wtorek, 1 listopada 2011

Oczywistości – wersja dla dorosłych


W obieg weszła rozmowa o politykach i dziennikarzach – nie rozwiążą ani nie objaśnią żadnego naszego problemu, ponieważ sami dla siebie i otoczenia są największym problemem. Myśl jest tak porażająco prosta, że leży na środku stołu od lat – ale nikt nie chce jej zauważyć. Dowód? Proszę bardzo: niemiecka ekipa ekspedycyjna, która ma rozganiać legalną polską demonstrację związaną z radością odzyskania niepodległości kilkadziesiąt lat wcześniej.

Szef każdej szanującej się opozycji natychmiast zwołał by konferencję prasową i powiedział: mamy dość szczucia na nas sąsiadów, rozgłaszamy na cały świat, że polski rząd przyzwala na istnienie i funkcjonowanie organizacji, które domagają się obcej interwencji w wewnętrzne sprawy dumnego narodu.

Niestety nic takiego nie nastąpiło i nie nastąpi. Geniusz szefa opozycji okazał się szatami króla – nie ma go jak nie było królewskich majtek, nie istnieje, bo najpewniej nigdy nie istniał. Szef opozycji zachował się jak zwykły dupek. Usłużni żurnaliści twierdzą natomiast, że pod brakiem tego głosu kryje się głębia przemyśleń i postanowień powodujących milczenie. Nie wiem dlaczego, ale natychmiast przypomina mi się radziecki dowcip drukowany w Krokodylu: na brzegu głębokiego, ale prawie pustego basenu stoi facet. Krzyczy do kolegi prężącego się kilkadziesiąt metrów wyżej na wieży do skoków: skacz, nie bój się, tu płytko! Twierdzę zatem, że obydwie wzmiankowane grupy są już takim problemem dla siebie i innych, iż pora powiedzieć wszystkim: panom już dziękujemy, autostrady czekają, do łopat!

Mam już dość słuchania o geniuszu tego pana, jego kłopotach z wewnętrzną opozycją utożsamianą przez pewnego młodego prawnika o wyglądzie rasowego kujona i onanisty. A propos: ile jeszcze lat ten rzekomo opozycyjny picuś-glancuś „będzie robił” za młodego? Nie czas wyrosnąć z krótkich majtek? Nie pora na powiedzenie sobie, że zajmowanie się tą szkolnie śmieszną postacią odwraca uwagę od rzeczy i zjawisk o niepomiernie większej skali?

Wiewiórki… Albo jak kto woli krety. Źle napisano podanie do Bufetowej o zezwolenie na zgromadzenie. Jakiś dureń-maturzysta popełnił podobno kilka błędów, w tym ortograficzne. No to ja bym gnoja wziął za wsiarz i wywalił na zbitą mordę! Natychmiast! Ale jest też inny aspekt tego zjawiska. Da się sformułować w pytaniu: ilu jeszcze agentów i destruktorów pracuje po prawej stronie sceny? Jak często będziemy chodzić na barykady podejrzewając, iż nasi dowódcy są oszustami? I dlaczego w ogóle mamy dłużej tolerować agenturę – widząc jak przebrana w słuszne stroje destabilizuje, osłabia i czyni powolniejszym wszystko?

Recepty: natychmiastowa delegalizacja i penalizacja organizacji, której choćby jeden członek uczestniczył w atakowaniu legalnego marszu. Aresztować i zutylizować nakład każdej gazety, która ośmieli się pochwalić agresję na Polaków, wspomagać ją, uzasadniać. Wszyscy agresywni, przyjezdni do nas na 11 listopada Niemcy do pierdla, podobno lubią męsko-męskie sztuki, więzienna wiara ucieszy się z takiego prezentu – a jako wiernemu elektoratowi PO coś im się należy, prawda? Tu jednak UWAGA: "antyfaszysta roku", kameruński "poeta rewolucyjny" Simon Mol okazał się osobnikiem zarażającym wirusem HIV. Przez co nie ma żadnej pewności, że inni "antyfaszyści, zwłaszcza ci sprowadzani i promowani przez stowarzyszenie "Nigdy Więcej" nie mają podobnie.

M.Z.

Brak komentarzy: