wysunięte klapy, zwiększenie siły nośnej płata, mniejsza prędkość podejścia do lądowania. Zaś w akcji działający ster kierunku. Nie pozwolił maszynie zejść z pasa. Ktoś to wszystko trzymał pewną ręką.

I później: awaria centralnego systemu hydraulicznego zgłaszana pół godziny po starcie z amerykańskiego Newark. Do powrotu pewnie 400 kilometrów. Do Polski kilka tysięcy. Co powoduje, że tak doświadczony pilot decyduje się na lot nad Atlantykiem w sytuacji, w której w każdej chwili może stracić sterowność? Wszak centralny układ hydrauliczny to także stery… A może nie? Może w tym modelu maszyny co innego zasila podwozie i klapy, co innego ster wysokości i kierunku?

Ja, profan trochę tylko zorientowany mam dwa pytania:

1. Co spowodowało, że pilot wiedząc o usterce i meldując o niej amerykańskiej kontroli naziemnej zdecydował się pokonać Atlantyk?
2. Kiedy poznamy PEŁNĄ LISTĘ PASAŻERÓW?

Bo cuda proszę Państwa zdarzają się niezmiernie rzadko. A za lotniczymi cudami stoją ostatnio zdaje się ludzie, prawda?

M.Z.

Fot. Peter Andrews Reuters

Brak komentarzy: