piątek, 11 stycznia 2013

Uroki sieciowych "związków miłosnych"




 Napisała do mnie pani, która jak się okazało poleciła mój tekst do Nowego Ekranu w jednym ze swoich komentarzy – i która, z jej to słów wynika, ma istotne zastrzeżenia do tytułowych sieciowych związków. W sensie: wymuszanych związków. A ponoć pojawiły się wobec niej takie próby…

Więc po pierwsze cieszę się z tego napisania – bo jak to z moich opisów rzeczywistości wynika (mam na myśli tylko opisy ostatniego miesiąca) damy rzadko interesują się swoim sieciowym potomstwem, czyli tekstami albo komentarzami. W związku z czym jedną z nich już stąd wyrugowałem. Ostatnia respondentka wszakże życzy sobie, bym powiedział co sądzę na temat prób zwabienia jej do zainicjowania korespondencji prywatnej z kimś, kogo nieco zjechała, by nie powiedzieć kolokwialnie obsobaczyła.

Serdecznie odradzam! Jeżeli ochrzan był zdaniem Pani słuszny, wiązał się z dość jak Pani powiada swawolną działalnością jednego z nowoekranowych blogerów – to na co komu takie kłopoty, strata czasu, a być może inne dolegliwości? Przepisywacze (tak Pani określiła swego oponenta) z natury są złośliwi, ale też zakochani w sobie, podobnie jak słynna „stajnia Pińskich” w NE uważają, że najwyższą formą dziennikarzenia jest rzekome „informowanie”, czyli przepisywanie z innych źródeł, zaś wyczucie czasu i proporcji to jakieś pseudointeligenckie rozhowory bez sensu i potrzeby. Tak uważam ja, Marek Zarębski. Co uczyni Pani – wolna wola i skrzypce…

Proszę też o zważenie, że nie mówi tego wszystkiego ktoś, kto występuje pod jakimś nickiem czy inną ksywą. W tym miejscu pisuję ujawniając prawdziwe dane w nagłówku bloga, fotka mniej więcej aktualna, a nie pożyczona od syna czy kuzyna. I powiem szczerze, że z powodu osobistego kontaktowania się z dawnymi moimi respondentami miałem na początku sporo kłopotów, później się jakby rozjaśniło, nie zawsze dzisiaj się ze sobą zgadzamy, ale w sumie naprawdę cieszę się, że kilku dobrych znajomych mi przybyło, a nie wrogo okopało w jakichś nieznanych szańcach. Zatem: warto było! Negatyw tylko taki, że odrzuceni zdecydowanie już do przyjaciół się nie zaliczają, dobrze, że choć nie szkodzą specjalnie, ze szkodnikami zawsze pełne utrapienie i strata czasu.

Tak miałem w Salonie24, tak w Nowym Ekranie, tak w Polakach.eu.org Dzisiaj pisując wyłącznie tutaj, u siebie, nie mam już podobnych stresów. Czasem oczywiście korci mnie, by wejść w jakąś dyskusję i przywalić temu lub owemu – ale w końcu wszystko da się załatwić także tutaj, na miejscu, a nie na jakiejś nieznanej mi płaszczyźnie. Kontakty bezpośrednie okazały się o tyle owocne, że widząc „żywego”, jego miny, argumenty czy gestykulację nabieramy przekonania, iż najlepsza nawet literatura, jaką dany osobnik wytwarza własnymi tekstami wokół siebie to ”mały Pikuś” względem realu. Rzeczywistość jest bogatsza, lepsza, powiem nawet, że wręcz wspanialsza. Albo odwrotnie: pokazuje dowodnie, do bólu, jakim kto jest chamem i prostakiem, nawet jeśli ładnie mówi po polsku i pisuje logicznie poukładane teksty. Decyzje więc są pełniejsze, po prostu łatwiej jest głęboko odetchnąć i powiedzieć sobie ”Dobrze uczyniłem”. Czy dopuszczam pomyłki? Dopuszczam, a jakże! Nie ma nieomylnych!

Zatem porada taka: ujawniać mogę, ale nie muszę. Reszta to już indywidualny wybór. Zaś za polecanie moich tekstów WIELKIE DZIĘKI!!

M.Z.

4 komentarze:

Bitsay pisze...

Bardzo mnie zastanowily spotkania "w realu" czyli personalne blogerow i osob piszacych komentarze (z czym nota bene zetknelam sie po raz pierwszy na polacy.eu.org). Czy takie spotkania, czasami regularne (takie bylo moje wrazenie) to tzw. "norma" w Polskiej "sieci"? Czy, poniekad, urok Internetu nie polega na tym ze blogerzy a zwlaszcza osoby komentujace pozostaja anonimowe?

"Uroki sieciowych "zwiazkow milosnych"" powinny zostac tam gdzie naleza czyli na portalach dla szukajacych "zwiazkow milosnych" ;)

M.Z. pisze...

A tutaj jeśli Pani pozwoli WCALE SIĘ Z PANIĄ NIE ZGODZĘ! Po pierwsze dlatego, że w tym zabieganym, obojętnym wobec siebie i zatomizowanym zbiorze osób dobre, personalne, a nawet osobiste porozumienie jest wartością nie do przecenienia. Po drugie ten rodzaj kontaktu jeśli nie jest oparty o fałszywe przesłanki w bardzo niewielkim stopniu podlega wpływom, manipulacjom czy w ogóle kłamstwu. Te złe rzeczy widać od razu. Fałsz jest jak na tacy. Od razu tez można rozpoznać, czy rozmawiamy z człowiekiem coś wartym, czy tylko z typowym sieciowym tworem, który tekst o bankach bierze z jednego źródła (kradnie!), a o polityce z innego. Takie rzeczy zdarzyły mi się naprawdę, później okazało się, że nie mnie jednemu. Poznałem rzekomych pisarzy, którzy w istocie okazali się potwornymi chamami, ekonomistów nie mających pojęcia o roli pieniądza, prawników nie potrafiących niczego prawnie ocenić i emerytki straszące koszmarem poglądów, które to poglądy łatwiej byłoby przypisać zbiorowym mordercom, niż starszym paniom. Było więc jak w bajce o królu, który okazał się nagi. Szkoda? Nie, nie szkoda, szkoda raczej poświęconego tym kreaturom czasu i uwagi. Słowa w ich tekstach łagodziły sformułowania i gładziły wszelkie kanty. Real okazał się bezwzględny - i nie chodzi mi o zmarszczki, sam posiadam komplet, a tych spotkań nie traktowałem randkowo. Z drugiej strony okazało się też, że pośród pozornie oschłych, nie bardzo precyzyjnie wyrażających się na piśmie osób kryją się osobnicy przeuroczy, zabawni i naprawdę mądrzy. No nie opanowali do perfekcji sztuki wyrażania się w tekstach - ale to przecież nic nie znaczy, to ich nie deprecjonuje. Nie każdy w tej materii musi być zawodowcem...

Zatem: sieć służyć ma ludziom, nawet tej formie, która tym razem się Pani nie spodobała czyli kontaktom osobistym. Ważne są w rozmowie miny, tony, gesty. To właśnie tak dokonuje się prawdziwe porozumienie. W Polakach zalążki takich związków od pewnego czasu istnieją. Mimo że już tam nie piszę - nie wypadłem z ich orbity i bardzo to sobie cenię. Oczywiście spieramy się, a nawet kłócimy. Potem burze mijają i znowu jest normalnie.

A urok internetu... Cóż mogę powiedzieć? Chyba przewrotnie to tylko, że przed laty Sieć powstała po to, by móc sprawniej odpalić atomową rakietę. I proszę zobaczyć co się porobiło - rozmawiamy nigdy w życiu się nie poznawszy osobiście, nie widząc się i nawet nie wiedząc gdzie które mieszka.

Pozdrawiam jak najcieplej!
M.Z.

M.Z. pisze...

Oj, zapomniałem dopowiedzieć: tekst powstał by przestrzec kogoś przed typami, które dzisiaj się z nami spierają, jutro proszą o dane personalne, a pojutrze wytaczają nam sprawę sądowa o zniesławienie. To wyjątkowa kategoria skurwieli...

Bitsay pisze...

Witam ponownie,
Trudno mi sie z Panem nie zgodzic i nie przyznac racji. Fakt, siec moze byc zalazkiem spotkan osobistych i nie powinno mnie to dziwic. Dodam jeszcze ze forma spotkan osobistych troche mnie zaskoczyla i stwierdzenie ze jestem temu przeciwna jest bledne. Otaczajaca mnie rzeczywistosc sprawia ze mam bardzo sceptyczne podejscie do spotkan z osobami napotkanymi w sieci.

Rowniez pozdrawiam z Karainy Bialych Niedzwiedzi 5272DPappor