poniedziałek, 7 stycznia 2013

E pur si muove!



Mój Boże: z lekka karcąco, ale po nazwisku! Dla niewtajemniczonych: jest tak, że w Nowym Ekranie polecono mój ostatni wpis dotyczący tekstu Łażącego Łazarza, w komentarzach ukazał się stosowny link do mojej produkcji – I ŁAZARZ ODPOWIEDZIAŁ!! Oto tak:


„…Szkoda, że Pan Marek Zarębski nie napisał polemiki na łamach NE. Byłaby pewnie ciekawa rozmowa na argumenty. Oczywiscie odpowiadam za całość redakcji ale nie produkuję i nie odpowiadam za wszystkie teksty umieszczane na NE przez blogerów. Zarzut jest na wielkim poziomie ogólności. Admini muszą korzystać z treści publikowanych na NE. Czasem jest wysyp wspaniałych artykułów i wtedy mamy tzw klęskę urodzaju, która objawia sie tym, że wiele osób uważa, że jakiś artykuł nie został doceniony a powinien. A czasem nie ma niczego co by się w 100% nadało na artykuł wiodący i dlatego wybiera się najlepszy, lub dający szansę na najlepszą dyskusję z tych co jest. Poza tym krytykując bez konkretów rozpoczynamy zabawę w kotka i myszkę. Ilu bowiem czytelników, ilu adminów tyle zdań i opinii. Nie da się zadowolić wszystkich. Dlatego właśnie mając szacunek do merytorycznego przygotowania i doświadczenia Adminów unikam ręcznego sterowania i administrowania. Czasem oczywiscie wkraczam, korzystajac z przywileju nadzorczego Redaktora Naczelnego, ale staram się minimalizować takie sytuacje.

Powtarzam, nie da rady zadowolić i docenić wszystkich, zawsze ktos będzie miał inne zdanie, będzie niezadowolony lub będzie podejrzewał nas o drugie czy trzecie dno. Tymczasem sprawa jest prosta, działamy jak umiemy, staramy sie by NE był ciekawy, cytowany i generował aktywność czytelników, autorów oraz dyskusję.

Czy wykonujemy pracę dobrze? Nie wiem, to już poddaję pod ocenę czytelników ale staramy się wyciagac naukę z każdej krytycznej uwagi.

Dodam jeszcze, że jeśli ktos nigdy nie prowadził takiego portalu jak NE to może mu się wszystko wydawać proste, łatwe i wszelkie rafy swobodnie do ominięcia dzięki profesjonalnemu dzialaniu. A guzik :-))
Gdzie tysiace ludzi tam tysiace uwag, sporów i problemów, których nie da się rozwiazać cudownym salomonowym wyjściem.

Zresztą nawet w ramach redakcji bez przerwy się ścieramy ze sobą.

Pozdrawiam…”

Wypada mi zatem odpowiedzieć. Chcę to zrobić jak najstaranniej, więc będzie tak:

Szanowny Panie Tomaszu! Jak Pan już pewnie wie z poprzedniej naszej korespondencji sprzed ponad roku (chodziło o starszych i młodszych, doświadczonych i mniej bywałych) mam nieco ironizujący miejscami styl – co w żadnym wypadku nie jest osobistym przytykiem. Jak i pierwsze zdanie tego wpisu... Cieszę się, że Pan zareagował. To co ostatnim swoim tekstem chciałem przekazać swoim Czytelnikom w sposób, jaki to robię od lat (co łatwo sprawdzić na blogu) dotyczy działań adminów NE, to wołanie do Pana jest takie trochę retoryczne. W tej całej mojej pisaninie (wiem, ma Pan i tak dość roboty, by studiować obcego) znajdują się konkrety dotyczące na przykład pracy braci Pińskich czy zarzuty dotyczące braku wyczucia czasu, proporcji i miejsca. Widzi Pan – ja się nie czuję w żaden sposób gorzej, niż jakikolwiek inny komentator, walę tu u siebie równo i z górki, Pińscy nie są dla mnie nienaruszalnymi autorytetami, a jak to obiecałem w tym roku – jadę już tylko po imionach i nazwiskach. Doskonale Pan wie, że nie ja jeden. I teraz powiem tak: Pański pracownik, który wkłada na „jedynkę” propagandę Zaleskiego o Syrii zapalił by u mnie jako swojego szefa co najmniej czerwony sygnał alarmowy. Bo to jest po prostu słaby tekst (inni komentatorzy nazywają to dosadniej). I co z tego, że wygeneruje określoną ilość wejść, gdy zarazem animuje postawy wobec Ekranu niedobre, nieufne? Co bardziej się opłaca: mniejsza o pięćdziesiąt liczba wyświetleń, czy opinia popierania miernoty? Oczywiście ja wybrał bym swoją drogę, admin, który tak zadecydował jak zadecydował miał inne zdanie. W sumie pretensja, nie tylko przecież moja, trafia do Pana. A Pan się tłumaczy…

Profesjonalizm… Najpierw deklaracja, że nie przeceniam swojego w tej materii doświadczenia, istotnie nigdy nie prowadziłem tak dużego przedsięwzięcia, jak Ekran. Ale… Jak Pan, przecież kiedyś nie zawodowy dziennikarz, doskonale wie - ludzie uczą się, choć niektórzy wolniej, inni szybciej. A są tacy, dla których po prostu szkoda czasu. Jest więc rzeczą oczywistą, że wszystkim się nie  dogodzi, tu nie poradzi nawet najbardziej doświadczony były żurnalista. Może jednak takiego dyżurnego raz na jakiś czas warto by nająć – bo wpadki z nietrafionymi „jedynkami” to ostatnio w Ekranie nie taka znowu rzadkość. Tu nie rozwinę konkretów, nie jestem członkiem tej zbiorowości, więc i praw jakby mniej, podobne do moich pretensje zgłaszali uprawnieni blogerzy i komentatorzy. Poza tym, pardon, nie jesteście jedynym źródłem moich radości czy utrapień, tych źródeł jest więcej, chcę przez to powiedzieć, że nie siedzę wyłącznie na tym portalu i zapewne wszystkich głosów nie znam. Starałem się mniej czy bardziej udolnie rozpropagować pomysł pomocy dzieciakom w Szymanach, nie wyszło, moi sponsorzy wypięli się, a ja szczerze mówiąc trochę się wówczas zniechęciłem. No takie życie – co mówię po to, by wiedział Pan, iż i ja uważam, że życie to wcale nie taka bajka.

Dziękuję zatem za odpowiedź, proszę darować, że tak pośrednio – ale to też życie.

Z ukłonami

Marek Zarębski

Brak komentarzy: