W nowym roku nieco
nakrzyczano na mnie, że oto winienem ostrzej wziąć się do roboty, bo ilość
felietonów na miesiąc, półrocze czy rok nie wzrasta. A ten i ów chciałby
poczytać coś smacznego o naszych ukochanych zarządcach, tym bardziej, że
cyferki 2015 wygenerowały już w pierwszym dniu Nowego Roku najpoważniejszy jak
dotąd spór rządu z lekarzami – czego skutkiem jest to, że bez pieniędzy lekarza
nie ma sensu szukać, wszystko publiczne pozamykane. Prywatne kliniki oczywiście
kwitną, kto wie, czy nie o to właśnie chodziło. Bo korzyści obopólne: lekarze
przyzwyczajają się do większych zarobków, a pacjenci do tego, że bez stosownego
banknotu nie ma co się z grypą do lekarza wybierać. Czyż nie tak w planach
naszego zwijającego się kraju miało być?
Chciałbym o tym napisać –
ale szczerze mówiąc nie bardzo wiem jak. Po prostu nie znam problemu zbyt
dokładnie, kwestia rozliczeń medyków z NFZ-em to wiedza tajemna. A prywatne
obserwacje poczynione zostały jedynie na podstawie kontaktu z tymi medykami,
którzy ze zdziwieniem pytają mnie przynajmniej raz w roku czemu nie jadę na
Wyspy Kanarkowe, przecież tam tak
ładnie. Dalsze z nimi rozmowy mijają się jakby z sensem, słabo do tych
ludzi dociera, że większość ich rodaków nie ma na podobne podróże pieniędzy. A
już na pewno nie dwa razy w roku. I czuję, że lada moment padnie przecież
stwierdzenie, iż mam jak sobie na to zasłużyłem, trzeba było studiować nie
jakąś egzotyczną polonistykę, ale medycynę. Albo w najgorszym wypadku
weterynarię… No cóż, źle wybrałem, przyznaję, dzisiaj tego już odkręcić się nie
da. Choć z drugiej strony o czym bym z konsyliarzami nie chciał pogadać
humanistycznie i od serca – to panie i panowie tej profesji o świecie dokoła
mają raczej małe pojęcie. Czy to ułomność, która ich niepokoi? Raczej
nie. Jak bowiem wiadomo nie ma w świecie ludzi, którzy byliby zadowoleni ze
stanu swej kiesy – ale wszyscy zachwycają się stanem swych umysłów. I
oczywiście przebiegłości – jak to już parę lat temu pisał Stanisław
Michalkiewicz niektóre zawody przechodzą na dzieci drogą… no właśnie, jaką? Bo
jedyne co mi przychodzi na myśl – to droga płciowa. Klany rodzinne tak przecież
można nazwać, prawda?
Jeden z rozmówców komentuje:
„no ale przecież mamy demokrację…” Gdzie ją chłopie widzisz? W sfałszowanych
wyborach? W durnieniu wielkich grup ludzkich? Wybierałeś tych, z którymi masz
na co dzień do czynienia? Masz jakikolwiek wpływ na miejscowy samorząd, partie
polityczne? Nawet ci nie wolno iść do sądu z pretensjami, że ten i ów nie
dotrzymuje wyborczych obietnic już trzecią czy kolejną kadencję… Tak, tak,
kochani: takie zostało wyrażone stanowisko przez tych, których w aparacie
sprawiedliwości (a może raczej niesprawiedliwości) nie wybierałeś nigdy, a
którzy idiotycznym wyrokiem mogą
przesądzić o reszcie twojego życia. Wybieralni sędziowie i szeryfowie to bajki
z amerykańskich filmów. U nas podobne gatunki ssaków nie występują!
M.Z.
2 komentarze:
Czyli co: racja pośrodku?
W żadnym wypadku! Od zawsze powtarzam, że racja leży tam gdzie leży, a nie pośrodku. To oczywiście tylko wtręt teoretyczny. Dzisiaj ponad 20 procent gabinetów lekarskich jest nieczynna. Trwają jakieś spory, o których nikt nie wie nic pewnego do końca, szanowni żurnaliści po prostu relacjonują zamęt jako taki, ale nie relacjonują meritum sporu. Ministerstwo bełkocze jak to ma w zwyczaju, powołuje się na nieistniejące przepisy prawne - ale też doktorkom w gmatwaniu niczego nie brakuje. W rejwachu zgubił się gdzieś pacjent. Nie ma go, nie istnieje, spór toczy się pomiędzy urzędnikami i konsyliarzami, niestety zaniknęło przekonanie, iż istotą lekarskich i ministerialnych działań powinien być człowiek chory, słowem pacjent. Ludzie przyzwyczajają się do myśli, że za coś, za co płacili ubezpieczeniem zdrowotnym całe życie trzeba płacić jeszcze raz. I to właśnie jest chore!
Prześlij komentarz