poniedziałek, 28 listopada 2011

Mistrzowie mechaniki siłowej


W sieci pojawia się coraz więcej głosów dotyczących tego, czym sieć jest, a czym być nie powinna. To dobrze: ponieważ i ja zauważam niebezpieczną tendencję do zamykania się grup w kręgu tych samych ludzi, z którymi na co dzień kłócę się lub zgadzam. Kręgu elektronicznym.

Nie wszystkich znamy z twarzy, gestu, sposobu reakcji na zbyt kwaśną zupę, czy dziwne zdanie współrozmówcy. Rzadko wynikają z kontaktów sieciowych jakiekolwiek związki natury personalnej, międzyludzkiej w tym najbardziej prozaicznym sensie – osobistego kontaktu. To niedobrze. Nie pamiętamy o „drobnej” możliwości, która pozostaje w innych, zewnętrznych rękach – wyłączeniu wszystkiego w diabły. Tak jak 13 grudnia 1981 wyłączono Teleranek. I pozostało nam już tylko pukanie do sąsiada, z którym do tej pory nie utrzymywaliśmy żadnych stosunków… Komórek jak młodsi nie pamiętają jeszcze nie było, sieć kablową też przecięto. I co? Ano nic. Jakoś się toczyło. Wtedy jeszcze potrafiliśmy się porozumiewać...

Kilka miesięcy temu podczas jednego z nielicznych osobistych spotkań zaproponowałem, by możliwość organizowania się w inne, niż wyłącznie sieciowe grupy odtworzyć, reanimować. I podjąć oczywiście próbę. Napisałem na ten temat kilka słów – ale zdaje się nie spotkało się to z dobrym odbiorem. Miałem nawet wrażenie, że część moich słuchaczy natychmiast poczęła kombinować co też ten Zarębski chce sobie załatwić. Inni uznali że skoro tak, to mogą już, teraz-zaraz domagać się ode mnie konkretnych świadczeń. Oba strzały niecelne. Niczego nie chcę sobie dzisiaj załatwiać! A świadczenie wobec innych być może - ale na zasadzie najpierw poznania się i dogadania, później konkretnych czynności. A te mogą nastąpić, choć przecież nie muszą… Tak czy siak moje możliwości świadczeń zewnętrznych określam ja, nie ci, którym wydaje się, że "jeśli żyje, to znaczy ma się dobrze, a nawet jeszcze lepiej". Wszędzie tam, gdzie najpierw było porozumienie, świadczenia potem - sytuację mam jasną i nikt do nikogo nie ma pretensji.

Uważam, że nadchodzi ciężka zima, po której wcale nam się nie polepszy. Widzę po ruchach urzędów i poszczególnych ich przedstawicieli, że cała para idzie w opracowanie nowych systemów dokręcania śruby, a nie porozumienia się z obywatelami. Straszą nas już wszystkim, ostatnio listonoszem. Że niby wejdzie nieproszony do domu i sprawdzi, czy mam działający telewizor i radio. Nie mam. Ale niby na jakiej zasadzie wejdzie, skoro nawet dzielnicowy, gdy nie zaproszony, musi posiadać nakaz prokuratora? I chyba nie jest to tylko dym w oczy - ponury kurdupel wrzucający do niedawna listy do europejskiej skrzynki (raj dla ulotkarzy!) zhardział ostatnio i wzywa mnie na dół po przesyłki polecone. Nie chce mu się wjeżdżać windą na któreś tam piętro. Sodoma i Gomora, panie, ruja i porubstwo!

M.Z.

Brak komentarzy: