piątek, 25 listopada 2011

Z cyklu: rozmowy


Nie mam pojęcia ile z nich odbyłem w ostatnich dziesięciu tylko latach, pewnie bardzo dużo. Większość to sieczka, niektóre „jak cię mogę”. Inne ważne. Ale ta hierarchia czasem się zmienia. Kiedy przypadkiem rzucam okiem na działający telewizor i widzę tam rzeczniczkę którejś z prokurator, taka arogancka malowana lala – przypomina mi się dialog sprzed lat, później zapomniany, dzisiaj odświeżony.

Wówczas ktoś wspomniał o prawnikach, a przynajmniej tej ich części, do której zapisała się (a może została zapisana?) niejaka Weronika Marczuk-Pazura. Postać niezwykle popularna, a ostatnio też znana z kroniki kryminalnej, dział „uniewinnieni od zarzutów”. Kariera? Podobno zaczynała od prężenia się na rurze. W jakimś barze, może nocnej knajpie. Tak, królowa nocy, to dobre określenie dla wykonawczyń tego zawodu. Przyznaję, że nie bardzo wiem skąd owa popularność, ostatnio dość rzadko bywam w nocnych barach. Przeoczyłem tedy nawet jej premierowy występ u Morozowskiego i Sekielskiego, choć udało mi się nieco później nadrobić niedopatrzenie. Wtedy obaj panowie w uprawianiu nachalnej propagandy przebili samego mistrza Urbana – co jeszcze niedawno wydawało się absolutnie niemożliwe. A jednak…

No więc Pani Kręcipupa (to ten zawód rurowy) dostała się do TV (gdzieś ten program na You Tube pewnie jeszcze jest) tylko z tej przyczyny, iż koledzy wpłacili do prokuratury sporą kasę, prokurator zwolnił „damę” z twardej odsiadki, a dwaj propagandowi hunwejbini postanowili niedawną aresztantkę wykorzystać do pokazania jaki to agent Tomek był paskudny i oszukańczy, ergo postawienia tezy „zlikwidować CBA”. Zlikwidowano nieco później – ale to inna bajka.

No i w tym programie z ust wzmiankowanej padło sformułowanie, że agent Tomek był namolny, ale ona się nie dała, bo nie miesza życia osobistego z zawodowym. Piękna deklaracja! Tylko czemu przypomina mi się fragment klasycznego już filmu „Kabaret”, gdzie w pewnym momencie konferansjer deklaruje zgromadzonej publice, że damska orkiestra to wyłącznie dziewice – a kto nie wierzy może osobiście sprawdzić?

I teraz zbitka kilku obrazów, tak mi się dzisiaj porobiło: pobity przez policję podczas Marszu Niepodległości skazany przez jakąś panią sędzinę, wystąpienia malowanej plastikowej lali, daję słowo, że wytłumaczy wszystko, działanie proszku OMO też, pani Kręcipupa, była posłanka Sawicka (brrrr…), niebacznie uległa presji poetyckich wzruszeń Asnyka, zresztą recytowanych przez nią osobiście. I ten piekielny agent Tomek, z jednej strony gigant sztuki uwodzenia, z drugiej ofiara, którą żądny sensacji tłum gotów był osobiście łamać kołem, ćwiartować i wywieszać resztki na murach miasta. Za co? No na przykład za niedotrzymywanie obietnic…

Więc nie ma racji Łysiak twierdzący, że diabeł ma postać małego grubaska z odstającymi uszami. Współczesny diabeł to raczej diablica. Osiągnęła już to, o czym jej bratu tylko się śniło: przekonała gawiedź, że diabły jako takie w ogóle nie istnieją!

Publika wyje z radości! Albo doprowadza się do takiego stanu, jak w czasach, kiedy wyświetlano serial o Isaurze i Leonciu – ambasada brazylijska tonęła ponoć w listach, by tę Isaurę jednak obdarzyć wolnością, porządna jest i „się jej należy”. Dzisiaj mamy inne seriale, sztuka propagandy posunęła się dalej, podkorowo wmawiają nam, że gdy zadzwoni windykator to czyśmy winni czy niewinni – lepiej się z nim dogadać. Tak na wszelki wypadek… Spłacać? Jasne, spłacać, jak najbardziej. W razie niewinności w niebie nam zwrócą….

Coś mam do kobiet? Ludzie, opanujcie się! Bo będę musiał przyznać się, że nieustającą skłonność...

M. Z.

Ilustracja: tapeciarnia.pl

Brak komentarzy: