W polecanym poprzednim wpisem tekście Tad-a9 jeden
z elementów szczególnie utkwił mi w pamięci. To przeciwstawienie żydowskiego
poszukiwania tożsamości współczesnych Polaków w mentalności pańszczyźnianej
przy jednoczesnym zaprzeczaniu, jakoby ubeccy czy stalinowscy protoplaści poszukiwaczy
i współczesnych „gwiazd” mieli na nie jakikolwiek wpływ. Tad9 jasno stawia
pytanie: jak można ględzić o czymś, co zostało zakończone jakieś 150 lat
wcześniej (pańszczyzna) i stanowczo odmawiać poważnej rozmowy na temat ludzi, z
którymi obecni celebryci mają jeszcze do czynienia – w końcu nie wszystkie te
stare dziady przeniosły się na drugą stronę lustra.
Nie ujmując niczego
takiemu postawieniu sprawy – nawet poważna publicystyka z konieczności winna
posługiwać się pewnym uogólnieniem, skrótem myślowym. Pod lupą widać
jednak dodatkowe półtony i półcienie problemu. Uwaga: w sumie trafnie ujętego
problemu…
Jak to już wyjaśniałem także
w poprzednich swoich tekstach pojęcie „pańszczyźniany” nie ma ścisłego związku
z wsią czy pracą na roli. Ta robocza nazwa dotyczy także części urzędników,
barwnej menażerii dozorców, milicjantów i sb-ków, obiboków, niestety również
dziennikarzy, właścicieli prywatnych biznesików, wszelkiej maści prezesów, dyrektorów,
doradców i inżynierów. Podkreślam: CZĘŚCI, nie wszystkich. Rzecz w określonej
strukturze umysłowej, dość dobrze opisuje ją powiedzonko powszechnie używane „z
chama pan – a i tak cham”. Ale rzecz też w pewnej sytuacji, która jak
katalizator albo zainicjowała pewien proces „chemiczny”, albo wyraźnie go
przyspieszyła. W Polsce pierwszych lat po II wojnie światowej to wejście
na nasz teren sowietów. Wprowadzone
przez nich prawa i zasady działania starannie rozwijane przez wszystkie
następne lata, tworzenie klik pochodzenia czy przynależności, selekcja
negatywna czy w końcu świadoma likwidacja pozostałości polskiej substancji
narodowej i państwowej – to jest środowisko, w którym dokonują się nasze „procesy
chemiczne”. W ich następstwie nie tylko zatarte zostały naturalne podziały
czasu minionego (na przykład metafizyczna własność czy jak najbardziej realne
pochodzenie), ale przede wszystkim wprowadzono kompletnie nowe. Ponieważ w danym momencie masa narodowej
substancji jest mniej więcej określona - aby lepiej miał ktoś kto inny musi ekonomicznie
dostać w skórę. Lub jak kto woli „trzeba ukraść cudze”, a następnie
zalegalizować w majestacie jakiegoś pretekstu czy doraźnie wydanego zbójeckiego
prawa. Okradzeni nie maja prawa głosu. Tad9 ironizuje, że na tej zasadzie Wawel mógłby zostać uznany za mienie
poniemieckie, w końcu Hans Frank spędził tam kilka lat całkiem legalnie w
świetle niemieckiego prawa.
Co się zaś proweniencji i zależności osobistych
tyczy niemal wszyscy współcześni celebryci pochodzenia żydowskiego doskonale
wiedzą o swoich korzeniach, natomiast starannie dbają o to, by nie była to
wiedza powszechnie dostępna. Starają się to osiągnąć wmawiając otoczeniu, iż
każdy żyje na własny rachunek i rodzice czy dziadkowie nie mają tu nic do
rzeczy. Dopiero po jakimś czasie ujawnia się logiczny fałsz takiej postawy: na
przykład w chwili, w której Polaków zaczyna się na siłę przyszywać do
zależności pańszczyźnianych sprzed minimum 150 lat, ale już potomków Żydów,
milicjantów i ubeków starannie separuje od związków z własnymi rodzicami.
Najczęściej nadal żyjącymi i mającymi się co najmniej świetnie… Tak, tak, proszę
Państwa: dwie „resortowe” emeryturki po minimum 3 tysiące każda dla „starszych”,
własnościowe mieszkanko pozyskane „po Niemcach” – i można uwierzyć, że
socjalizm ma i ludzkie oblicze. A ręka, która się przeciw niemu wyciąga winna
być po cyrankiewiczowsku odrąbana…
Ile jest takich
przypadków? Jak może rozrastać się sieć, pajęczyna podobnych zależności? Ta
świadomość budzi po prostu lęk. Prawdopodobnie każdy analizując najbliższe otoczenie
jest w stanie wskazać podobne przypadki. A wskazując dojdzie też do wniosku, że
bez ujawnienia nie metryk, ale ksiąg wieczystych i hipotek można się dokopać do
rzeczy po prostu strasznych. Stąd histeryczna, konwulsyjna obrona przed takimi
zabiegami, stąd kolejne „grube kreski” i rozgrzeszenia dla tez, iż „pierwszy
milion trzeba obowiązkowo ukraść”. I zaraz potem wyjaśnienie: luuuudzie, nie ma
czym się martwić, wszyscy jesteśmy złodziejami! I każdy Polak ma w sobie coś z Żyda…”
Na pewno?
M.Z.
Rys. buntskrzata.blogspot.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz